Sierpniowe dane o sprzedaży detalicznej okazały się pozytywnym zaskoczeniem. Sprzedaż w cenach stałych była o 4,2 proc. większa niż rok wcześniej. W porównaniu z lipcem zwiększyła się o 1 proc. To wynik lepszy od prognozowanego przez ekonomistów, którzy spodziewali się wyhamowania popytu. Co więcej, stało się tak mimo wyraźnego pogorszenia się nastrojów konsumenckich i spadku płacy realnej. Jeszcze w lipcu bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej wynosił minus 41,7 pkt, a w sierpniu było to już minus 44,9 pkt. We wrześniu miała miejsce lekka poprawa.

Sierpniowy wynik był najgorszy od co najmniej 2000 r. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w sierpniu było o 12,7 proc. wyższe niż rok wcześniej. Biorąc jednak pod uwagę inflację, która wzrosła do 16,1 proc., realnie średnia płaca zmalała.
- Nie doceniliśmy jednak obniżki PIT z 17 proc. do 12 proc., która miała miejsce od 1 lipca. Dzięki niej w kolejnym miesiącu pensje były wyższe - zauważa Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan. Dodaje, że możliwości wydawania pieniędzy zwiększyły też wakacje kredytowe.
Krystian Jaworski, ekonomista Credit Agricole Bank Polska, zauważa, że rocznej dynamice sprzedaży detalicznej pomogło to, że tegoroczny sierpień miał o jeden dzień roboczy więcej niż ubiegłoroczny.
Wyniki sprzedaży detalicznej, podobnie jak wtorkowe dane na temat produkcji przemysłowej, zdaniem ekonomistów zmniejszają ryzyko technicznej recesji, czyli dwóch kwartałów z rzędu ze spadkiem PKB.
- Jest prawie pewne, że w III kw. wzrost gospodarczy będzie dodatni zarówno w ujęciu rocznym, jak i kwartalnym. Ujemny wpływ na PKB będzie miało natomiast „schodzenie” ze stanów magazynowych oraz deficyt w handlu zagranicznym - dodaje Mariusz Zielonka.
Pozostaje obawa o to, co będzie dalej działo się z cenami w sklepach, zwłaszcza w odniesieniu do żywności. Producenci zapowiadają bowiem na szeroką skalę podwyżki.
- W naszym przypadku wyniesie ona 20 proc. na produkcie. I na tym prawdopodobnie nie koniec. Rekompensatę naszych kosztów przyniósłby wzrost cen o 50 proc. Ale tego nie zaakceptowaliby konsumenci. Dlatego kolejna podwyżka nie jest wykluczona od stycznia 2023 r. - mówi Maciej Herman, dyrektor zarządzający w firmie Wedel.
O podobnej skali wzrostów mówią też inni wytwórcy. - Nie ma już mowy o kompromisie. Sieciom, które nie godzą się na nasze cenniki, wypowiadamy umowy na dostawy, zgodnie z przysługującym nam prawem. Najczęściej bywa tak, że jak dostaną wypowiedzenie, przystają na nasze warunki - tłumaczy przedstawiciel jednego z koncernów spirytusowych.
Sieci przyznają, że są stawiane pod ścianą. Brak zgody na podwyżki ze strony dostawców oznacza brak towarów na półce. - Próbujemy negocjować, ale jest to coraz trudniejsze. Staramy się przekonywać do metody drobnych kroczków, czyli stopniowego podwyższania cen, a nie jednorazowego - słyszymy w jednej z popularnych sieci.
A to oznacza, że w ostatnich miesiącach roku wzrost cen może być bardziej znaczący. - To może mieć przełożenie na konsumpcję, ale nie w takim zakresie, by miała zacząć spadać. Przynajmniej nie w przypadku produktów pierwszej potrzeby - mówi Mariusz Zielonka.
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe