COVID-19 zmienił nasz sposób życia i nawyki, również związane z zakupami i płatnościami. Paradoksalnie chętniej płacimy kartami i więcej kupujemy w internecie, a jednocześnie chętniej, przynajmniej w pierwszym okresie pandemii sięgaliśmy po banknoty. Jakie zmiany nastąpiły w systemie finansowym, a jakie jeszcze nas czekają, dyskutowali uczestnicy debaty zorganizowanej przez DGP
Jak w ostatnim czasie wygląda popyt na gotówkę, jej przyrost w obiegu?
Będziemy wspierać Polaków w tym, aby mieli nieutrudniony dostęp do gotówki i aby jej akceptacja była zapewniona
Krzysztof Kowalczyk: „Na Zachodzie bez zmian”. W ub.r. mieliśmy przyrost o 34,8 proc., czyli o ok. 83 mld zł. W tym roku jest odrobinę spokojniej, ale dynamika wzrostu wartości pieniądza gotówkowego w obiegu nadal jest wysoka. Licząc od początku roku do 9 kwietnia wyniosła 4,3 proc., czyli nastąpił wzrost o ok. 14 mld zł do kwoty 335,5 mld zł.
Kiedy mówi się o zwiększonym zapotrzebowaniu na gotówkę, na ogół wyobrażamy sobie, że to zasługa większych wypłat. W rzeczywistości jest inaczej. Wypłaty gotówki przez klientów zmalały o ok. 10 proc., oceniając to na podstawie wydań gotówki z NBP do banków. Ale jeszcze szybciej spadają odprowadzenia gotówki z banków do NBP. Klienci w sklepach rzadziej płacą gotówką, więc sklepy odprowadzają jej mniej do banków, a te do banku centralnego. Tu mamy spadek rzędu 30 proc. porównując średnie dzienne wartości obecnie do tych sprzed pandemii.
To wszystko oznacza, że pieniądz w formie fizycznej krąży w gospodarce wolniej, co jest konsekwencją zmiany zachowań klientów. Dziś gotówkę gromadzimy głównie w celach przezornościowych i tezauracyjnych. Wyraźnie rzadziej używamy jej w płatnościach.
Z badań przeprowadzonych przez NBP we wrześniu-październiku ub.r. wynika, że w fizycznych punktach sprzedaży detalicznej, w urzędach i w transakcjach między osobami fizycznymi gotówka z punktu widzenia wolumenu transakcji była używana jedynie w 46 proc. Patrząc z punktu widzenia wartości dokonywanych płatności – udział gotówki spadł do 30 proc.
Jak kryzys wpłynął na zachowania Polaków, jeśli chodzi o płatności, oszczędzanie?
W 2009 r. 36 proc. osób mówiło, że raczej lub zdecydowanie częściej płacą kartą niż gotówką. W tej chwili takich osób mamy 75 proc. Największy przyrost nastąpił w ciągu ostatniego roku
Dominika Maison: Od lat prowadzimy badania dotyczące skłonności Polaków do przechodzenia na obrót bezgotówkowy. Już dawno odkryliśmy, że jest część społeczeństwa, która ma skłonność do „miłości do gotówki”. To psychologiczny fenomen: osoby, które mimo, że mają dostęp do wszelkich możliwości transakcji bezgotówkowych, posługują się gotówką, bo lubią mieć pieniądze, patrzeć na nie. Powody są różne, np. to, że ludzie nie są w stanie przestawić się na symboliczną wartość pieniędzy, myślenie abstrakcyjne, inni potrzebują gotówki do kontroli wydatków, rozkładania na „kupki”. Przez lata wielkim wyzwaniem było, jak te osoby zmotywować do obrotu bezgotówkowego, bo nawet coś takiego, jak wpłacanie całego wynagrodzenie na konto, czyli w jakimś sensie zmuszenie do posiadania konta, okazywało się nieskuteczne: pierwszego dnia po wypłacie wiele osób i tak brało gotówkę do domu. Ale ciekawa rzecz stała się po wybuchu pandemii. Liczba osób, które chcą posługiwać się gotówką, wyraźnie zmalała. To nie znaczy, że one porzuciły tę „miłość”, raczej pojawił się konflikt między chęcią patrzenia na gotówkę a lękiem przed koronawirusem. Wielu ludziom pieniądze kojarzą się obecnie z nośnikiem zakażenia. Wyraźnie widzieliśmy korelację – im bardziej ktoś bał się koronawirusa, tym chętniej decydował się na obrót bezgotówkowy. To w konsekwencji może powodować to przełamanie pewnych oporów, a w konsekwencji długotrwałą zmianę zachowań. Gdy ludzie przekonają się, że płacenie kartą jest bezpieczne, że sobie z tym radzą, to prawdopodobnie spowoduje, że po pandemii pozostaną już przy obrocie bezgotówkowym.
