Pierwszy cel to urealnienie terminów zrealizowania poszczególnych kamieni milowych. Drugi to wartość merytoryczna projektów – mówi Jan Szyszko, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Przede wszystkim dostajemy te pieniądze, bo 15 grudnia ub.r. wysłaliśmy pierwszy wniosek o płatność, czego nasi poprzednicy nie zrobili. Wcześniej Bruksela nie miała nawet czego procedować.
Sam KPO był negocjowany w zupełnie innej sytuacji politycznej i prawnej w Polsce. Dziś zawnioskowaliśmy o dołączenie do Prokuratury Europejskiej, jest projekt ustawy o KRS czy przedstawiony przez ministra Bodnara polski plan działania dotyczący przywracania praworządności, który KE zaakceptowała. Oczywiście wszyscy wiedzą, w jakim układzie politycznym funkcjonujemy obecnie i jakie to niesie za sobą ograniczenia. Dzisiaj PiS podnosi, że uwolnienie KPO to dowód na to, że taki był plan polityczny KE na zmianę władzy w Polsce. Tylko jeszcze raz pytam – dlaczego sam PiS nie złożył wniosku o płatność? Przecież to tak, jakby kupić bilet na autobus, nie stawić się na przejazd i mieć pretensje, że się nie dojechało do miejsca docelowego.
Ostatecznie decydować będzie KE, ale nie spodziewałbym się tego. W Komisji pracują rozsądni ludzie, którzy wiedzą, jak wygląda sytuacja polityczna w Polsce i że nie byłoby mądrym działanie, w którym zakładnikami takiej czy innej decyzji prezydenta staje się 38 mln Polaków.
Komisja uznała wszystkie warunki horyzontalne za spełnione. A skoro tak, to rzeczywiście można to traktować jako stałe zielone światło, które mogłoby się zmienić na czerwone dopiero wtedy, gdyby z jakichkolwiek przyczyn nastąpił powrót do sytuacji prawnej, która była w Polsce jeszcze kilka lat temu. A jak wiadomo, obecnie nie ma ku temu żadnych przesłanek. Komisja ocenia działania obecnego rządu całościowo i uznaje za zadowalające w wymiarze, który jest możliwy przy tym klimacie politycznym, który mamy.
Mamy dwa lata opóźnienia i bardzo napięte terminy. Na razie w Unii nie ma formalnych dyskusji na temat przedłużenia terminu rozliczania KPO, choć wiemy, że są państwa członkowskie, które byłyby tym zainteresowane. Zresztą z punktu widzenia taktyki negocjacyjnej, nawet gdybyśmy chcieli siadać do takich rozmów, to i tak robienie tego na dwa lata przed upływem terminu nie byłoby zbyt rozsądne. My chcemy pokazać, że jesteśmy w stanie wyrobić się w obowiązujących terminach.
W tym tygodniu resort funduszy i polityki regionalnej przedstawi premierowi propozycję pakietu negocjacyjnego KPO. To efekt styczniowych konsultacji międzyresortowych, w ramach których pytaliśmy inne ministerstwa o ich zapotrzebowanie i sugestie, co w zmienionym KPO powinno się znaleźć. Te propozycje spłynęły, my je opracowaliśmy i lada dzień trafią na biurko Donalda Tuska. Można powiedzieć, że na dziś mamy dwa priorytety, jeżeli chodzi o ten pakiet. Pierwszy to urealnienie terminów zrealizowania poszczególnych kamieni milowych. Drugi to wartość merytoryczna projektów, czyli urealnienie tego, w jakim zakresie dany kamień milowy jesteśmy w stanie zrealizować przy dzisiejszych uwarunkowaniach gospodarczych.
Taka rewizja jest bardzo trudna, bo KE zależy na tym, aby utrzymać system „pieniądze za reformy”, a więc chce, by te reformy były jak najbardziej kompletne w momencie ich rozliczania. My też nie mamy zamiaru zgłaszać do rewizji więcej inwestycji, niż jest to absolutnie konieczne. Z takim komunikatem wyszliśmy do innych resortów, aby ograniczyły swoje propozycje tylko do rzeczy absolutnie niezbędnych.
