„Erupcja polityki popytowej zagraża rozwojowi”. Taki tytuł nosi artykuł Leszka Balcerowicza i Andrzeja Rzońcy opublikowany na portalu Forum Obywatelskiego Rozwoju, w którym autorzy krytycznie oceniają politykę monetarną i fiskalną prowadzoną w Polsce, ale i w innych krajach.

Polityka popytowa, która jako pomysł na rozwiązanie problemów finansowych nasiliła się w dobie pandemii, nie skompensuje skutków złego ustroju, deformującego podaż. Nadmierny deficyt budżetowy szkodzi gospodarce – uważają autorzy. Nawet w sytuacji nadzwyczajnej nie można usprawiedliwiać rozwiązań, które mają w sztuczny sposób stymulować popyt.

Balcerowicz i Rzońca stawiają pytania:

  • Według jakich kryteriów oddziela się sytuacje normalne od nadzwyczajnych? Czy wcześniejsza nadzwyczajna polityka pobudzania popytu nie będzie prowadzić do skutków, które wywołują następne fale interwencjonizmu?
  • Czy nadzwyczajne środki wprowadzone w nadzwyczajnej sytuacji nie utrwalą się? Tak np. stało się z niekonwencjonalną polityką pieniężną (ang. Unconventional Monetary Policy– UMP), prowadzoną przez banki centralne Zachodu. Polega ona na obniżeniu stop procentowych niemal do zera (albo nawet poniżej) i radykalnym zwiększeniu emisji pieniądza wynikającej z zakupów papierów wartościowych, w tym obligacji skarbowych. Miała być ona prowadzona tylko przez krótki czas, zaraz po wybuchu globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku, a dotrwała do epidemii COVID-19 w 2020 roku, kiedy została użyta na jeszcze większą skalę.

    Zobacz również:

    Leszek Balcerowicz: PiS doszedł do maksimum w zakresie rozdawnictwa i medialnego ogłupiania ludzi

Politykę UMP prowadzą różne banki centralne, w tym NBP kierowany przez Adama Glapińskiego. Wg Balcerowicza i Rzońcy „drukowanie pieniędzy” to nieskuteczna pomoc dla kredytobiorców. Ponadto kredytowe wsparcie dla nierokujących przedsiębiorców prowadzi do „zombifikacji” gospodarki, a „odsetek firm-zombie w krajach wysoko rozwiniętych jest teraz około czterokrotnie wyższy niż w latach osiemdziesiątych XX wieku i odpowiada za około połowę spadku dynamiki produktywności w ostatnim okresie”.

- Zombiefikacja postępuje wszędzie tam, gdzie prowadzona jest UMP – przekonują autorzy artykułu. I nie ma znaczenia, czy jest to północ Europy, czy południe. Przedsiębiorstwa nie upadają, ale też nie inwestują, nie podnoszą wydajności, nie rozwijają się.

Błędy banków centralnych

„Wieloletnia UMP, osłabiając stronę podażową gospodarki, działa w kierunku obniżania długofalowego wzrostu, a to z kolei tworzy w oczach banków centralnych uzasadnienie dla kontynuacji tej polityki”.

Według Leszka Balcerowicza i Andrzeja Rzońcy zwłaszcza populistyczni politycy, jeśli mogą liczyć na tanie finansowanie z banku centralnego, które dałoby szansę pewnym grupom, ale naruszyło jednocześnie interesy innych grup, będą odsuwać rozwiązania reformatorskie. Ale bez reform, twierdzą autorzy, firmy -zombie będą hamować rozwój gospodarki. „Hamulcowymi” będą też: zdeformowany system podatkowy, nadmierna lub chaotyczna legislacja i jej egzekwowanie. A to wszystko prowadzić może do kryzysu.

Inwestycje publiczne jako źródło wzrostu?

Zwolennicy polityki popytowej, monetarno-fiskalni nihiliści – jak nazywają ich autorzy artykułu, nie mają żadnych ograniczeń. Zwiększone wydatki za sprawą dodrukowanych pieniędzy uznają za sposób na długofalowy wzrost, zwłaszcza wydatkowane na inwestycje publiczne. Tymczasem Balcerowicz i Rzońca przytaczają badania, które wskazują, że w krajach OECD przeciętnie tylko 4 proc. całości długu publicznego przeznaczono na inwestycje. Poza tym nie tylko ilość wydatków na inwestycje publiczne jest ważna. Ważniejsza jest ich jakość, podczas gdy wiele inwestycji publicznych to marnotrawstwo pieniędzy.