Spojrzałam na dane od 2009 r. dotyczące odpowiedzi na proste pytanie: „czy częściej zdarza ci się płacić gotówką, czy kartą”. To co prawda nie twarde dane, tylko deklaracje, ale i tak widzimy ogromną zmianę zachowań. W 2009 r. 36 proc. Polaków mówiło, że raczej lub zdecydowanie częściej płacą kartą niż gotówką. W tej chwili takich osób mamy 75 proc. Największy przyrost nastąpił w ciągu ostatniego roku. Równocześnie mamy bardzo duże przesunięcie pomiędzy osobami, które mówią „raczej częściej” a „zdecydowanie częściej”. Wniosek jest taki, że mamy nie tylko więcej osób posługujących się kartami, ale też zintensyfikowanie używania karty.
Jak pogodzić wzrost płatności bezgotówkowych ze wzrostem popytu na gotówkę?
Oszczędzanie w banku praktycznie nie daje żadnych dodatkowych korzyści. Co więcej – w ostatnich latach nastąpił znaczny wzrost opłat bankowych, co powoduje wśród gospodarstw domowych większą skłonność do trzymania pieniędzy w domu
Adam Czerniak: Decydująca jest kwestia wysokości stóp procentowych. One są na historycznie najniższym poziomie, nie tylko u nas, ale też w innych krajach. W związku z tym oszczędzanie w banku praktycznie nie daje żadnych dodatkowych korzyści. Co więcej – w ostatnich latach nastąpił znaczny wzrost opłat bankowych, co powoduje wśród gospodarstw domowych większą skłonność do trzymania pieniędzy w domu.
Czy gotówka odłożona grozi czymś niepokojącym z punktu widzenia gospodarki?
Adam Czerniak: To jest pytanie, czy gdy pandemia się skończy, gdy zostaną w pełni otwarte sklepy, usługi, kina, obiekty sportowe – czy wtedy ta odłożona gotówka zostanie wydana. Czy będziemy mieć do czynienia z realizacją odłożonych zakupów. Wydaje mi się, że to nie będzie gwałtowna reakcja. Nie będzie tak, że z miesiąca na miesiąc wszyscy ruszymy na zakupy. Ten proces będzie trwał kilka, może nawet kilkanaście kwartałów, kiedy będziemy chcieli nadrobić „zaległości pandemiczne”. Ale mam poczucie, że ten odłożony popyt będzie również czynnikiem napędzającym inflację. Ona pozostanie na podwyższonym poziomie, powyżej celu banku centralnego, przez kilka najbliższych lat. Choć to nie będzie związane tylko z „nawisem gotówkowym”, który nam się zbudował. Znaczenie będą miały również czynniki zewnętrzne, jak droższa ropa naftowa, energia drożejąca na skutek położenia większego nacisku na politykę klimatyczną przez UE, zmiana sytuacji na rynku pracy. Czynników proinflacyjnych jest dużo, „nawis gotówkowy” swoje – nomen omen – trzy grosze dorzuci.
Jak te tendencje, jeśli chodzi o obrót bezgotówkowy i gotówkowy widzi Blik? Czy można tu mówić o konkurencji?
