Srebro zdecydowanie wyprzedziło złoto w rajdzie, który zaczął się na rynkach metali szlachetnych w wyniku działań banków centralnych. Czy w dalszej perspektywie także warto przedłożyć srebro nad złoto?

Od czasu, gdy na początku sierpnia prezes EBC zapowiedział „zrobienie wszystkiego, co konieczne, by utrzymać euro”, a Rezerwa Federalna zaczęła skłaniać się ku kolejnej rundzie ilościowego łagodzenia, na rynkach zapanowały szampańskie nastroje. Od początku sierpnia mocno zyskują nie tylko akcje, ale i kruszce. Najpopularniejsze wśród inwestorów złoto dało się jednak zdecydowanie wyprzedzić srebru. Żółty metal w ciągu minionych dwóch miesięcy zdrożał o 10%, podczas gdy jego młodszy kuzyn aż o 23,5%. Takie zyski plasują srebro wśród najlepiej spisujących się aktywów tego roku.

Często mówi się, że inwestycja w srebro pozwala zarabiać jednocześnie na dwóch trendach. Po pierwsze, srebrny kruszec zyskuje na wartości, gdy rośnie na niego popyt ze strony odbiorców przemysłowych. Udział tej grupy w łącznym popycie w zeszłym roku przekroczył 50%, a pędząca do przodu światowa gospodarka będzie potrzebować więcej surowca. Po drugie, srebro będzie cieszyło się zainteresowaniem także w czasach kryzysu — ze względu na swoją funkcję inwestycyjną, podobną do funkcji złota. Dzięki temu teoretycznie srebro pozwala zarabiać w każdych warunkach.

Stopa zwrotu zdaje się potwierdzać tę teorię — srebro pozwoliło inwestorom zarobić w ciągu minionych 10 lat ok. 650%, czyli więcej niż złoto (ok. 450%). Choć w podwójnej naturze srebra jest sporo prawdy, wyjaśnienie wyższych stóp zwrotu z inwestycji w srebro niż z inwestycji w złoto jest, moim zdaniem, inne. Rynek srebra jest znacznie mniejszy niż złota (wartość rocznej podaży złota siedmiokrotnie przekracza wartość podaży srebra), a ponadto charakteryzuje się znacznie niższym poziomem dostępnych zapasów. Te dwa czynniki powodują, że zmienność notowań „złota biedaków” jest znacznie wyższa. Kierunek tej zmienności zaś determinują inwestorzy finansowi, dla których srebro jest przede wszystkim substytutem złota. Popyt odbiorców przemysłowych ma stosunkowo niewielkie znaczenie, gdyż ta grupa jest mało wrażliwa na cenę — ze względu na ruchy notowań w górę lub w dół nie będzie kupować ani mniej, ani więcej kruszcu.

W ostatnich miesiącach inwestorzy finansowi znacząco zwiększyli swoje zaangażowanie w srebro — alokacja w fundusze ETF jest bliska rekordu z kwietnia 2011 roku, kiedy to srebro krótkotrwale wystrzeliło do poziomu prawie 50 dolarów za uncję. Od sierpnia tego roku trzykrotnie wzrosła też liczba otwartych długich pozycji spekulacyjnych na rynku terminowym. Jeśli złoto będzie dalej drożeć, wzrosty na srebrze będą kontynuowane. Jeśli jednak żółty metal powstrzyma swój marsz, czekają nas mocne spadki.

Sytuacja fundamentalna nie jest bowiem dla posiadaczy długich pozycji dobra. Z jednej strony, podobnie jak w przypadku złota, obserwujemy od lat systematyczny wzrost produkcji — kilkukrotny wzrost ceny zachęcił spółki wydobywcze do zintensyfikowania poszukiwań także w miejscach uważanych wcześniej za nieopłacalne. Z drugiej — podaż srebra na pewno znacząco nie spadnie, gdy wzrosty cen kruszcu zostaną zahamowane.

W odróżnieniu na przykład od platyny, której wydobycie jest na tyle kosztowne, że spadek cen metalu grozi rentowności produkcji, co z kolei zaowocuje szybkim ograniczeniem podaży, srebro będzie produkowane właściwie niezależnie od swoich notowań na giełdach. Wynika to z tego, że 72% srebra wydobywane jest przy okazji produkcji innych metali — przede wszystkim cynku i ołowiu, a także miedzi oraz złota. Wydobycie srebra przestałoby być więc opłacalne tylko wtedy, gdyby zapanowała głęboka bessa na rynku metali przemysłowych, na co się, jak na razie, nie zanosi.

Na tym etapie hossy na rynku metali szlachetnych uważam srebro za mniej atrakcyjne od złota także dlatego, że główny czynnik napędzający w ostatnim roku notowania żółtego metalu, czyli zakupy ze strony banków centralnych, srebra w ogóle nie dotyczy. W razie korekty zabraknie „kupującego ostatniej instancji”, dlatego ewentualne spadki będą poważniejsze. Stosunek potencjalnego zysku do ryzyka uważam więc za korzystniejszy w przypadku złota.

Maciej Bitner