Biorąc pod uwagę już znaczące wydatki na obronność, programy społeczne i antykryzysowe, przestrzeń do kolejnych takich działań albo przeprowadzenia obniżek podatków jest bardzo mała - mówi Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.

Jaka jest sytuacja w finansach publicznych? Tak zła, jak twierdzi opozycja, tak dobra, jak twierdzi PiS, czy względnie dobra, jak twierdzą ekonomiści? Ostatnia notyfikacja fiskalna pokazuje, że deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych zamiast 162 mld zł, jak raportowaliśmy w kwietniu, wyniesie ponad 192 mld zł.

Poziom zadłużenia i ogólna kondycja polskich finansów publicznych jest dobra. Zadłużenie wynosi 48 proc. PKB, a 10 lat temu było to aż 57 proc. Poziom całego długu publicznego jest jednym z niższych w EU, dla której średnia to ponad 80 proc. Co ważne, poprawiła się struktura długu – z 35 do 24 proc. spadło zadłużenie zagraniczne i mamy długie terminy spłaty. Niezależne agencje ratingowe podniosły w ostatnich latach ocenę wiarygodności finansowej państwa do poziomu A- z perspektywą stabilną. W mojej ocenie prognoza Ministerstwa Finansów jest konserwatywna. Sama Komisja Europejska oczekuje niższego deficytu rzędu 5,0 proc. PKB w tym roku i 3,7 proc. w 2024 r. Natomiast biorąc pod uwagę już znaczące wydatki na obronność, programy społeczne i antykryzysowe, przestrzeń do kolejnych takich działań albo przeprowadzenia obniżek podatków jest bardzo mała.

A może zerowa?

Nie, ale niewielka, jeżeli chcemy trzymać dług pod kontrolą wokół 50 proc. Polskie finanse publiczne istotnie się zmieniły w ostatniej dekadzie. System podatkowy jest znacząco bardziej szczelny, co podwoiło dochody. Ostatni raport KE pokazał, że Polska była numerem jeden w obniżaniu luki VAT – zmniejszyła się ona aż o 23 pkt proc. Z drugiej strony rząd wprowadził wiele programów socjalnych i zwiększył wydatki na zdrowie o ponad 100 mld zł. Dużym obciążeniem są też wydatki związane z działaniami antykryzysowymi. Na ten cel poszło prawie 250 mld zł, ale ten ciężar wzięły na siebie głównie PFR i BGK. Te koszty już są niższe, a od 2024 r. będą znikome. Były to wydatki jednorazowe, np. PFR od 2021 r. nie wyemitował żadnej obligacji. To, co pozostało, to decyzje nowego rządu o limitach cen energii i niższym VAT na żywność. Kolejna kwestia to wydatki na obronność, które rosną o ponad 100 mld zł.

W latach 2018 i 2019 mieliśmy najlepsze w ostatnich 30 latach wyniki finansów publicznych z praktycznie zerowym deficytem. Ale biorąc pod uwagę nowe wydatki, głównie na obronność i tarcze, mamy deficyt 4,5–5,0 proc. PKB. Gdybyśmy wydawali na obronność tyle co Niemcy, to deficyt wynosiłby zaledwie 2,5 proc. Ponadto jeżeli po kryzysie wracamy do tzw. reguły wydatkowej, to możliwość obniżania podatków lub nowych wydatków, nie rezygnując z tych aktualnych, jest bardzo niska. Nie jest to żadne zaskoczenie.

Wykonanie dochodów budżetowych za ten rok będzie sporo niższe od planu, a to negatywnie wpłynie na przyszłoroczne prognozy dochodów.

Pamiętajmy, że jesteśmy właśnie w dołku cyklu koniunktury, ze spadkiem konsumpcji o niemal 3 proc., co wpływa na dochody z tytułu VAT. Widać jednak, że dochody rozporządzalne Polaków zaczynają ponownie rosnąć i wszystkie prognozy wskazują, że konsumpcja wkrótce mocno odbije, a to już w przyszłym roku przełoży się na lepsze dochody z VAT czy akcyzy. Nie obawiam się o wykonanie tegorocznego budżetu, bo zawsze jest tak, że wydatki wykonane są o 1,3–1,4 proc. PKB niższe od planowanych, czyli mówimy o kwocie rzędu 30–40 mld zł. Wszystkie potrzeby pożyczkowe na ten rok są sfinansowane. Ministerstwo Finansów dysponuje prawie 120 mld zł wolnych środków.

W przyszłym roku potrzeby pożyczkowe będą bardzo duże – 420 mld zł brutto łącznie z obsługą starego długu.

Kluczowe są potrzeby pożyczkowe netto, czyli to, ile dodatkowo państwo musi pożyczyć. W mojej ocenie to realnie ok. 170 mld zł, czyli ok. 4,5 proc. PKB. To i tak są znaczące kwoty. Zwłaszcza że na światowych rynkach finansowych jest nerwowo, spada płynność i rosną koszty finansowania. Nowy rząd musi zadbać o bardzo dobrą komunikację z inwestorami. Dlatego apelowałem, aby nie tworzyć narracji katastrofy, wielkiej dziury budżetowej, bo słuchają tego inwestorzy, od których te pieniądze będziemy chcieli za chwilę pożyczać.

Czy nie niepokoją pana rosnące rentowności papierów skarbowych?

Niestety w ostatnich trzech tygodniach znowu przebiły one 6 proc., ale się ustabilizowały. Częściowy wpływ na to ma sytuacja na rynkach światowych. Oprocentowanie obligacji w Stanach Zjednoczonych jest powyżej 5 proc.! Historycznie nie wróżyło to nic dobrego. Na pewno mocną stroną polskiej gospodarki będzie przyspieszenie wzrostu oraz inwestycji realizowanych ze środków unijnych. Premier Morawiecki wynegocjował bardzo dobry pakiet, czyli 770 mld zł. Dzięki mechanizmowi prefinansowania przez PFR inwestycje z KPO są już rozpędzone. W tym roku to już prawie 10 mld zł, a prognoza na kolejny to 40 mld zł. Gdyby nie prefinansowanie KPO przez PFR, przetargi startowałyby dopiero z początkiem przyszłego roku i nie byłoby żadnych szans na wykorzystanie tych środków do 2026 r. Polska straciłaby zapewne 40–50 mld zł, biorąc pod uwagę trzy–cztery kwartały potrzebne na przygotowania, przetargi, kontraktacje itd. Zakładam, że dzięki konsumpcji i inwestycjom wzrost gospodarczy Polski przyspieszy do ok. 3 proc. PKB w przyszłym roku. Innym słowy, jeżeli popatrzymy na historycznie najniższe bezrobocie, rekordowe wyniki sektora przedsiębiorstw, niski poziom długu w całej gospodarce, silny sektor finansowy, dobre wyniki handlu i wysokie rezerwy walutowe oraz przyspieszający wzrost gospodarczy, to bez wątpienia wychodzimy z serii największych kryzysów od 100 lat z silną i dynamiczną gospodarką. Zwłaszcza jak porównamy się z innymi krajami. Ale nie oznacza to, że jest fantastycznie, ponieważ jest wiele strukturalnych problemów oraz potężne ryzyka w otoczeniu Polski.

Komitety wyborcze składały hojne propozycje wyborcze. Ich realizacja kosztowałaby ok. 120 mld zł. Ile realnie nowy rząd będzie mógł wydać?

Najważniejsza debata powinna dotyczyć tego, jak finanse publiczne powinny wspierać politykę społeczną, rozwojową i bezpieczeństwa przy utrzymaniu stabilnego poziomu długu. Jeżeli przyjmiemy, że musimy wydawać 4 proc. PKB na obronność, bo zagrożenie ze strony Rosji jest olbrzymie, to czy obniżamy kwotę wolną od podatku, czy inwestujemy w zdrowie? Czy „babciowe”, czy edukacja? I tak dalej. Ciężko to pogodzić, zachowując bezpieczną ścieżkę fiskalną. Nikt nie wie, czy idziemy w konsolidację fiskalną z deficytem w stronę 3 proc. PKB i wzmocnioną regułą wydatkową, czy odwrotnie – w wariancie „na bogato” w kierunku 7 proc. z rozmontowaną regułą. Dynamika sporu politycznego wskazuje, że niestety idziemy w zwiększone deficyty, ale poczekajmy na realny plan.

Widzi pan przestrzeń chociażby dla podwyższenia kwoty wolnej do 60 tys. zł, co ma kosztować ok. 40 mld zł?

Trudno powiedzieć, wiele zależy od tego, jak będzie się kształtować strona dochodowa w przyszłym roku oraz wzrost gospodarczy. Gdyby udało się wyłączyć wydatki na obronność z reguły wydatkowej, to jakaś przestrzeń na te dodatkowe wydatki się tworzy.

