Doskonałe wyniki banków nie powinny zachęcać rządu do nakładania na nie nieprzemyślanych obciążeń, by sfinansować obietnice wyborcze. Ale w przyszłości warto podchodzić z dystansem do dramatycznych sprzeciwów wobec dorzucania im obowiązków.
W ostatnich latach przynajmniej kilkukrotnie przewidywano ogromne kłopoty polskich banków. Pewnie mało kto już pamięta, ale wprowadzony w 2016 r. podatek bankowy miał drastycznie ograniczyć ich zyski i stabilność finansową. A okazało się, że poradziły sobie z nim równie dobrze co z wakacjami kredytowymi, które też miały wpędzić je w kłopoty. Po drodze mieliśmy jeszcze załamanie się rynku kredytów hipotecznych i perturbacje globalnego sektora finansowego, w tym upadłość kilku banków w USA i konieczność ratowania Credit Suisse. Mimo to polski sektor bankowy ma się świetnie. Kasandryczne wołania okazały się rytualnymi apelami w obronie interesów zamożnej i wpływowej grupy przedsiębiorstw.
Beztroskie życie rentiera
Teoretycznie rok 2022 powinien być trudnym okresem dla banków w naszym kraju. Z powodu podniesienia stóp procentowych i zaostrzenia rekomendacji Komisji Nadzoru Finansowego dramatycznie spadła zdolność kredytowa Polaków, a co za tym idzie liczba udzielanych kredytów hipotecznych. A to przecież kluczowy produkt instytucji finansowych nad Wisłą. Kredyty mieszkaniowe odpowiadają za jedną trzecią ich całego portfela kredytowego. Tymczasem według danych Biura Informacji Kredytowej w ubiegłym roku ich wartość spadła o połowę. W przypadku kredytów gotówkowych wzrost kosztu pieniądza nie dokonał takiego spustoszenia, ale nawet w tym przypadku zanotowano spadek – o prawie 2,5 proc. Przy takim osłabieniu popytu niejeden przedsiębiorca niefinansowy musiałby ogłosić upadłość. Bankom (podobnie jak dla deweloperom) nowi klienci nie są jednak szczególnie potrzebni do szczęścia.
Zeszłoroczne wyniki sektora bankowego okazały się znakomite. Dane GUS pokazują, że jego przychody operacyjne wzrosły o 38 proc., a koszty administracyjne o 10 pkt proc. mniej. Najbardziej efektowne były zyski. Wynik finansowy netto całej branży wzrósł o 104 proc. Banki zanotowały prawie 12,5 mld zł zysku na czysto. Rok wcześniej było to 6 mld zł. Znakomite wyniki osiągnięto pomimo ograniczenia portfela kredytów mieszkaniowych, którego wartość spadła z przeszło 500 mld zł do 463 mld zł. O kolejne 5 mld zmalała wartość portfela kredytów konsumpcyjnych (167 mld). Inaczej mówiąc, gospodarstwa domowe redukowały swoje zadłużenie w niezłym tempie. Banki musiały się skupić na klientach biznesowych, których spadek zdolności kredytowej nie dotknął w tak dużym stopniu jak statystycznego Kowalskiego. W 2022 r. portfel kredytów dla przedsiębiorstw wzrósł z 385 mld zł do 423 mld zł.
Co jest tajemnicą sukcesu polskich banków? Nie powinno być tu specjalnego zaskoczenia – chodzi o rosnące odsetki od udzielonych już kredytów, które skoczyły dzięki serii podwyżek stóp procentowych. Według GUS ubiegłoroczny wynik banków z tytułu samych odsetek wystrzelił z 46 mld zł do 75,5 mld zł, czyli o dwie trzecie. Analogiczny wynik z tytułu prowizji i opłat poszedł w górę tylko o ponad 7 proc. W sytuacji szybko rosnących stóp procentowych banki teoretycznie mogłyby zamknąć swoje punkty detaliczne i skupić się wyłącznie na bieżącej obsłudze rachunków, lokat i innych produktów bankowych – i tak by zarabiały.
