Piątkowa sesja miała dość zaskakujący przebieg. O ile złotego w międzyczasie wsparł jeszcze bank BGK – w efekcie kurs EURPLN na chwilę złamał barierę 4,10, a USDPLN otarł się o okolice 3,16 – to na globalnym rynku dolar systematycznie odrabiał straty.

Inwestorzy nieco sceptycznie podeszli do publikacji założeń francuskiego budżetu, który zakłada ograniczenie przyszłorocznego deficytu budżetowego aż o 1,5 pkt. proc. W zasadzie to sytuacja pomału staje się patowa – brak oszczędności i wzrostu podatków nie jest odbierany korzystnie, ale i też nadmierny fiskalizm to droga do utrwalenia recesji.

W kwestii Hiszpanii wstępny entuzjazm po dość przychylnych wypowiedziach przedstawiciela Komisji Europejskiej nt. budżetu, w kolejnych godzinach wyparował po tym, jak rzecznik Unii Europejskiej przyznał, iż ostateczna opinia może być wydana dopiero za kilka tygodni. Nadal, zatem nie wiadomo, czy Hiszpanie zdecydują się w październiku na dodatkową pomoc finansową. Dodatkowo jest niemal pewne, że budżet będzie musiał zostać zrewidowany, biorąc pod uwagę mało wiarygodne założenia gospodarcze na przyszły rok.

Przed nami jeszcze dwie ważne kwestie – o godz. 18:00 poznamy wyniki szczegółowego audytu tamtejszego sektora bankowego – rynek szacuje, że potrzeby kapitałowe nie powinny znacząco przekroczyć 60 mld EUR, choć jak pisałem rano, ten raport najpewniej nie będzie ostateczny. Z kolei w najbliższych dniach/godzinach agencja Moody’s powinna wydać komunikat nt. bieżącej oceny ratingu po tym, jak w ostatnich tygodniach szczegółowo badała perspektywy dla Hiszpanii.

Dzisiejsze umocnienie się dolara nie jest bynajmniej wynikiem hiszpańskich problemów, a odbiciem nieco większego problemu. Po tym jak wczoraj napłynęły dość słabe dane makro z USA, dzisiaj sytuacja się powtórzyła – indeks Chicago PMI nieoczekiwanie spadł we wrześniu do 49,7 pkt. z 53 pkt. w sierpniu, a indeks nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan obniżył się na koniec miesiąca do 78,3 pkt. z wcześniejszych 79,2 pkt. Mamy, zatem zaprzeczenie lepszych odczytów indeksów z Filadelfii, oraz Richmond, oraz rewelacyjnych danych Conference Board. To potwierdza, że QE3 w wydaniu FED był potrzebny, ale czy będzie skuteczny? Inwestorzy zaczynają mieć wątpliwości – rozwiązać je mogą dopiero publikowane w najbliższą środę zapiski z wrześniowego posiedzenia FOMC. Nie można wykluczyć, iż zwiększą one spekulacje nt. potencjalnego zwiększenia programu QE3 w grudniu, co na jakiś czas poprawiłoby nastroje.

Głównym motorem dla rynku w poniedziałek mogą okazać się jednak Chiny. Wprawdzie publikowane jutro (wyliczenia Markit/HSBC), oraz w poniedziałek (wyliczenia rządowe) dane PMI dla przemysłu mogą rozczarować, to jednak rynek będzie czekał na to, iż podczas długiego, chińskiego weekendu (skończy się dopiero w środę) władze przedstawią kolejny pakiet działań, który mógłby wesprzeć gospodarkę.

Sytuacja techniczna na EUR/USD pokazuje wciąż dużą siłę trendu spadkowego – w dość brutalny sposób wróciliśmy dzisiaj do kanału spadkowego, który wcześniej został naruszony (okolice 1,2885) i spadliśmy w rejon wsparcia wyznaczanego przez górne ograniczenie widocznego na wykresie prostokąta (1,2845). Teoretycznie rynek ma jeszcze przestrzeń do zejścia w rejon 1,2780-1,2820 (nie zrobił tego wczoraj), który jest bardzo mocnym wsparciem. Z drugiej strony nie można wykluczyć sytuacji w której wyraźnie wrócimy ponad poziom 1,29, jeżeli audyt hiszpańskich banków nie zaskoczy, Moody’s nie zmieni ratingu, a z Chin napłyną lepsze informacje.

Marek Rogalski