Patrząc na wyzwania związane z finansami publicznymi, to lepiej żeby politykę gospodarczą w większym stopniu kreował minister finansów czy gospodarki?

Jeden i drugi, bo wydaje mi się, że sytuacja, w której powstała Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, a Ministerstwo Rozwoju miało dużą siłę prowadzenia polityki gospodarczej, była dobra. Lata 2016–2019 były najlepszym okresem w polskiej gospodarce w ostatnich trzech dekadach. Mieliśmy zrównoważone finanse publiczne, najniższy deficyt, gwałtowny spadek długu w relacji do PKB z 53 proc. do 45, spadek bezrobocia do historycznego minimum, inflację ok. 2 proc., stałe niskie stopy procentowe i dożyliśmy czasów nadwyżki w rachunku obrotów bieżących przy stabilnym złotym. To były bardzo zdrowe parametry gospodarcze, które wynikały z polityki finansowej i rozwojowej. Później niestety przyszło nam się mierzyć z olbrzymimi szokami, co miało swój koszt i powodowało zakłócenia w gospodarce.

Jak duży koszt?

Wydaliśmy na działania antykryzysowe tyle, co średnio w Europie – ok. 8 proc. PKB, ale osiągnęliśmy dwa, trzy razy większe rezultaty. Widać to po sytuacji na rynku pracy, jednej z najpłytszych recesji w UE i czwartym najwyższym odbiciu gospodarki po pandemii.

Czy podkręcanie tempa prowadzenia polityki transferowej nie odbije się nam czkawką?

Ja nie uważam, że wydatki socjalne są rozdawnictwem, one zwiększają spójność społeczną, ułatwiają migrację ludzi z niższych dochodów do wyższej dochodów. To się w dłuższym okresie przekłada pozytywnie na finanse publiczne.

Wielkie projekty typu CPK czy atom mają rację bytu po zmianie władzy?

Jeżeli chcemy zagrać w pierwszej lidze gospodarczej, musimy takie projekty zrealizować. Musimy mieć nie tylko bezpieczeństwo energetyczne, lecz także tanią energię, do czego atom jest niezbędny. Za chwilę możemy mieć olbrzymie korzyści ze skracania łańcuchów dostaw poprzez przyciąganie dużych inwestycji, ale tylko jeśli zapewnimy zieloną energię. Z kolei CPK to jest absolutnie nowoczesna infrastruktura kolejowa i lotnicza. Oczywiście taki projekt warto etapować, ale za tym idą inne inwestycje, bo inwestorzy patrzą, czy kraj jest dobrze skomunikowany. Możemy w końcu odnosić korzyści z naszego położenia geograficznego. Dodałbym do tego strategię związaną z najnowszymi technologiami. Polska powinna mieć własną strategię dotyczącą sztucznej inteligencji i przyspieszać procesy cyfryzacji. Pierwszy raz w naszej historii mamy szansę wziąć aktywny udział w aktualnej rewolucji technologicznej, bo mamy czwarty najlepszy zasób talentów AI na świecie.

A jakie miny PiS zostawia opozycji?

Nic mi na ten temat nie wiadomo. Na pewno jako Polski Fundusz Rozwoju nie zostawiamy żadnych.

Na pewno? Za chwilę mają się pojawić audytorzy opozycji.

Stworzyliśmy instytucję rozwoju na europejskim poziomie. BGK trafił do pierwszej piątki banków rozwoju w Europie. KUKE weszło do pierwszej trójki firm ubezpieczeń eksportowych. PAIH zbudowała ogólnoświatową sieć centrów doradczych dla firm, więc stworzyliśmy instytucje rozwojowe z prawdziwego zdarzenia. Nie są to żadne „zabawki”, jak ktoś je nazwał, tylko poważne instytucje codziennie wspierające rozwój przedsiębiorstw, inwestycje, innowacyjność, rozwój infrastruktury czy transformację energetyczną. Przyszło nam mierzyć się w pandemii z wielkimi kryzysami. Wtedy musieliśmy wdrażać duże programy, które wiązały się też z wydatkami, ale drugą stroną tego równania była ochrona 3,5 mln miejsc pracy i stabilność 360 tys. firm, które się nie zamknęły, tylko dalej płaciły podatki, tak samo jak zatrudnieni tam ludzie. Dlatego te wydatki się zwróciły.

