Żeby spowolnić wzrost cen, trzeba będzie tak dużych podwyżek stóp procentowych, że koniunktura mocno ucierpi.

Większość głównych banków centralnych podnosi stopy procentowe, żeby przeciwdziałać wzrostowi inflacji. W krajach zachodnich na podwyżkę nie zdecydował się jeszcze Europejski Bank Centralny, ale ekonomiści są zdania, że może to zrobić już na najbliższym posiedzeniu rady prezesów, zaplanowanym na przyszły tydzień.
W Stanach Zjednoczonych przedział, w którym jest utrzymywana główna stopa procentowa, w ciągu kilku miesięcy został podniesiony z 0-0,25 proc. do 1,5-1,75 proc. Kanadyjczycy podwyższyli swoją podstawową stopę procentową z 0,25 do 1,5 proc. Australia ma za sobą pierwszą podwyżkę od 12 lat - z 0,25 do 0,75 proc. We wszystkich krajach są spodziewane kolejne takie decyzje.
- Widać, że banki centralne włączyły wyższy bieg walki z inflacją, bo nie chcą, żeby nie było efektów wtórnych. Doświadczenia z lat 70. są takie, że lepiej mieć recesję przy pierwszym szczycie inflacji, a nie przy trzecim. Wtedy zapanowanie nad inflacją zajęło 10 lat, w Ameryce zajmowało się nią trzech prezesów Fedu. Dlatego dziś od Fedu, EBC, a także banków centralnych Kanady czy Australii słyszymy, że walka z wysoką inflacją jest ważniejsza niż spowolnienie - mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
- Naprawdę musimy przywrócić stabilność cen. Bez tego nie będziemy mieć trwałego pełnego zatrudnienia - mówił kilka dni temu w amerykańskim Kongresie Jerome Powell, szef Rezerwy Federalnej.
Konsekwencją zaostrzania polityki pieniężnej jest pogorszenie koniunktury. W ubiegłym tygodniu pojawiły się informacje wskazujące, że największe światowe gospodarki mogą znaleźć się w recesji. W dół poszły PMI - indeksy koniunktury w przemyśle. Spadki były oczekiwane, ale ich skala zaskoczyła. PMI w amerykańskim przemyśle obniżył się z 57 pkt w maju do 52,4 pkt miesiąc później (oczekiwania mówiły o spadku rzędu 1 pkt). Taki poziom wciąż mówi o rosnącej aktywności firm przetwórczych, ale składowe dotyczące produkcji i nowej sprzedaży wskazują, że przemysł znalazł się w recesji.
Pogarszają się nie tylko nastroje przedsiębiorców. W Wielkiej Brytanii indeks zaufania konsumentów obliczany przez firmę GfK, który już w maju był rekordowo nisko, w czerwcu jeszcze poszedł w dół. We Włoszech indeks obliczany przez urząd statystyczny znalazł się najniżej od czasu pandemii. W Czechach jest najniżej od 10 lat.
Jeszcze przed wystąpieniem Powella ekonomiści banku inwestycyjnego Goldman Sachs ocenili, że prawdopodobieństwo recesji w USA wynosi prawie 50 proc. Analitycy Citigroup na takim poziomie widzą ryzyko recesji w światowej gospodarce. Według brytyjskiego banku Barclays rozwinięte gospodarki w przyszłym roku urosną średnio o 1 proc., ale strefa euro już w końcówce tego roku znajdzie się pod kreską.
- Patrząc na dane i na to, co robią banki centralne - recesja w największych gospodarkach to jak najbardziej możliwy scenariusz. Fed otwarcie i świadomie sygnalizuje, że walka z inflacją jest ważniejsza. Jak sytuacja będzie się rozwijać, będzie zależało od cen ropy i surowców - zaznacza Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego.
Paliwa jeszcze niedawno drożały w związku z ograniczeniem dostaw z Rosji. Ale miniony tydzień był drugim z rzędu, w którym ceny ropy na globalnym rynku spadały. Powód: inwestorzy oceniają, że spowolnienie aktywności gospodarek będzie oznaczać także niższy popyt. Miedź, o której notowaniach mówi się, że działają jak wyprzedzający wskaźnik koniunktury, kosztuje najmniej od kilkunastu miesięcy.
Oznaką pogorszenia oczekiwań co do wzrostu jest obniżka rentowności obligacji rządowych na wielu rynkach. Inwestorzy szukają bezpiecznych inwestycji. Dochodowość 10-letnich obligacji USA jeszcze na początku ubiegłego tygodnia wynosiła niemal 3,3 proc. W piątek było to niewiele ponad 2 proc. W Niemczech był spadek z 1,7 do mniej niż 1,5 proc. W Polsce rentowność takich papierów na początku tygodnia przekroczyła 8 proc., by już w czwartek znaleźć się poniżej 7 proc.
Gorsza koniunktura na świecie będzie miała przełożenie również na sytuację w Polsce. Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej był u nas w czerwcu najniżej w historii, choć wiązało się to raczej z sytuacją w kraju: wysoką inflacją, rosnącymi stopami procentowymi i niską dynamiką realnych dochodów (w maju wzrost płac w sektorze przedsiębiorstw był niższy od wzrostu cen konsumpcyjnych).
- W Polsce niezależnie od tego, co się dzieje na świecie, też jesteśmy na ścieżce w kierunku recesji, może niezbyt głębokiej - mówi Piotr Kalisz. Analitycy są zdania, że w II półroczu gospodarka przestanie się rozwijać - biorąc pod uwagę wskaźniki kwartalne. Dzięki wysokim wzrostom w poprzednich okresach nadal dość dobrze będą wypadały porównania z analogicznym okresem ub.r.
- Jeśli za granicą będzie recesja, to druga połowa roku u nas będzie jeszcze gorsza - dodaje Rafał Benecki. - Spadamy z bardzo wysokiego konia. Ostatnio wzrost PKB był bardzo mocny - w I kw. wyniósł 8,5 proc., w II kw. to było zapewne 6,7 proc. - podkreśla.
Ekonomista ING BSK zwraca uwagę, że trudno liczyć na to, by polityka pieniężna mogła wspomagać koniunkturę w trudnym okresie. - Cofnęliśmy się o 20 lat, jeśli chodzi o wysokość stóp procentowych i inflacji. Stopy zawędrują jeszcze wyżej, a inflacja nie spowolni szybko. Gospodarce będzie trudniej się odbić - zaznacza Benecki.
- Przy hamowaniu dynamiki PKB, jakiego się dziś oczekuje, należy się spodziewać także wzrostu bezrobocia, ale nie będzie on duży. Nie przekroczy 1 pkt proc. - mówi Piotr Kalisz. Zastrzega, że może to być ostrożne założenie w przypadku znaczącego pogorszenia sytuacji na świecie. W maju stopa bezrobocia rejestrowanego w Polsce wynosiła 5,1 proc. Była o 0,1 pkt proc. mniejsza niż w poprzednim miesiącu. ©℗
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Doświadczenia z lat 70. są takie, że lepiej mieć recesję przy pierwszym szczycie inflacji