Polski rząd – choć pod naciskiem Lewicy wysłał dokument do Brukseli – chce jeszcze wprowadzić do niego poprawki. Przyjęcie niektórych postulatów samorządów ma pomóc przepchnąć plan w KE

Opóźnienia w pracach mogą wpłynąć na to, kiedy do Polski spłyną miliardy euro w ramach unijnego Funduszu Odbudowy. Teraz KPO jest oceniane przez Brukselę. Wczoraj Komisja Europejska (KE) potwierdziła doniesienia „Deutsche Welle” na temat tego, że rząd poprosił ją o wydłużenie tej procedury o jeden miesiąc. Zgodnie z rozporządzeniem powinna ona trwać dwa miesiące, chyba że państwo członkowskie zwróci się o dodatkowy czas. W tej sytuacji ocena naszego planu może zakończyć się nawet w sierpniu. Tymczasem Komisja planowała uruchomienie funduszu już w lipcu. A przecież po tym, jak swoje zdanie wyrazi KE, opinię musi wydać jeszcze europarlament, a następnie przegłosować Rada UE złożona z ministrów krajów członkowskich.
Skąd prośba polskiego rządu? Słyszymy, że Warszawa zwróciła się o to już 3 maja, kiedy naciskana przez Lewicę oficjalnie wysłała dokument do Brukseli. Taki warunek miał postawić Adrian Zandberg, jeden z jej liderów, uzależniając od tego zgodę na ratyfikację decyzji o zasobach własnych. Sejm głosował kolejnego dnia. – Już wysyłając dokument Brukseli, rząd zapowiedział, że w dodatkowym czasie przyśle de facto nową wersję planu – podkreśla jeden z naszych rozmówców. Jak się dowiedzieliśmy, KPO miał trafić do Komisji dwa tygodnie później.
– Wysłanie gotowego planu do Brukseli przed głosowaniem w Sejmie miało być gwarancją dla Lewicy, która pozwoliła im wytłumaczyć się przed wyborcami z poparcia ratyfikacji. Nie wiadomo, czy Zandberg zdawał sobie sprawę, że już po wysłaniu KPO do Brukseli rząd może jeszcze całkowicie zmienić ten dokument – dodaje dobrze poinformowane źródło DGP.
Taką wersję wydarzeń potwierdza poseł Lewicy Maciej Konieczny. – Nie byliśmy przywiązani do żadnej konkretnej daty. Nam zależało na tym, by najpierw ostateczna wersja KPO została wysłana do Brukseli, a potem odbyło się głosowanie. To był nasz jedyny warunek – podkreśla. Jak dodaje, teraz rząd może zmienić KPO, ale już w negocjacjach z Komisją. – Wpisaliśmy w KPO komitet monitorujący i teraz Komisja może oczekiwać dodatkowych zabezpieczeń, ale PiS sam nie może tego zmienić – uważa Konieczny.
Nasz rozmówca z kręgów rządowych widzi sprawę nieco inaczej. – Wydłużenie czasu na rozmowy to sygnał, że jeszcze jakieś zmiany w KPO mogą zajść, także ze strony polskiej. To kwestia negocjacji, one trwają od formalnego złożenia planu w Brukseli – mówi. – Chcemy np. taktycznie spełnić niektóre postulaty samorządowców, by uzyskać ich pozytywną opinię. To przyspieszy negocjacje z KE i być może nie trzeba będzie nawet czekać kolejnego miesiąca na ostateczną akceptację dokumentu – dodaje.
Nie wiadomo jeszcze, o jakich modyfikacjach może być mowa, ale niewykluczone, że zmiany będą dotyczyć reformy szpitali (nie ma pewności, czy i na ile zapowiedź tej reformy zostanie w ostatecznej treści KPO, piszemy o tym w tekście obok) oraz komitetu monitorującego wdrażanie planu odbudowy.
