Stenogramy z ostatniego posiedzenia FED, słabe dane o bilansie handlu zagranicznego w Japonii oraz gorszy odczyt indeksu PMI dla przemysłu Chin to wydarzenia, które zaważą na otwarciu dzisiejszych notowań w Warszawie. Niestety, euforii z końcówki wczorajszej sesji nie możemy się spodziewać – a szkoda, bo indeks WIG20 od psychologicznego poziomu 2500 punktów dzieli tak niewiele...

Na publikację zapisków z ostatniego posiedzenia zarządu Rezerwy Federalnej czekali nie tylko amerykańscy inwestorzy. Wnioski jakie można wysnuć z ich lektury nie są jednak zbyt optymistyczne – przede wszystkim, nie wszyscy członkowie FOMC są zgodni co do tempa wychodzenia z programu QE3. Po drugie, co moim zdaniem bardziej znaczące, w amerykańskim banku centralnym pojawiają się już głosy za szybszym podnoszeniem stóp procentowych w USA. Oba te czynniki tworzą razem prawdziwą „mieszankę wybuchową". Zbytnie ograniczenie skupu obligacji za oceanem może bowiem zdusić wątłe (jeszcze) podstawy ożywienia w amerykańskiej gospodarce a za szybkie podwyżki stóp procentowych grożą „QE trap".

Co to oznacza dla GPW? Rośnie ryzyko korekty, której warszawskiej giełdzie nie widzieliśmy praktycznie od początku lutego. W tym okresie WIG20 zyskał blisko 200 punktów. Indeksy nie mogą jednak rosnąć w nieskończoność a wobec wspomnianych wcześniej wydarzeń, wśród inwestorów zapewne pojawi się chęć realizacji (przynajmniej części) zysków. Posługując się analizą techniczną, najbliższymi poziomami wsparcia są dla indeksu naszych „blue-chipów" są 2470 i 2450 punktów. O ile ten pierwszy w ostatnim czasie był już wielokrotnie przez podaż testowany (i zapewne zostanie pokonany), o tyle większej aktywność „byków" oczekiwałbym przy 2450 punktach.

Nie bez znaczenia dla nastrojów panujących na giełdach będą dzisiejsze publikacje wskaźników gospodarczych – wśród nich znajdą się m.in. wstępne odczyty indeksów PMI dla głównych europejskich gospodarek a także seria danych z USA.

Piotr Krawczyński