W tym roku odsetkowa hossa nie tylko się utrzymywała, ale nawet przybiera na sile. Raport Bankowego Funduszu Gwarancyjnego za marzec 2023 r. pokazuje, że kwota z tytułu pobieranych przez banki odsetek w I kw. wyniosła 22,3 mld zł. W 2021 r. skasowały z tego źródła 45 mld zł. Jeśli dynamika przyrostu się utrzyma, w tym roku zanotują wynik odsetkowy sięgający 90 mld zł, kilkanaście miliardów wyższy niż w ubiegłym.
W rezultacie w górę poszybowała również rentowność instytucji finansowych. W 2021 r. wskaźnik ROE, czyli zwrot z kapitału własnego, wyniósł skromne 3,5 proc. Na koniec grudnia ubiegłego roku był już prawie dwa razy wyższy. W tym roku rentowność kapitału własnego polskich banków sięgnęła aż niemal 20 proc. – w lutym nawet przebiła tę granicę, ale w marcu spadła do 18,3 proc. W ten sposób banki dogoniły deweloperów, którzy podobną rentowność notują od lat i wydawało się, że pod tym względem pozostałe branże ich nie prześcigną.
Rosnące stopy procentowe mogą być dla banków także źródłem zagrożeń. Gdy raty rosną w błyskawicznym tempie, pojawia się ryzyko, że część z nich nie będzie spłacana. To mogłoby wywołać kryzys finansowy jak w 2008 r. w USA, gdy kredytobiorcy hipoteczni masowo przestali wywiązywać się ze swoich zobowiązań finansowych. Na szczęście sytuacja polskich gospodarstw domowych i przedsiębiorstw jest na tyle dobra, że nic takiego się nie wydarzyło. Wręcz przeciwnie, ryzyko niespłacalności spadło. Według BFG odsetek kredytów zagrożonych spadł od marca 2021 r. do marca 2023 r. z 6,3 proc. do 4,8 proc. Kredyty mieszkaniowe wciąż są zdecydowanie najlepiej spłacanymi zobowiązaniami – w marcu zagrożonych było zaledwie 2,2 proc. hipotek. Dzięki rekordowym marżom wyraźnie poprawiła się też jakość portfela kredytów dla przedsiębiorstw – wskaźnik zagrożonych należności spadł w ciągu dwóch lat z 9,2 proc. do 6,2 proc.
Można więc powiedzieć, że polskie banki mają obecnie cieplarniane warunki. Dzięki kolejnym decyzjom Rady Polityki Pieniężnej ich bieżące przychody solidnie poszły w górę bez ich wysiłku. Zdyscyplinowani klienci sumiennie zaś spłacają swoje rosnące zobowiązania. Nawet z wakacji kredytowych nie każdy skorzystał. Z analizy EY Polska wynika, że w ubiegłym roku zdecydowało się na nie 71 proc. uprawnionych. W największym banku w Polsce, PKO BP, współczynnik partycypacji wyniósł tylko 65 proc., a więc co trzeci kredytobiorca uznał, że rządowe wakacje kredytowe nie są mu potrzebne.
Nic dziwnego, że sprawozdania finansowe sektora bankowego za I kw. 2023 r. okazały się lepsze od oczekiwań. PKO BP zanotował prawie 1,5 mld zł zysku netto. Minimalnie niższy wynik wykazał Pekao, a Santander pochwalił się zyskiem na czysto rzędu 1,2 mld zł. Niecały miliard zarobił ING Bank Śląski, a Citi Handlowy 600 mln zł – w obu przypadkach to najlepsze wyniki kwartalne w historii. Po kilkaset milionów skasowały również BNP Paribas i Alior. Właściwie jedynym bankiem w Polsce, który przechodzi trudny okres, jest mBank, a to z racji dużego portfela kredytów frankowych.
