Indeksy w Europie mogą zacząć dzień od niewielkich spadków idąc tropem Wall Street, ale nadzieje na odbicie S&P mogą powstrzymać podaż.

S&P stracił wczoraj 1,1 proc. i właśnie z tego powodu – to jest kontynuacji spadków – rano cierpieć mogą indeksy w Europie. Ale też trzeba odnotować, że marsz S&P został powstrzymany nieco powyżej 1840 pkt – bariery, która powstrzymywała sprzedających kilkukrotnie przez ostatnich sześć tygodni. Zresztą już wczoraj widać było, że S&P odbił się od tego oporu jak od trampoliny, ale w końcówce sesji podaż ponownie przeważyła, nie pozwalając kategorycznie stwierdzić, że nagła korekta została zakończona.

Kontrakty na S&P rosną dziś rano nieznacznie, ale dla inwestorów może to nie być wystarczającą wskazówką, ponieważ jednocześnie znów zaostrza się sytuacja na Ukrainie, a wraz z nią retoryka czołowych polityków rosyjskich, amerykańskich i rzecz jasna ukraińskich. Z drugiej strony kalendarium publikacji makro w USA nadal jest pustawe, więc inwestorzy muszą się zmierzyć z własnymi nastrojami.

W Azji efekty tej postawy były różne. Nikkei stracił 1,4 proc. po tym jak bank centralny nie zdecydował się na zmiany w polityce pieniężnej, a rynek najwyraźniej liczył na powiększenie skali skupowania aktywów. Kospi zyskał 0,2 proc., a indeks w Szanghaju wzrósł o 1,9 proc. po przedłużonym weekendzie (w poniedziałek chiński parkiet nie pracował) nadal dyskontując oczekiwany wpływ rządowego pakietu stymulującego na gospodarkę. Hang Seng na kwadrans przed końcem notowań zyskiwał 1 proc.