Płatności bezgotówkowe i gotówkowe – cały czas się uzupełniają. Zapotrzebowanie na gotówkę nie zmalało nawet w czasie bardzo dużych wzrostów płatności internetowych po wybuchu pandemii
Adam Kokoszkiewicz: Nasza usługa jest uniwersalna. Posiadacz aplikacji i środków na rachunku w banku może zarówno zapłacić elektroniczne, ale też wypłacić Blikiem gotówkę z bankomatu. To bardzo istotne z punktu widzenia wygody. Każdy użytkownik traktuje płatność jako najmniej przyjemny moment zakupów. Dlatego ten proces powinien być jak „najłagodniejszy” dla klienta. Płatności elektroniczne dają taką możliwość. Ale widzimy, że obie metody – bezgotówkowa i gotówkowa – cały czas się uzupełniają. Zapotrzebowanie na gotówkę nie zmalało nawet w czasie bardzo dużych wzrostów płatności internetowych po wybuchu pandemii. Pomimo spadku wypłat Blikiem w bankomatach pomiędzy pierwszym a drugim kwartałem ub.r., w całym 2020 r. zanotowaliśmy 4-proc. wzrost. Historycznie było tak, że „pierwszy raz” typowego użytkownika Blika był związany z korzystaniem z bankomatu. Gdy ktoś się przekonywał, że to działa, że jest bezpieczne, że potrafi skorzystać, zaczynał również używać Blika do płatności internetowych. Obecnie transakcje bankomatowe stanowią 7–8 proc. ogólnej wartości transakcji dokonywanych poprzez Blik.
Bankomaty to nie tylko urządzenia, które wydają nam gotówkę. W większości z nich można dokonywać również wpłat. W tej chwili ok. 10 proc. transakcji w bankomatach z Blikiem to wpłaty.
Zapowiadając narodową strategię bezpieczeństwa obrotu gotówkowego przedstawiciele Narodowego Banku Polskiego wskazują na zmniejszanie się dostępności do gotówki: coraz mniej jest oddziałów bankowych, coraz mniej bankomatów. Z czego to wynika?
Z uwagi na pandemię COVID-19 instytucje finansowe coraz częściej myślą o optymalizacji procesów operacyjnych i kosztów. To ma przełożenie na ograniczanie liczby placówek i urządzeń samoobsługowych
Robert Midura: Od wielu lat ma miejsce konsolidacja systemu bankowego. Zamykana jest część oddziałów. Z tych miejsc znikają też urządzenia samoobsługowe. Z uwagi na sytuację związaną z pandemią COVID-19 instytucje finansowe borykają się ze zmniejszonym strumieniem przychodów i coraz częściej myślą o optymalizacji procesów operacyjnych czy kosztowych. To ma przełożenie na ograniczanie liczby placówek i lokalizacji przeznaczonych pod urządzenia samoobsługowe albo konwersję tradycyjnych oddziałów z obsługą gotówkową na obsługę bezgotówkową. Mamy dwóch niezależnych operatorów bankomatów, którzy odnotowują spadek liczby transakcji w urządzeniach samoobsługowych. Przez wiele lat zmniejszała się ona o kilka procent, ale w ubiegłym roku było to znacznie więcej – poza marcem, gdy rozpoczęła się pandemia w naszym kraju i miała miejsce zwiększona liczba wypłat. Z naszej perspektywy istotne są też koszty obsługi bankomatów. Od wielu lat obserwujemy stały wzrost płacy minimalnej, kosztów paliwa, czynszów – niektórzy z wynajmujących śmieją się, że miejsce pod bankomat to najdroższy metr kwadratowy wynajmowanej powierzchni. Przy zmniejszającej się liczbie transakcji i stałej od 2010 r. opłacie interchange – na którą operatorzy bankomatowi nie mają żadnego wpływu – wiele lokalizacji staje się niedochodowych. Dotyczy to przede wszystkim tych miejsc, gdzie dokonywane są tylko wypłaty gotówki lokalnymi, polskimi kartami, nie ma turystów, którzy mogliby skorzystać z innych usług czy też firm, które mogłyby dokonywać wpłat.
Opłata interchange niepokrywająca kosztów operacyjnych powoduje niedochodowość pewnych lokalizacji. A jest ich coraz więcej. Powiedziałbym wręcz, że to początek erozji dostępu do gotówki i powstawania pustyń gotówkowych.