Tak czy inaczej nowości w KPO będą raczej efektem sugestii KE lub negocjacji na linii rząd–samorząd. – Komisja postawiła już pierwsze warunki. To pokazuje, że nasza presja ma sens – mówi DGP Rafał Trzaskowski (PO), prezydent stolicy. – Chcemy wymóc na polskim rządzie, by wydawał pieniądze tak jak przy funduszach strukturalnych, by duża część pieniędzy była wydawana przez marszałków, a przecież połowa z nich jest z PiS. Mamy programy ogólne rządowe i regionalne. Jeśli to będzie podzielone sensownie, to pewnymi rzeczami można efektywnie zarządzać centralnie, ale duża część musi być zarządzana regionalnie. My, samorządowcy, umiemy to robić, mamy know-how i przygotowane projekty – przekonuje Trzaskowski.
Na razie ustalono, że samorządy będą uczestniczyć we wdrażaniu KPO, kwestią wciąż nierozstrzygniętą jest to, jak podzielić ten tort. Rząd proponuje: 30 proc. pieniędzy w gestii samorządów, 70 proc. – władzy centralnej; z kolei samorządowcy mówią o proporcji 40 do 60 proc. (jak w polityce spójności UE). Pytanie też, kto i co konkretnie będzie miał w swoich kompetencjach.
DGP dotarł do korespondencji między stroną rządową a samorządową, w której lokalni włodarze zaproponowali konkretny podział zadań przy wdrażaniu KPO w Polsce. I tak np. samorządy chciałyby odpowiadać za inwestycje dla przedsiębiorstw (mikro i MŚP) w produkty, usługi i kompetencje pracowników, wsparcie przygotowania terenów pod inwestycje, wdrożenie reformy planowania i zagospodarowania przestrzennego, wymianę źródeł ciepła, zapewnienie dostępu do szybkiego internetu tam, gdzie są białe plamy, rozwój i modernizację infrastruktury szpitali wojewódzkich, miejskich i powiatowych czy inwestycje w tabor kolejowy. Z kolei władza centralna – zgodnie z propozycją samorządowców – miałaby się zajmować m.in. inwestycjami wspierającymi robotyzację i innowacje w przedsiębiorstwach, inwestycjami w technologie wodorowe, budową morskich farm wiatrowych, modernizacją linii kolejowych, cyberbezpieczeństwem i rozwojem e-usług, rozwojem sieci przesyłowych. Co na to rząd? – Rozmowy trwają – ucina nasz rozmówca. – Usłyszeliśmy, że odpowiedź na naszą propozycję otrzymamy w przyszłym tygodniu. Wiceminister Buda musi najpierw porozmawiać z resortami, co są skłonne nam oddać – mówi z kolei jeden z samorządowców.
Strona samorządowa przekazała też swoje wymagania dotyczące komitetu monitorującego wdrażanie KPO. Po pierwsze, włodarze chcą, by w jego skład w jednej trzeciej wchodzili przedstawiciele sektora rządowego, w jednej trzeciej – samorządowego, w jednej trzeciej – organizacji pozarządowych i przedsiębiorców. Jeśli zaś chodzi o kompetencje komitetu, to samorządowcy chcą, by mógł on m.in. zatwierdzać kryteria wyboru projektów w ramach KPO, opiniować propozycje zmian czy mieć wgląd do informacji o wynikach kontroli. Czy rząd się na to zgodzi? – Trzeba tak wycyrklować kompetencje, by komitet z jednej strony nie był fasadowy, a z drugiej nie był hamulcowym – ocenia osoba z kręgu władzy.
Kwestia nadzoru nad wydawaniem pieniędzy z Funduszu Odbudowy jest traktowana priorytetowo przez Parlament Europejski, który jeszcze na etapie prac nad dokumentem w polskim rządzie apelował o włączenie w nie strony społecznej, w tym samorządów.
Samorządy chcą dysponować 40 proc. pieniędzy z KPO