Wychodzimy z serii największych kryzysów od 100 lat z silną i dynamiczną gospodarką. Zwłaszcza gdy porównamy się z innymi krajami. Ale nie oznacza to, że jest fantastycznie, ponieważ jest wiele strukturalnych problemów oraz potężne ryzyka w otoczeniu Polski

Mamy w PFR fantastyczny profesjonalny zespół. Mamy niezależne komitety inwestycyjne, a przewodnicząca Rady Nadzorczej została powołana jeszcze przez poprzedni rząd. Mógłbym powiedzieć zatem, że opozycja nadzorowała PFR przez osiem lat! Czy nie popełniamy błędów? Tylko ten, co nic nie robi, ich nie popełnia. Ale jesteśmy chyba najlepiej skontrolowaną spółką w Polsce po wielu kontrolach NIK i innych organów, które nigdy nie wykazały nieprawidłowości. Dzisiaj PFR i BGK to marka nie tylko w Polsce, lecz także za granicą.

Po wizycie Donalda Tuska w Brukseli można się spodziewać, że wkrótce oficjalnie się dowiemy, że pieniądze z KPO zostaną uruchomione.

Prawo przewiduje, że PFR finansuje KPO. Dziś nie jesteśmy w łatwej sytuacji, bo wykorzystujemy w tym celu środki z Tarczy Finansowej, których jest ponad 23 mld zł, ale jednocześnie zabezpieczamy pieniądze, żeby móc obsłużyć w przyszłym roku zadłużenie, a spłacamy 17 mld zł obligacji. Więc te środki z tarczy w pewnym momencie się skończą. Dlatego bardzo ważne, żeby pieniądze z KPO zaczęły do Polski płynąć, bo ten program po prostu jest już rozpędzony i jeżeli nie będzie środków z Komisji Europejskiej, to PFR będzie musiał wyemitować obligacje.

Kiedy mija ten deadline?

Na przełomie tego i przyszłego roku. KPO działa inaczej niż fundusze spójności, w których wysyła się do Komisji Europejskiej wniosek o przelew i jest płatność. Tu wszystko jest niepewne i warunkowe, a na inwestycje zaciągane są twarde zobowiązania. Dlatego PFR ma ważną rolę – zapewnienie bezpieczeństwa finansowego całego KPO. Uważam, że to jest bardzo dobry mechanizm, który za chwilę wszyscy docenią, bo on uratował zdolność do absorpcji środków z KPO.

Czyli czeka nas inwestycyjna manna z nieba – 40 mld zł z samego KPO w przyszłym roku?

Takie mamy zgłoszone prognozy, jeżeli chodzi o zapotrzebowanie na finansowanie inwestycji, bo naprawdę dużo tych inwestycji jest po prostu rozpoczynanych.

A nie będzie problemów z obsługą długu PFR?

Nie, bo mamy cały czas spłaty z Tarczy Finansowej. Ministerstwo Finansów prosiło nas, żebyśmy zostawili sobie bufor na obsługę tego długu do 2025 r. Nowy rząd nie będzie miał więc tutaj żadnych niespodzianek.

Przez ostatnie lata PFR prowadził różne kryzysowe operacje ratunkowe związane z pandemią, ale także pełnił rolę „straży pożarnej” jak w przypadku PESY, czy Rafako.

Nie chciałbym, żebyśmy tak byli postrzegani, bo takich inwestycji aż tak dużo nie było. PESA była potężnym, dużym, trudnym projektem, ale firma od trzech lat ma zyski i na szczęście „klęskę urodzaju” tzn. olbrzymi portfel zamówień. Jest też bardzo innowacyjna. Ten projekt zakończył się dużym sukcesem. Jeżeli chodzi o Rafako to jeden z naszych funduszy ma zaledwie 7 proc. akcji, ponieważ sześć lat temu podnieśliśmy kapitał, żeby spółka bezpiecznie skończyła budowę bloku energetycznego w Jaworznie. To się udało, ale nigdy nie mieliśmy żadnego wpływu na tą spółkę. Rafako jest pod kontrolną PBG od lat i to PBG ponosi odpowiedzialność za jej sytuację. Niestety problemy PBG przełożyły się na Rafako. Natomiast jako PFR mamy masę inwestycji infrastrukturalnych, samorządowych i w zakresie transformacji energetycznej. Chociażby DCT, który stał się największym hubem kontenerowym na Bałtyku. Inny przykład: zbudowaliśmy największy w tej części Europy rynek finansowania innowacji dzięki funduszom venture capital. W tej chwili wielkość tego rynku wzrosła z 250 mln zł do ponad 3 mld zł rocznie w ostatnich latach. Innym przykładem istotnych działań jest PPK czyli Pracownicze Plany Kapitałowe. Wdrożyliśmy dziesiątki programów rozwojowych w ostatnich latach, a wszystkie informacje dostępne są na www.pfr.pl.

