Za nami dwa tygodnie rynkowej euforii, sponsorowanej przez banki centralne. Mamy OMT, mamy QE3, mamy… kulejący wzrost gospodarczy na świecie. Trzymiesięczna zwyżka cen akcji pominęła fakt, iż sytuacja ekonomiczna nie wygląda lepiej niż w czerwcu.

Silne osłabienie dolara sugeruje przekonanie rynku, iż kryzysowe sytuacje są już za nami. Jeśli tak miałoby być, gospodarka musi szybko zacząć „gonić” rynki. Pierwszy ważny test będziemy mieć w tym tygodniu.

Złe dane już nie będą dobre

W ostatnich latach na rynku popularna była teoria, że złe dane to dobre dane. Ten pokrętny sposób myślenia zakładał, iż słabe dane makroekonomiczne – szczególnie z USA, zwiększają szansę na dodruk pieniądza przez Fed. Tym samym niejednokrotnie rynek nie reagował negatywnie na słabe raporty – z taką sytuacją do czynienia mieliśmy choćby w poprzedni piątek, kiedy rozczarowujący wzrost zatrudnienia został kompletnie zignorowany. Teraz jednak rynki dostały już od banków centralnych to, na co liczyły i niewiele więcej „dobrego” może ich z tej strony czekać. To zaś oznacza, że nie powinno być już taryfy ulgowej dla słabych danych. Co więcej, wraz z upływem czasu brak poprawy sytuacji makroekonomicznej mógłby uzmysłowić rynkom, iż długo wyczekiwane działania banków nie przynoszą efektów i sprawić, że reakcje na dane stałyby się bardziej nerwowe.

Pierwszy test mamy w tym tygodniu. Wskaźniki wyprzedzające może nie należą jeszcze do najbardziej popularnych publikacji, ale naszym zdaniem najlepiej i najwcześniej sygnalizują zmiany w koniunkturze gospodarczej. Absolutnie kluczowy będzie czwartek, kiedy poznamy wskaźniki PMI dla Niemiec i Francji oraz Chin. W sierpniu PMI dla strefy euro okazał się pozytywnym zaskoczeniem po miesiącach spadków. Gdyby indeksy wzrosły po raz drugi, mogłoby to przesądzić o utrzymaniu się dobrych nastrojów, gdyż pojawiłaby się nadzieja, iż poza wsparciem EBC (niższe koszty finansowania długu) poprawa nastąpi też z drugiej strony (szybszy powrót do wzrostu). Jednocześnie wskaźnik dla Chin nieoczekiwanie spadł i jeśli spadek ten pogłębi się, będzie to dużym zagrożeniem również dla Europy (nie mówiąc o mini-hossie na rynkach surowców przemysłowych czy AUDUSD). Wskaźnikowi PMI dla USA, który jest wskaźnikiem nowym jeszcze do końca nie ufamy, ale w największej gospodarce świata poznamy dwa inne wskazania: indeks aktywności w rejonie Nowego Jorku (już dziś, 14.30) oraz Filadelfii (czwartek). Do kompletu mamy także niemiecki ZEW (jutro), choć biorąc pod uwagę, iż jest to wskaźnik bazujący na opiniach analityków, jego wzrost wydaje się przesądzony (wobec tego, co ostatnio działo się na rynku).

Grecja dostanie więcej czasu? Raport w połowie października

Po piątkowym spotkaniu euro grupy szef greckiego rządu może lekko odetchnąć. Europejscy politycy zdają się rozumieć, iż stawianie Grecji do pionu już teraz mogłoby zaburzyć korzystny obraz wykreowany przez EBC. Dlatego też mówi się, iż Grecja miałaby dostać więcej czasu na wdrożenie reform, a raport Trojki pojawi się dopiero w połowie października. Nadal jednak nie ma mowy o dodatkowych środkach, tak więc jeśli raport stwierdzi, iż Grecja nie poradzi sobie bez dodatkowej pomocy, wypłata transzy na ponad 30 mld EUR będzie zagrożona. To jednak prawdopodobnie zmartwienie na październik.

W Europie nie ma zgody co do tego, jak należy postąpić z Hiszpanią. Część krajów pod przewodnictwem Francji chciałaby, aby Hiszpanie już teraz zgłosili się po pomoc. Hiszpańskiemu rządowi nie spieszno jednak do takiego kroku, gdyż oznaczałoby to podporządkowanie się programowi oszczędnościowemu. Paradoksalnie Hiszpanie mają wsparcie Niemiec (które w normalnych okolicznościach chętnie narzucają cele fiskalne krajom korzystającym z pomocy), a to dlatego, iż rząd musiałby prosić parlament o zgodę na pomoc Madrytowi. Rynek na razie tym sporem się nie przejmuje – przynajmniej dopóki rentowności są względnie niskie.

dr Przemysław Kwiecień