Te trudne do realizacji, o czym wiedział już poprzedni rząd. Bardzo wątpliwy jest zwrot przez Komisję pieniędzy za laptopy dla uczniów. KE nie uznała wręczenia uczniom tysięcy laptopów na własność za wypełnienie kamienia mówiącego o cyfryzacji polskich szkół w sposób systemowy. Co innego laptopy dla nauczycieli, bo ten sprzęt zostanie już na stałe w placówkach oświatowych.
W tym tygodniu propozycja wpłynie na biurko premiera. Potem musimy ruszać naprawdę bardzo szybko, bo nie możemy renegocjować KPO i jednocześnie zgłaszać wniosków o płatność. Mamy dosyć napięty harmonogram ich zgłaszania. Kolejne chcemy wysłać latem i do końca grudnia; zgodnie z zasadą, że można je składać dwa razy do roku. To oznacza, że na negocjacje z Komisją Europejską w sprawie zmian w KPO będziemy mieli krótkie miesiące. To będą naprawdę bardzo trudne rozmowy.
Będziemy wnioskować o środki w wysokości 23,6 mld euro, czyli prawie 102 mld zł. W drugim i trzecim wniosku wystąpimy o 11,1 mld euro, czyli o blisko 48 mld zł, a w grudniu, w czwartym i piątym, o 12,5 mld euro, czyli o blisko 54 mld zł.
Komisja ma zawsze dwa miesiące na ocenę wniosku. Do Polski powinno wpłynąć ponad 11,1 mld euro z wniosków, które złożymy latem, oraz 6,3 mld euro, czyli ponad 27 mld zł za pierwszy wniosek złożony w grudniu 2023 r., zaraz po utworzeniu rządu.
Te pieniądze poszły głównie na pomoc techniczną, rozruch perspektywy, niewielka pula trafiła też na FERS (Program Fundusze Europejskie dla Rozwoju Społecznego). Natomiast jedną z pierwszych decyzji, którą podjąłem, było zwiększenie celów certyfikacji na ten rok. Wcześniej były na poziomie 5 proc. alokacji do końca tego roku i 14 proc. w przyszłym. Cel został podniesiony do 6 proc. w tym roku i do 17 proc. w przyszłym, by wszystkie instytucje w kraju miały motywację do szybszego inwestowania i wydawania pieniędzy. Obawiamy się kumulacji w roku 2026, wtedy będziemy mieli szczyt wydatków z KPO i polityki spójności. Wolimy je rozłożyć, a z powodu opóźnień i harmonogramu mamy mniejsze pole manewru, jeśli chodzi o KPO. Dlatego tym lepiej przyspieszyć wydawanie środków z polityki spójności.
Rocznie mamy sześć okresów, w których możemy składać wnioski o wypłatę z polityki spójności. Pierwszy z nich pewnie na kilkaset milionów złotych spróbujemy wysłać do 28 lutego, więc mamy trochę napięty harmonogram, ale zrobimy wszystko, żeby zdążyć. Kolejny slot mamy do końca maja.
Z polityki spójności trudno szacować, ale zakładając, że uda się wydać te 6 proc., to dostaniemy ok. 19,4 mld zł z budżetu UE plus wspomniane wcześniej dwie transze z KPO na kwotę 75 mld zł. Jak widać, w tym roku większą rolę będą grały pieniądze z KPO, ale udział tych ze spójności w transferach będzie stopniowo się zwiększał.
Tak.
Osobą kompetentną i decyzyjną w tej sprawie jest pełnomocnik rządu do spraw CPK minister Maciej Lasek i do niego najlepiej kierować wszystkie szczegółowe pytania dotyczące tej inwestycji. Natomiast zgodnie z tym, co mówiła minister Pełczyńska-Nałęcz, nie jest tak, że Polski na CPK nie stać. Audyt musi wskazać, w jakiej formule taki projekt mógłby się przysłużyć Polakom, ale powiem to jeszcze raz – Polskę stać na CPK. Jesteśmy 21. gospodarką świata i stać nas na duże projekty, jeżeli przynoszą korzyści Polakom.
Część projektów, które zostały ujęte w obecnym projekcie CPK, ma szanse na finansowanie z KPO. Problem jest natury technicznej: to co łączy KPO i CPK, to opóźnienie całego projektu. ©℗