Liczba placówek, które bezpośrednio zajmują się obrotem gotówkowym, istotnie zmalała i zapewne dalej będzie malała. Nie uważam, że gotówka nie ma racji bytu. Ale w nowoczesnym systemie gospodarczym powinniśmy zmierzać do zwiększenia obrotu bezgotówkowego
Włodzimierz Kiciński: Ponad 38 mln osób korzysta z bankowości internetowej. 19,5 mln to aktywni klienci, którzy dokonują co najmniej jednej transakcji w miesiącu. Okres pandemiczny spowodował gwałtowny przyrost, rzędu 18 proc., rachunków mobilnych. Mamy 14,2 mln użytkowników bankowości mobilnej. 7,45 mln to klienci, którzy działają wyłącznie poprzez mobilne płatności. Jest więc bardzo duży postęp w zakresie płatności bezgotówkowych. Znacząco wzrosła również liczba klientów firmowych korzystających z płatności zdalnych. To powoduje ogromny wzrost skali rozliczeń w kanałach bezgotówkowych. Wskazuje na to liczba transakcji realizowanych w systemie Elixir – jest ich 530 mln kwartalnie. To daje ponad 1,6 bln zł obrotów kwartalnie. Ogromne sumy, które są przenoszone poprzez rachunki bankowe.
Gotówka może być potrzebna wówczas, gdy zachodzą zaburzenia gospodarcze, a z takimi mieliśmy do czynienia wiosną ub.r. przy pierwszym uderzeniu kryzysu. Później taka ilość gotówki wcale nie jest w gospodarce tak bardzo potrzebna. Tym bardziej, że mówimy o tym, że w preferencjach Polaków coraz więcej jest czynników związanych z psychologią aniżeli związanych z rzeczywistą potrzebą gospodarczą. Nie wiem, dlaczego dyr. Kowalczyk mówi, że gotówka to jest przykład utrzymywania wartości. W Polsce mamy najwyższą inflację w Europie. To oznacza, że pieniądz gotówkowy: banknoty i monety nie pozwalają na utrzymanie realnej wartości zasobów finansowych.
Dyrektor Midura wspomniał o tym, że opłata interchange jest zbyt niska. Czy ona jest za niska? Czy konieczne byłyby tu jakieś zmiany? Modyfikacja przepisów?
Krzysztof Kowalczyk: NBP nie ma kompetencji, by tą sprawą się zająć. My nie regulujemy tej opłaty. Nie mamy na nią żadnego wpływu. Natomiast chyba dla każdego obserwatora rynku płatności z obszaru gotówki jest dosyć oczywiste, że przez 10 lat ta opłata pozostała na tym samym poziomie – nie procentowo, tylko nominalnie – w tym czasie czynniki kosztotwórcze bardzo mocno wzrosły. Średnia wartość transakcji także bardzo mocno wzrosła, a interchange to wciąż 1,2–1,3 zł od jednej transakcji.
Robert Midura: Mogę tylko przyznać rację. Opłata była za niska już w 2010 r. Wtedy była zbliżona do poziomu kosztów ponoszonych przez operatorów, ale z uwzględnieniem zdywersyfikowanej palety produktów. Gdybyśmy spojrzeli tylko na jeden produkt, jakim jest wypłata gotówkowa i to w lokalizacji, gdzie ze względu na brak popytu nie ma innych typów transakcji, okazałoby się, że już wtedy była ona niewystarczająca. Po 10 latach operatorzy bankomatowi, w tym Euronet, bardzo mocno rozważają zmianę strategii w zakresie utrzymywania lokalizacji, które są już mocno niedochodowe. Pamiętajmy, że równolegle są prowadzone prace związane z rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych i administracji w zakresie dodatkowego zabezpieczenia sieci bankomatowych poprzez barwienie banknotów. To wiąże się z kolejnymi nakładami finansowymi.
Prezes Kiciński zgodzi się z dyrektorem Kowalczykiem?
Włodzimierz Kiciński: Absolutnie nie. My jako izba gospodarcza nie uczestniczymy w ustalaniu cen na rynku i nie włączamy się do tego typu dyskusji.
