Wstępny wskaźnik PMI dla przemysłu liczony przez niezależne źródła w postaci Markit/HSBC spadł w kwietniu do 50,5 pkt. wobec oczekiwanych 51,4-51,5 pkt. Co gorsza, subindeks zamówień eksportowych zniżkował do 48,6 pkt., co sugeruje minorowe nastroje tamtejszych firm. Potwierdzają to słowa przedstawiciela chińskiego MIIT (ministerstwa ds. przemysłu i technologii informatycznych), którego zdaniem sytuacja eksporterów nie wygląda optymistycznie i może się pogorszyć. Co, zatem mają w zanadrzu Chińczycy, aby uspokoić nastroje? Teoretycznie sztucznie osłabić juana i narazić się na krytykę społeczności międzynarodowej. Alternatywnie wspierać popyt wewnętrzny, ale to są działania rozłożone na lata i tym samym nie przynoszące szybkich efektów.
Cięcia stóp procentowych przez PBOC teoretycznie możliwe (bo inflacja CPI znów zaczęła spadać), mogą być błędem, gdyż rząd właśnie zaczął walczyć z bańką na rynku nieruchomości, a lokalny system bankowy zaczyna być „obciążony” złymi długami samorządów. Czy, zatem czeka nas chińska odsłona problemów światowego kryzysu? Nie można tego wykluczyć, co może mieć duże przełożenie zachowanie się walut Azji i Pacyfiku w najbliższych tygodniach. Dotyczy to przede wszystkim AUD I NZD, które powinny słabnąć, oraz JPY, który ma szanse jeszcze sporo zyskać na fali wzrostu awersji do ryzyka. W przypadku dolara australijskiego i nowozelandzkiego wpływ mogą mieć znów oczekiwania, co do sygnałów wysyłanych przez banki centralne.
Dzisiaj w kalendarzu mamy decyzję Banku Nowej Zelandii – godz. 23:00. Zmiany w poziomie stóp procentowych nie są oczekiwane (2,5 proc.), ale istotna będzie treść komunikatu. Podczas ostatniego posiedzenia szef RBNZ dość krytycznie wypowiedział się na temat poziomu dolara nowozelandzkiego wskazując na jego duże przewartościowanie. Werbalne słowa nie przerodziły się w fizyczne działania, chociaż na temat kursu NZD zbliżone stanowisko miał ostatnio też Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Graeme Wheeler dobrze jednak wie, że RBNZ nie powinien dać się wciągnąć w rynkową grę sprzedając fizycznie walutę na rynku, ale dość dobrym mechanizmem może być werbalne ostrzeżenie przed możliwym cięciem stóp procentowych…
Słabe dane z Niemiec zaważyły dzisiaj na nastrojach w strefie euro. Indeks PMI dla przemysłu spadł do 47,9 pkt. z 49 pkt., a dla usług zniżkował do 49,2 pkt. podczas, gdy oczekiwania wynosiły odpowiednio 49 pkt. i 51 pkt. Wprawdzie ogólny wskaźnik dla całego Eurolandu wypadł już nieco lepiej – spadek do 46,5 pkt. dla przemysłu i wzrost do 46,6 pkt. dla usług – dzięki lepszym odczytom z Francji, które nadeszły pół godziny wcześniej przed danymi z Niemiec. Tyle, że to francuskich odczytów warto podejść ostrożnie, bo jednocześnie mieliśmy odbicie na wskaźnikach PMI (do 44,4 pkt. w przemyśle i 44,1 pkt. w usługach), to indeks nastrojów w biznesie spadł w kwietniu do 88 pkt. To sprawia, że francuski biznes nadal zdaje się krytycznie podchodzić do polityki firmowanej przez ekipę Hollande’a. A trudności, które zaczyna zgłaszać niemiecki biznes (teoretycznie najbardziej elastyczny względem warunków rynkowych) są tutaj o wiele ważniejsze.
Widać, że echem zaczyna się kłaść sytuacja na azjatyckich rynkach eksportowych, czego potwierdzenie powinniśmy zobaczyć w jutrzejszym odczycie indeksu nastrojów w biznesie sporządzanym przez instytut IFO. Spadek może być głębszy wobec oczekiwanych 106,2 pkt., co już zaczyna być dyskontowane przez rynek. Rynek zaczyna też spekulować na ile przełoży się to na politykę Europejskiego Banku Centralnego. Na obecną chwilę można założyć, że ECB zdecyduje się na cięcie o 25 p.b. w lipcu, jeżeli do tego czasu nie nastąpi poprawa w danych.