O ile notowania ropy naftowej w minionym tygodniu utrzymywały się na wysokim poziomie, o tyle na rynkach pozostałych surowców strona popytowa nie była już tak silna. Słaby tydzień zanotowały m.in. notowania gazu ziemnego i palladu.

W minionym tygodniu sytuacja na rynkach surowcowych nadal była nerwowa. Wciąż pojawiało się sporo spekulacji dotyczących ewentualnej interwencji w Syrii, a dodatkowo tydzień ten obfitował w ważne dane makro – przede wszystkim te z amerykańskiej gospodarki. Nie wszystkie ceny surowców reagowały jednak na kolejne doniesienia w podobny sposób – o ile strona popytowa radziła sobie nieźle na rynku ropy naftowej, o tyle sprzedający przeważali m.in. na rynkach gazu ziemnego czy metali szlachetnych.

Wśród ubiegłotygodniowych maruderów znalazł się gaz ziemny, którego notowania w Stanach Zjednoczonych przerwały trwający niemal miesiąc ciąg systematycznych zwyżek. W czwartek i piątek ceny gazu ziemnego gwałtownie spadły, co wynikało z gorszych prognoz popytu na tym rynku. Zapalnikiem tej przeceny był czwartkowy raport amerykańskiego Departamentu Energii, w którym podano, że w ostatnim tygodniu sierpnia zapasy gazu ziemnego w USA wzrosły bardziej niż oczekiwano. Rynek zinterpretował to dwojako: po pierwsze, jako oznakę kończącego się sezonu letniego, który wzmagał popyt na gaz w celach klimatyzacyjnych; a po drugie, jako sygnał, że rosnące w sierpniu ceny surowca mogły skłonić niektóre podmioty do rezygnacji z gazu jako źródła energii (elektrownie mogą przerzucać się na tańszy węgiel). Sprzedających wsparły prognozy pogody, zapowiadające ochłodzenie w USA i potwierdzające kończący się letni sezon.

Zresztą, warto wspomnieć, że potencjał wzrostu notowań gazu jest ograniczony przede wszystkim ze względu na dużą produkcję tego surowca w USA. Amerykański Departament Energii prognozuje, że ten rok przyniesie już szósty z kolei wzrost produkcji gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych.

W minionym tygodniu spadały także notowania metali szlachetnych. Przesunięcie w czasie interwencji USA w Syrii osłabiło popyt na złoto jako „bezpieczną przystań” – a spadek cen żółtego kruszcu pociągnął za sobą zniżkę pozostałych metali szlachetnych. Sytuacja się nieco polepszyła w piątek, kiedy to słabe dane z amerykańskiego rynku pracy zmniejszyły obawy o to, że Fed zdecyduje się na ograniczanie programu QE3 już we wrześniu, a dodatkowo – południowoafrykańscy górnicy powrócili do pracy po strajku. Niemniej jednak, te czynniki niewiele pomogły kupującym na rynku palladu, gdzie piątkowy wzrost był zaledwie symboliczny w porównaniu do wcześniejszej przeceny. Ceny palladu spadały bowiem niemal nieprzerwanie od połowy sierpnia, a w ubiegłym tygodniu dynamicznie spadły poniżej 700 USD za uncję.

Skąd wzięła się ta szarża pesymistów na rynku palladu? Presja podaży wynika m.in. ze zwiększonej awersji inwestorów do ryzyka. Jest ona szczególnie widoczna na rynku palladu, bowiem w porównaniu do innych metali szlachetnych, pallad jest najmniej popularnym kruszcem inwestycyjnym, natomiast jest on w dużej mierze metalem przemysłowym (używanym przede wszystkim w produkcji katalizatorów samochodowych). Rynek ten jest także relatywnie mało płynny w porównaniu z rynkami pozostałych metali szlachetnych, co intensyfikuje ruchy cenowe na wykresie palladu.

Warto jednak zaznaczyć, że sytuacja fundamentalna na rynku palladu sprzyja kupującym ze względu na stopniowe ożywienie branży motoryzacyjnej (zwłaszcza w Azji i USA), a także ze względu na problemy z podażą metalu w RPA po licznych strajkach górników w ostatnim roku.

Dorota Sierakowska