Nerwowe wyczekiwanie inwestorów na decyzję Fed jest całkiem zrozumiałe. Poza odrobiną obaw, jest jednak sporo uzasadnionej wiary w to, że ostatnią rzeczą, jakiej pragnie rezerwa federalna, jest spowodowanie zawirowań na rynkach oraz zrobienie krzywdy gospodarce. Niemniej zmiana w polityce pieniężnej nie pozostanie bez wpływu na obie sfery.

Od dwóch dni zachowanie indeksów na naszym rynku pozostaje wyraźnie bez związku z sytuacją na głównych parkietach. Dotyczy to szczególnie wskaźnika największych spółek. Dodatkowo wyniki sesji „ustawiane” są głównie w końcowej części handlu. Trochę ruchu widać też w ciągu pierwszej godziny notowań. We wtorek było już mniej chaosu, niż w trakcie pierwszej sesji tygodnia, gdy rozpiętość wahań przekraczała 60 punktów, ale także trudno było połapać się w zamiarach inwestorów. W każdym razie po tych manewrach i skorygowaniu kursu akcji PKO o wartość dywidendy, zniwelowana została kilkunastopunktowa dysproporcja notowań indeksu i kontraktów wygasających w piątek. To zmniejsza obawy przed wahaniami w trakcie „godziny trzech wiedźm”.

W całej mocy pozostają natomiast obawy przed tym, co będzie się działo dziś i w czwartek, w oczekiwaniu, a później w reakcji na decyzję Fed. Niepokój na rynkach z pewnością jest, choć może nie widać go w skali zmienności notowań. Tym większych ruchów można się spodziewać „po fakcie”. W jakim kierunku podążą, trudno przewidzieć. Dziś można oczekiwać w miarę spokojnego handlu, ale reakcje naszego parkietu mogą być zaskakujące.

Wyraźne różnice przed decyzją rezerwy federalnej widać w zachowaniu się indeksów po obu stronach oceanu. We wtorek na europejskich parkietach przeważały niewielkie spadki, sięgające w Paryżu i Frankfurcie po około 0,2 proc. Na Wall Street z kolei, wskaźniki zyskiwały po 0,3-0,5 proc. W rzeczywistości jednak cechą wspólną jest brak większych obaw przed ogłoszeniem wyników obrad komitetu otwartego rynku. W poniedziałek DAX pokonał z impetem majowy szczyt. S&P500 był bardzo bliski poprawienia niedawnego rekordu wszech czasów we wtorek. Zabrakło kilku punktów.

Oczekiwania przed posiedzeniem Fed są jasno sprecyzowane. Rezerwa podejmie decyzję o rozpoczęciu ograniczania skupu obligacji. By czynić tę decyzję i operację bardziej „strawną” dla rynków, skala redukcji środków będzie bliska 10 mld dolarów miesięcznie. Prawdopodobna będzie też sugestia większej elastyczności w kwestii terminu całkowitego zakończenia skupu obligacji. Możliwe jest też obniżenie z 6,5 do 6 proc. stopy bezrobocia, po osiągnięciu której będzie można przystąpić do podwyższania stóp procentowych, co w praktyce będzie oznaczało odsunięcie momentu zaostrzania polityki pieniężnej o kilka kwartałów.

To wszystko wiadomo, ale główny problem w tym, że nie wiadomo, jak przyjmą to rynki. Przy tym chodzi bardziej nie o pierwsze reakcje, ale długoterminowe konsekwencje. Oczywiście wszystkie decyzje odbiegające od tych oczekiwań, skutkować będą dynamicznymi wahaniami notowań. Interesująca też będzie ewentualna korelacja decyzji Fed z projekcjami sytuacji w gospodarce, jakie to gremium także dziś zaprezentuje. By uczynić zadość logice i spójności działań, redukcji skupu powinien towarzyszyć przynajmniej umiarkowany optymizm, płynący z prognoz. Takie połączenie byłoby zapewne dobrze przyjęte przez inwestorów.

Roman Przasnyski