Czy UOKiK widzi problemy, jeśli chodzi o dostęp do gotówki bądź też do płatności bezgotówkowych?
Są pewne sfery działalności gospodarczej, w których gotówka cieszy się dużym powodzeniem, są też takie, które powinny być zarezerwowane dla obrotu bezgotówkowego
Artur Zwaliński: Zgłoszenia dotyczące utrudnionego dostępu do gotówki są sporadyczne. Częściej, zwłaszcza w okresie pandemii, konsumenci skarżą się, że musieli fatygować się oddziału, żeby złożyć dyspozycję, bo bank wymagał osobistego stawiennictwa. To są sygnały od konkretnych grup: osób starszych czy mniej ubankowionych. Ale dopóki takie grupy osób będą, my uważamy, że obrót gotówkowy powinien być należycie chroniony.
Z obrotem bezgotówkowym wiąże się inna grupa sygnałów: w zakresie bezpieczeństwa środków na kontach. W ostatnim czasie mamy do czynienia z większą liczbą sygnałów konsumentów, którzy zostali okradzeni ze środków, które posiadali na kontach bakowych. Polski system bankowy jest bardzo nowoczesny. Rośnie też pomysłowość przestępców. Istotna jest tu postawa banków, instytucji finansowych – bardzo trudno przychodzi im wiara w słowa konsumenta, w pierwszej kolejności banki zrzucają winę na konsumenta za całe zdarzenie. Nie mówimy o sytuacjach, gdy ten konsument działa naiwnie, a o takich, gdy przestępcy stosują bardzo wyrafinowane techniki oszustwa. Wtedy trudno odzyskać pieniądze, mimo że w przepisach jest określone, że to bank ponosi odpowiedzialność za ochronę środków zgromadzonych na koncie.
Obrót gotówkowy i bezgotówkowy wzajemnie się dopełnia i uzupełnia. Moim zdaniem nie ma tu sprzeczności. Są pewne sfery działalności gospodarczej, w których gotówka cieszy się dużym powodzeniem, są też takie, które powinny być zarezerwowane dla obrotu bezgotówkowego. Między innymi dlatego, że przy płatnościach kartowych pieniądze trafiają na konto sklepu czy usługodawcy dopiero po kilku dniach. W dużych podmiotach to nie jest problemem, ale jeśli mówimy o firmie jednoosobowej, to może być problemem.
Narodowy Bank Polski proponował wprowadzenie przepisów gwarantujących możliwość dokonania płatności gotówką. Słusznie?
Artur Zwaliński: Powinno to dotyczyć przynajmniej pewnych sfer, jak zakupy, bieżące sprawy życia codziennego. Aczkolwiek moim zdaniem już na podstawie obecnie działających przepisów nie ma możliwości odmowy przyjęcia gotówki, gdy jest to płatność walutą polską.
Dominika Maison: Biorąc pod uwagę perspektywę ludzką uważam, że nie powinno być sytuacji takiej, że jedyna forma to płatności bezgotówkowe. Nie chodzi tylko o miłośników dotykania pieniędzy. Znam wiele osób, które są bardzo „bezgotówkowe”, ale trzymają w portfelu gotówkę na różne niespodziewane sytuacje. Powinniśmy mieć prawie wszędzie możliwość zapłacenia bezgotówkowo, ale powinna być też możliwość skorzystania z gotówki. Te dwa systemy powinny istnieć razem. Zwłaszcza, że – jak się okazuje – obrót bezgotówkowy nie zawsze jest tańszy.
Artur Zwaliński: Ten sam efekt można osiągnąć poprzez wprowadzenie obowiązku płatności bezgotówkowych, ale tylko w niektórych istotnych z punktu widzenia państwa obszarach.
Dominika Maison: Mam wrażenie, że już do tego dochodzimy. Tak jest z wypłatami wynagrodzeń – wiele instytucji przeszło już na to, że nie można ich pobrać w gotówce. Ale chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden argument: gotówka dla wielu osób oznacza większe poczucie bezpieczeństwa. Wyobraźmy sobie, że nie można zapłacić, bo z jakiegoś powodu nie działają terminale.
Pojawiła się kwestia bezpieczeństwa płatności bezgotówkowych. Czy faktycznie są z tym problemy? Czy są problemy z dostępnością usług?
Adam Kokoszkiewicz: Bezpieczeństwo traktowane jest przez użytkowników jakiejkolwiek formy płatności jako priorytetowe. Tak długo dane rozwiązanie płatnicze jest dla nas akceptowalne, jak długo jest bezpieczne. Ale to poczucie zależy od naszych indywidualnych doświadczeń. Ktoś, komu skradziono gotówkę, będzie uważał, że gdyby korzystał z płatności elektronicznych, byłoby bezpieczniej. A osoba, której zhakowano konto w serwisie społecznościowym, wyciągnięto dane i na koniec zrobiono oszukańczą transakcję zdalną może zrazić się do płatności mobilnych.
W przypadku Blika każda transakcja musi być świadomie potwierdzona w aplikacji bankowej. Więc jest moment refleksji, czy chcemy zrobić daną transakcję. Oczywiście wraz ze wzrostem popularności danych metod płatniczych – jak było dawniej z kartami, teraz z Blikiem – może się pojawić więcej sytuacji oszukańczych, nad zabezpieczeniem przed którymi wspólnie z agentami rozliczeniowymi, wspólnie z wydawcami – bankami pracujemy. Ale w tej chwili to są śladowe ilości.
Włodzimierz Kiciński: Chciałbym jasno powiedzieć, że nawet najmniejsze uszczerbki w zakresie bezpieczeństwa są traktowane bardzo poważnie. Banki przykładają do tego najwyższą wagę. Jeśli idzie o dostępność – liczba awarii bądź zawieszenia transakcji z punkt widzenia klientów jest znikoma.
Gdy mówimy o bezpieczeństwie, dostępności trzeba pamiętać, że jest i trzeci element: efektywność. Z tego punktu widzenia gotówka jest zgodnie z badaniami NBP – mam na myśli raport przedłożony Radzie ds. Systemu Płatniczego – instrumentem najdroższym.
Jak ta efektywność wygląda z punktu widzenia banku centralnego w odniesieniu do obrotu gotówkowego?
Krzysztof Kowalczyk: W samym NBP potrzebujemy sześciu systemów informatycznych działających w tym samym czasie, żeby móc zaopatrywać banki w znaki pieniężne. Jeśli dołożymy do tego systemy w poszczególnych bankach, sieciach bankomatowych, organizacjach płatniczych, okazuje się, że to bardzo złożony ekosystem. To jest jeden z aspektów, którym będziemy się zajmować w ramach prac nad strategią bezpieczeństwa obrotu gotówkowego.
Z kosztami gotówki jest taki kłopot, że przyzwyczailiśmy klientów, że jej obsługa nic nie kosztuje. Dawniej stopy procentowe były na takim poziomie, że wynagrodzenie za obsługę gotówkową było pobierane de facto poprzez zaoferowanie odpowiednio niższego oprocentowania środków zgromadzonych w banku. Przy stopach procentowych bliskich zeru to się już nie udaje.
Padło hasło: „pustynia bankomatowa”. Na potrzeby strategii bezpieczeństwa obrotu gotówkowego rozpoczęliśmy prace analityczne, z których wynika, że w Polsce na 14 proc. powierzchni kraju nie ma ani jednego bankomatu, mieszka tam łącznie 2,3 mln osób. To 6 proc. wszystkich mieszkańców gmin. Można powiedzieć, że „mikropustynie” już istnieją. I jest się nad czym zastanawiać.
Stawianie większej liczby bankomatów to nie jest jedyne rozwiązanie. Nowoczesne rozwiązania technologiczne dają nam też inne możliwości. Gotówkę można także wypłacić w kasach sklepowych, gdzie ona się w naturalny sposób gromadzi. To jest też jakiś obszar dla rozwoju Polskiego Standardu Płatności. Od kolegów z innych banków centralnych słyszę, że w innych krajach powstają podmioty gospodarcze, które oferują usługę „hubu bankowego” – obsługę gotówkową wielu banków w jednym miejscu. Być może to jest również do rozważenia w Polsce.
Zachęcam sektor bankowy do poszukiwania takich rozwiązań. Nam w NBP nie chodzi o to, żeby zabetonować rynek w takim kształcie, w jakim dziś istnieje. Nie chodzi o to, że jesteśmy przywiązani do tradycyjnego instrumentu płatniczego, jakim jest gotówka – której jesteśmy jedynym emitentem. Nie chodzi o to, żeby zablokować przejście od fizycznej formy pieniądza do formy elektronicznej – to będzie postępować w Polsce, tak samo jak w innych krajach. Chodzi o to, żeby w tym okresie przejścia zapewnić możliwość dokonywania płatności wszystkim. A dziś 10 proc. Polaków nie ma konta w banku. Również ok. 10 proc. po otrzymaniu wypłaty lub emerytury co najmniej jej połowę podejmuje z konta w postaci gotówki. Tak jest im wygodniej, czują się bezpieczniej i łatwiej im zarządzać domowymi finansami.
Kiedy już w Polsce nie będzie nikogo, kto chciałby płacić gotówką, to także NBP podpisze się pod pomysłem, aby wycofać gotówkę z obiegu. Dopóki jednak tak się nie stanie, będziemy wspierać Polaków w tym, aby mieli nieutrudniony dostęp do gotówki i aby jej akceptacja była zapewniona. Faktycznie, NBP przesłał do Ministerstwa Finansów projekt ustawy w tym zakresie. Przy czym tam zostały zaproponowane pewne wyjątki. Widzimy sytuacje, w których akceptacja gotówki nie musi mieć miejsca, np. imprezy masowe, zakupy na odległość. Może katalog wyłączeń powinien być większy. Tu jest przestrzeń do dyskusji.
Adam Czerniak: Procesu odchodzenia od płatności gotówkowych nie da się powstrzymać. Uregulowanie tego i przymuszanie do płatności gotówkowych jest moim zdaniem kontrproduktywne. Są dwa czynniki: po pierwsze ekonomiczny – im mniej ludzie chcą płacić gotówką, im mniej jest takich transakcji, tym droższe się one stają. Była mowa o pustyniach bankomatowych. Żeby wydać resztę przy transakcji gotówką, sprzedawca musi skądś mieć pieniądze. A jeśli w najbliższym otoczeniu nie ma oddziału bankowego? Jest też drugi czynnik – fiskalny. Gotówka to siedlisko szarej strefy. Właśnie nią realizuje się transakcje, które mają służyć unikaniu opodatkowania. Przejście na transakcje bezgotówkowe, rejestrowane w systemie płatniczym powoduje ograniczenie szarej strefy. To są dla mnie dwa argumenty, dlaczego nie należy wprowadzać nowych regulacji dotyczących obowiązku przyjmowania gotówki, a pozwolić rynkowi transakcji płatniczych przechodzić powoli w kierunku porzucenia całkowicie gotówki. Co będzie korzystne i dla efektywności całego systemu płatniczego, i dla budżetu państwa.
Włodzimierz Kiciński: W Polsce dzięki temu, że banki wprowadziły wspólnie z Ministerstwem Finansów i Krajową Izbą Rozliczeniową mechanizm podzielonej płatności, rząd twierdzi, że ograniczono szarą strefę.
Krzysztof Kowalczyk: Faktycznie, zdarza się, że gotówki używa się do przeprowadzenia transakcji, których nie chce się ujawniać. Ale w skali makro żadne badania statystyczne nie potwierdzają istnienia korelacji między poziomem gotówki w obiegu a wielkością szarej strefy. Niemcy uwielbiają gotówkę, a rozmiar szarej strefy w ich kraju jest raczej niewielki. W Austrii uważa się, że szara strefa jest większa, a poziom gotówkowi mniejszy. Ponadto często mylony jest związek przyczynowo-skutkowy. Najpierw ktoś ma intencję przeprowadzenia nielegalnej lub nierejestrowanej transakcji, a potem poszukuje środków do jej realizacji. Gdyby nie miał do dyspozycji gotówki, znalazłby inną formę rozliczenia.