Władze trzech województw poskarżyły się Komisji Europejskiej na sposób, w jaki rząd podzielił eurofundusze na lata 2021–2027.

Unijna instytucja przypomina, że może przyblokować Polsce plan zakładający wydanie kwoty trzykrotnie większej niż w Krajowym Planie Odbudowy.
Skargę złożyły woj. kujawsko-pomorskie, zachodniopomorskie i lubuskie. Wątpliwości wzbudziło to, że rząd po raz pierwszy w historii naszego członkostwa w UE zdecydował się nie dzielić według algorytmu całej kwoty dla województw (28,4 mld euro), a jedynie jej 75 proc. Pozostałą część zostawił jako „rezerwę programową” do negocjacji z poszczególnymi marszałkami. Rezultat tych rozmów poznaliśmy 23 czerwca, gdy Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR) pokazało ostateczną propozycję podziału pieniędzy.
Nie wszyscy są zadowoleni z efektów tych działań. Trzy wspomniane wyżej regiony postanowiły zwrócić się do Komisji Europejskiej (KE). – Podtrzymujemy nasze stanowisko w tej sprawie, że rezerwa ta powinna zostać podzielona według algorytmu opartego m.in. o liczbę ludności, wartość PKB i poziom bezrobocia – informuje w komunikacie kujawsko-pomorski samorząd, który uważa, że powinien otrzymać co najmniej 2 mld euro, a z rządowej propozycji wynika, że będzie to kwota o ok. 250 mln euro niższa.
Z kolei władze woj. lubuskiego twierdzą, że zmieniony algorytm podziału tzw. rezerwy premiuje regiony bogatsze kosztem biedniejszych. – Gdyby ministerstwo nie zmieniło zasad i dokonało podziału w oparciu o takie same wskaźniki, jak w przypadku alokacji podstawowej, to Lubuskie otrzymałoby 981 mln euro. Przy obecnym wariancie traci 120 mln euro – wskazuje samorząd województwa.
KE potwierdza nam, że dotarły do niej listy od trzech skarżących się województw. – Komisja rekomenduje polskim władzom alokowanie pełnej kwoty w polityce spójności z przeznaczeniem na programy regionalne w sposób sprawiedliwy, transparentny i obiektywny – słyszymy w KE. Co więcej, Komisja przypomina, że podział eurofunduszy rząd musi wykazać w umowie partnerstwa, która będzie przedmiotem oceny przez KE (dokument planujemy złożyć w tym lub przyszłym miesiącu w Brukseli). Komisja ma również prawo nie zgodzić się z tym, co będzie ona zakładać. – Przyjęcie tego dokumentu jest niezbędne, zanim jakiekolwiek fundusze zostaną wypłacone – twierdzą nasze źródła w KE.
Nie jest tajemnicą, że polscy samorządowcy, wykorzystując swoje kontakty w Brukseli (choćby poprzez Komitet Regionów), od dawna zwracają unijnym urzędnikom uwagę na to, w jaki sposób PiS dzieli publiczne środki. W ostatnim czasie lobbing ten dotyczył 24 mld euro grantów z Krajowego Planu Odbudowy, w ramach którego samorządowcy domagali się wprowadzenia mechanizmów gwarantujących sprawiedliwy podział środków (np. komitetu monitorującego, na co PiS zresztą przystał). Teraz stawka jest potencjalnie jeszcze wyższa, bo umowa partnerstwa opiewa na 76 mld euro. Wystarczy, że Komisja nabierze wątpliwości, czy rząd uczciwie i transparentnie podzielił pieniądze. Wtedy może pojawić się problem z przyjęciem umowy partnerstwa i w konsekwencji późniejszego napływu pieniędzy do Polski.
Działania trzech skarżących regionów mają raczej charakter miękki, a już na pewno skarga do KE nie jest tym samym, co skarga do TSUE. Mimo to część naszych rozmówców znających realia funkcjonowania unijnych instytucji zwraca uwagę, że wiele zależy od relacji między rządem danego państwa a KE. A te w przypadku Polski nie są w ostatnim czasie najlepsze. – Podobnie było ze „strefami LGBT” w niektórych samorządach. Najpierw były apele i miękkie naciski na KE ze strony opozycji, by Unia zareagowała, następnie wokół tej sprawy wytworzyła się pewna atmosfera, aż w końcu skończyło się postępowaniem, jakie niedawno Komisja wszczęła przeciwko Polsce. Co prawda jego podstawy są trochę wydumane, bo Komisja powołuje się na brak lojalnej współpracy w tej sprawie z państwem członkowskim, ale faktem jest, że postępowanie wszczęto i dziś stanowi to problem – wskazuje nasz rozmówca.
Resort funduszy od początku twierdzi, że wprowadzenie rezerwy miało „poszerzyć otwartość i dialog” przy podziale eurofunduszy. – W poprzednich perspektywach o wszystkim decydował jedynie algorytm statystyczny przyjęty na poziomie ministerstwa. Wyniki tego podziału zawsze budziły emocje między regionami. Propozycja MFiPR pozwala uwzględnić cele i projekty rozwojowe regionów, które nie zawsze daje się uwzględnić w czystej statystyce – wynika z wcześniejszych odpowiedzi udzielonych DGP.
Na niekorzyść trzech skarżących regionów działa fakt, że nie wszyscy marszałkowie zamierzają pójść w ich ślady. Na Mazowszu uznano, że nie ma sensu wszczynać awantury, bo w przypadku tego regionu – z racji poziomu jego rozwoju – spodziewano się jeszcze większego przycięcia środków. Z kolei np. władze woj. warmińsko-mazurskiego zyskały na podziale spornej rezerwy. – Pierwotna wersja podziału funduszy europejskich dla regionu obcinała nam aż 500 mln euro w stosunku do perspektywy 2014–2020. To dopiero byłaby katastrofa dla naszego województwa, które musi gonić bardziej rozwinięte regiony. Ostatecznie udało się wynegocjować kwotę ponad 1,7 mld euro, raczej więc nie będziemy protestować. To także efekt tego, że z rezerwy programowej otrzymaliśmy 500 mln euro – stwierdził we wcześniejszej rozmowie z DGP Miron Sycz, wicemarszałek regionu.