W PPK powinny się pojawić jakieś korekty?

Ten program przede wszystkim wymaga stabilności - im mniej zmian, tym lepiej. Zmieniamy go w zakresie tylko korekt technicznych. Udało nam się w końcu w ostatnich pięciu latach zbudować w Polsce nowoczesny, pracowniczy, prywatny filar kapitałowy systemu emerytalnego. Przed PPK liczba uczestników takich programów wynosiła zaledwie 300 tys. osób. Dzisiaj już 4 mln pracowników korzysta z PPK lub PPE. W grudniu wartość aktywów przekroczy 20 mld zł przy średniej stopie zwrotu wszystkich funduszy ponad 20 proc., pomimo nienajlepszej sytuacji na rynkach finansowych. To program, który jest dobrze skonstruowany, ale wymaga stabilności. Na pewno ważne, by kontynuować program Centralnej Informacji Emerytalnej, żeby każdy Polak miał w jednym miejscu dostęp do wiedzy na temat wszystkich swoich oszczędności emerytalnych. Ważne, by ludzie mieli świadomość, że mają lukę finansową, czyli bardzo silny spadek dochodów przy przejściu na emeryturę i zaczęli już dzisiaj gromadzić dodatkowe oszczędności.

Kończy pan kadencję, czy będą starania o „reelekcję”?

W tym roku kończy się kadencja zarządu PFR. Jestem pierwszym prezesem tej instytucji, którą stworzyłem praktycznie od zera. Jestem bardzo związany z naszym profesjonalnym zespołem ludzi, którzy też na pewnym etapie mi zaufali i czuję się za nich oraz za to co robimy odpowiedzialny. Bardzo zależy mi na ochronie zespołu i dobrej marki PFR. Stworzyliśmy w polskiej gospodarce dużą wartość jaką są polskie instytucje rozwojowe i szkoda byłoby to stracić. Z drugiej strony zmiany są naturalne, ale jak to się mówi, ważne żeby były na lepsze! Swoją decyzję ogłoszę w listopadzie.

Jeśli chodzi o istotne instytucje państwowe, w których za chwilę mogą zapaść decyzje kadrowe to zapytam o Komisję Nadzoru Finansowego. Są apele opozycji żeby nie podejmować jakichś kluczowych decyzji w momencie zmiany władzy. Czy w takim przypadku premier powinien się wstrzymać z ze wskazaniem nowego szefa?

Nie jest to moją rolą, żeby komentować decyzje personalne. Ja akurat bardzo pozytywnie oceniam zmiany w KNF-ie, które miały miejsce w ostatnich latach. Ta instytucja odbudowała swoją reputację po trudnych momentach, została wzmocniona, jest sprawniejsza, poradziła sobie z problemami podczas pandemii i później w sektorze finansowym. Jacek Jastrzębski sprawdził się jako szef KNF i nikt nie może kwestionować jego kwalifikacji. Jest profesorem prawa i skończył także studia ekonomiczne. To fachowiec. Natomiast to jest oczywiście decyzja premiera.

Czy biorąc pod uwagę ten system, który się wytworzył, jeżeli chodzi o zarządzanie finansami publicznymi, emisją długu itd. dziś ważniejsze jest, kto zostanie ministrem finansów, czy kto zostanie szefem PFR czy szefem BGK?

To dylemat raczej medialny, bo PFR i BGK są agencjami wykonawczymi, działamy na rzecz rządu. Nie emitujemy żadnej obligacji bez zgody ministra finansów. To jest rola służebna. Ministerstwo Finansów zarządza całą polityką finansową państwa. PFR, czy BGK mają rolę rozwojową tzn. realizują programy gospodarcze. Więc te komentarze, że jesteśmy ważniejsi od Ministerstwa Finansów nie są uzasadnione. Przed pandemia nie mieliśmy dużych wydatków. A programy antykryzysowe w tak dużej skali traktuje jako wyjątek, a nie normę. Na pewno pora konsolidować te wydatki co zostało zapowiedziane rok temu oraz częściowo to się stało w tym roku, a w przyszłym roku prawie w całości. Największe europejskie gospodarki mają sprawne banki i fundusze rozwojowe, które jak w Niemczech, Francji, czy Włoszech mają olbrzymią skalę.©℗

Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak