Gdy Rada Polityki Pieniężnej zaczęła serię podwyżek stóp, aplauzu za to bynajmniej nie zebrała. Tym razem komentatorzy występowali jako obrońcy interesu kredytobiorców, którym podwyżki stóp zaczęły windować raty pożyczek. Kolejny zwrot akcji obserwowaliśmy w końcówce 2022 r. Tym razem z powodu zawieszenia przez RPP serii podwyżek ceny pieniądza. Mieliśmy więc wysyp argumentów za zdławieniem inflacji jedną ostrą podwyżką. Rodzajem „nowej terapii szokowej” (określenie byłej prezes NBP Hanny Gronkiewicz-Waltz) albo po prostu podniesieniem stóp do poziomu przewyższającego inflację (propozycja członkini RPP Joanny Tyrowicz). Podsumowując: NBP był w latach 2021–2022 krytykowany i za to, że nie podnosi stóp, i za to, że je podnosi. A także za to, że wprawdzie podnosi, ale nie tak, jak trzeba.
Co jednak jeszcze ciekawsze – i o czym rzadko się w Polsce wspomina – w miejsce skrótu „NBP” można by podstawić „EBC” i wszystko by się z grubsza zgadzało, tyle że z pewnym przesunięciem czasowym. Bo tak naprawdę polski bank centralny prowadził w minionych miesiącach bardzo podobną politykę jak ostatnio Europejski Bank Centralny. Pisze o decyzjach EBC prezes Banku Centralnego Finlandii (Finlandia jest członkiem strefy euro) Olli Rehn. Najpierw tłumaczy, dlaczego EBC tak długo, jak tylko się dało, zwlekał z podnoszeniem stóp procentowych w Eurolandzie. „Oczywiście byliśmy świadomi, że pierwsze głosy krytyki domagające się zacieśniania polityki fiskalnej zaczęły się pojawiać jeszcze w roku 2021” – wyjaśnia Rehn. Jednak wówczas zwyciężyło przekonanie, że inflacja jest przejściowa. I związana z zakorkowaniem się łańcuchów dostaw w globalnej gospodarce, a także z naturą ekonomicznej odpowiedzi na COVID-19, która polegała przecież na tym, że ludzie dostali do ręki dużo gotówki, by zrekompensować im wymuszoną bezczynność w czasie lockdownów. Gdy pandemia ustała, pieniądze te w jednej chwili wróciły do systemu, tworząc w nim inflacyjną presję. To dlatego EBC z początku stóp nie podnosił, licząc, że sprawa sama rozejdzie się po kościach.