S&P zaczął dzień od wzrostu, ale zakończył go największym od miesiąca spadkiem, co może pogorszyć nastroje na rynkach europejskich.

Pogorszy tym bardziej, że w czasie gdy europejskie giełdy kończyły pracę, na Wall Street nic nie wróżyło zmiany nastrojów. Opublikowane dane wskazały na wzrost cen nieruchomości i liczby sprzedanych nowych domów znacznie przekraczając oczekiwania. Lepiej niż prognozowano wypadł też odczyt Conference Board. Dlaczego więc nastroje zmieniły się w ciągu dnia? Mówi się o zaostrzeniu sytuacji w Iraku jako pretekście do spadków, ale nie stało się to przecież w jednej chwili. Być może sprzedający wykorzystują poprawę danych makro do sprzedaży akcji w myśl zasady „sprzedawaj plotki”. Ponadto Bloomberg zwraca uwagę na rosnący spread pomiędzy obligacjami skarbowymi o stałym kuponie i tymi, których oprocentowanie zmienia się o wysokość inflac ji. Różnica wyniosła 2,12 pkt proc. (na pięciolatkach), to jest najwyższy poziom od ponad roku. Wzrost spreadu miałby sugerować także wzrost oczekiwań inflacyjnych i w efekcie zapowiadać przyspieszenie podwyżek stóp w USA.

W Azji inwestorzy sprzedawali akcje (Nikkei stracił 0,7 proc., Kospi 0,6 proc., a indeks w Szanghaju spadał o 0,5 proc. na kwadrans przed końcem notowań). Ponieważ rano kontrakty na S&P nieco odbijały, straty były ograniczane, a Hang Seng zdołał nawet wyjść na plus w ostatnich minutach sesji.

Dziś liczyć się będą dane o zamówieniach na dobra trwałe w USA (14:30), ale sądząc po wczorajszym zachowaniu inwestorów, dobre dane mogą co najwyżej amortyzować spadki i ograniczać chęć realizacji zysków.

Emil Szweda