„W świecie realnej polityki inwestycje publiczne to często inwestycje pod publiczkę. Czy trzeba o tym obecnie o tym w Polsce przypominać? Czy skutki nihilizmu monetarno-fiskalnego zmieniłyby się, gdyby bank centralny tworzył pieniądz i przekazywał go rządzącym politykom (pod otrzymywane od nich papiery skarbowe), ale nie domagałby się od nich obsługi i zwrotu długu? Zauważmy najpierw, że na taki krok nie zdecydowały się dotąd żadne cywilizowane państwa" - piszą.

Wnioski dla Polski

Bilans korzyści i kosztów ze stymulacji fiskalnej nie wypada lepiej - oceniają Balcerowicz i Rzońca. Uzasadniają, że po kryzysie 2008 roku, z pięciu krajów Unii Europejskiej, które na globalny kryzys finansowy odpowiedziały najbardziej agresywną stymulacją, wszystkie odnotowały gorsze od średniej dla UE wyniki gospodarcze po 2009 roku. Natomiast spośród krajów tzw. starej Unii, które zachowały umiar w fiskalnym pobudzaniu gospodarki, tylko Włochy rozwijały się po 2009 roku wolniej od unijnej średniej. Jednak Włochy, przypominają autorzy, już wcześniej były silnie zadłużone i miały problemy ze wzrostem.

Tymczasem w 2020 roku na skutek pandemii, stymulacja fiskalna na Zachodzie osiąga jeszcze większą skalę niż wtedy.

Dzieje się tak nie tylko w Polsce, ale w naszym kraju ekspansywna niekonwencjonalna polityka monetarno-fiskalna rodzi większe zagrożenia niż na Zachodzie. Dlaczego? "Nie mamy ani ugruntowanych instytucji ograniczających arbitralność polityki makroekonomicznej, ani zaufania inwestorów, co zwiększa ryzyko destabilizacji przy mniejszej dawce UMP i niższym poziomie długu publicznego. Na dodatek agresywna polityka monetarno-fiskalna działa w kierunku osłabienia i deformacji działań kredytowych banków komercyjnych" - uzasadniają Balcerowicz i Rzońca. I argumentują, że taka polityka doprowadziła do tego, że bankom trudno zarobić na udzielaniu kredytów, a bardziej opłaca im się pożyczanie rządowi.

Nie wymaga to angażowania własnego kapitału, a dodatkowo są one zwolnione z podatku bankowego, kilkukrotnie wyższego niż gdzie indziej w Europie.

Autorzy podkreślają też, że eksportowy charakter polskiej gospodarki sprawia, że jeśli ekspansja fiskalna w krótkim okresie jej pomaga, to ta na Zachodzie – u naszych głównych partnerów handlowych. "Nasze przedsiębiorstwa przemysłowe są silnie zintegrowane z globalnymi łańcuchami wartości i eksportują głownie półprodukty. Ich sprzedaż zależy od popytu zagranicznego i od naszej konkurencyjności. Jako mały kraj nie jesteśmy ograniczeni wielkością popytu światowego".

Nasza polityka gospodarcza powinna opierać się na kilku rozwiązaniach.

Po pierwsze, potrzebujemy sprawnych mechanizmów rynkowych. Siła robocza i kapitał powinny swobodnie przepływać ze słabych przedsiębiorstw do bardziej efektywnych.

Po drugie, Polska potrzebuje dobrego otoczenia dla inwestycji, zwłaszcza przywrócenia stabilności dobrego prawa i jego egzekwowania, czyli praworządności.

Po trzecie, potrzebne jest zwiększenie aktywności zawodowej. Balcerowicz i Rzońca wskazują, że zaniechanie działań w tej kwestii spowoduje, że demografia w ciągu najbliższych 30 lat zmniejszy liczbę pracujących w naszym kraju o 3,2–4,4 mln osob, czyli o 20–26%.

W konsekwencji przy niskiej liczbie pracowników wypłata emerytur i zapewnienie opieki zdrowotnej będzie wymagać bardzo wysokich podatków, które z kolei będą podcinać konkurencyjność gospodarki.

Po czwarte, potrzebujemy dobrej edukacji, dzieci, młodzieży i osób dorosłych.

Leszek Balcerowicz, Andrzej Rzońca "Erupcja polityki popytowej zagraża rozwojowi"
pobierz plik

Jak odejść od polityki UMP?

Autorzy proponują skoncentrowanie się na działaniach, które poprawiać będą stronę podażową gospodarki, takich jak:

  • usprawnienie przepływu kapitału i siły roboczej ze słabych przedsiębiorstw do bardziej efektywnych;
  • poprawa otoczenia dla inwestycji, zwłaszcza prywatnych, w szczególności poprzez przywrócenie stabilności dobrego prawa i jego egzekwowanie;
  • zwiększenie aktywności zawodowej.

Zalecają też, by nie powtarzać błędów wielu krajów Zachodu i nie kontynuować niekonwencjonalnej polityki pieniężnej.