Ryzyka na horyzoncie
Właśnie te ostatnie mogą napsuć bankom sporo krwi. Według danych BFG udział kredytów frankowych we wszystkich udzielonych kredytach mieszkaniowych wyniósł na koniec marca 9 proc., dwa lata wcześniej – 17 proc. To efekt ugód podpisywanych z klientami. W połowie czerwca zapadnie jednak wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE, który najprawdopodobniej będzie niekorzystny dla banków – tak przynajmniej sugeruje opublikowana w lutym opinia rzecznika generalnego TSUE, która zwykle pokrywa się z finalnym rozstrzygnięciem. To pociągnęło za sobą ogromny wysyp nowych pozwów – tylko w I kw. 2023 r. przybyło ich ponad 8 tys. Związek Banków Polskich podaje, że procesuje się już co trzeci frankowicz.
Nowym rodzajem zagrożenia są też pierwsze postępowania wytaczane przez złotówkowiczów, którzy cierpią z powodu wzrostu rat. Podważają oni legalność wskaźnika WIBOR. Przynajmniej kilka sądów na czas procesu zawiesiło im pobieranie rat odsetkowych, choć oczywiście nie oznacza to, że wskaźnik referencyjny zostanie trwale usunięty z umów. Zresztą Sąd Okręgowy w Katowicach uchylił już jedno takie zabezpieczenie powództwa, więc trudno powiedzieć, czy orzecznictwo będzie w tej sprawie łaskawe dla konsumentów. Ale gdyby sądy zaczęły wydawać wyroki korzystne dla złotówkowiczów, to potencjalne ryzyko jest nieporównywalnie większe niż w przypadku kryzysu frankowego.
Inne zagrożenie wynika z ekspozycji banków na zmianę wartości obligacji rządowych. W czasie pandemii instytucje finansowe masowo lokowały swoje aktywa w obligacjach emitowanych przez państwo, które były wtedy skrajnie nisko oprocentowane. Na skutek podwyżek stóp rentowność nowych papierów rządowych wzrosła, a więc odpowiednio zmalała wartość rynkowa tych starych, emitowanych w czasie pandemii. Jeśli będą one trzymane do momentu zapadalności, to nic wielkiego się nie stanie. Jednak w razie konieczności ich upłynnienia bank zanotowałby na nich dużą stratę. Właśnie z tego powodu zbankrutował amerykański Silicon Valley Bank. Według danych NBP na koniec ubiegłego roku w obligacjach ulokowanych było 20 proc. aktywów banków (podczas COVID-19 nawet 25 proc.). Od września 2021 r. do sierpnia 2022 r. wartość nominalna obligacji trzymanych przez banki spadła z 450 mld zł do 430 mld zł, a ich wartość rynkowa zmniejszyła się z 450 mld zł do 390 mld zł.
Ale na horyzoncie już miga nowe źródło wysokich przychodów. Mowa o rządowym programie „Bezpieczny kredyt 2 procent”, który w drugiej połowie roku powinien zapewnić bankom nowych kredytobiorców hipotecznych.
Znakomita kondycja finansowa polskich banków nie jest dana raz na zawsze. Poza tym stabilność sektora finansowego jest w interesie nie tylko akcjonariuszy i zarządów, ale całego społeczeństwa, które trzyma tam pieniądze. Doskonałe wyniki finansowe branży nie powinny więc zachęcać rządzących do nakładania na nią nieprzemyślanych obciążeń, by sfinansować tworzone na poczekaniu obietnice wyborcze. Równocześnie warto w przyszłości podchodzić z dystansem do dramatycznych sprzeciwów wobec dorzucania bankom obowiązków, bo akurat ten sektor gospodarki ma godne pozazdroszczenia możliwości finansowe i nie tylko. ©℗