Dziś na giełdach szaleństwa raczej nie będzie, ale zwyżka ma szanse być kontynuowana. Zagadkowe osłabienie na naszym rynku powoduje, że sytuacja stała się mało przewidywalna.

Czwartkowe oświadczenie prezesa Europejskiego Banku Centralnego było na tyle przełomowe, że powinno dostarczyć bykom paliwa na co najmniej kilka sesji, a być może nawet na trwałą poprawę nastrojów na rynkach. Świat się na tym jednak nie kończy i trudno spodziewać się niczym nie zakłóconej hossy. Problemów jest sporo, a część z nich znajduje się poza zasięgiem działań EBC. Rynki mogą też czekać na przejście od słów do czynów, a gdy nie będzie ono następowało, może przyjść zniecierpliwienie i rozczarowanie.

Wczorajsze zachowanie indeksów na większości parkietów było euforyczne. Nieczęsto widuje się wskaźnik w Paryżu rosnący o ponad 4 proc., czy sięgające 3 proc. zwyżki we Frankfurcie. Trzeba jednak zauważyć, że euforia nie była powszechna i wzrosty w przypadku części wskaźników nie były tak imponujące. Poza głównymi giełdami 6 proc. skokiem mógł pochwalić się Madryt, a w Mediolanie zwyżka przekroczyła 5 proc. Ale w Atenach reakcja na słowa Mario Draghiego była wyjątkowo chłodna. Tamtejszy wskaźnik tylko na moment wyszedł nad kreskę i ostatecznie spadł o 0,8 proc.

Inwestorów z Wall Street ucieszyły deklaracje EBC, ale nie aż tak bardzo, by zapomnieć o realiach. Dow Jones i S&P500 zyskały po ponad 1,6 proc. Pod koniec sesji widać było lekkie osłabienie. Nie powinno ono jednak raczej przeszkodzić w kontynuacji zwyżki, choć pewnie nie będzie ona już tak dynamiczna. Przeszkodzić mogłyby jej złe dane makroekonomiczne. Dziś poznamy tempo wzrostu amerykańskiej gospodarki w drugim kwartale. Oczekuje się, że wyniosło ono 1,4 proc. (w poprzednim sięgało 1,9 proc.). Dodatkiem będzie odczyt indeksu nastrojów konsumentów.

Nasz rynek po raz kolejny zaskoczył cudownym fixingiem. Tym razem był on cudowny dla niedźwiedzi. Wyskok indeksów na fali europejskiego entuzjazmu nie był tak imponujący, jak na głównych parkietach naszego kontynentu. WIG20 zyskiwał w najlepszym momencie nieco ponad 1,5 proc. Już ta wstrzemięźliwość mogła budzić podejrzenia. Niewielkie osłabienie widać było w ostatnich minutach notowań ciągłych. Jednak trudno było spodziewać się, że na zamknięciu główne indeksy znajdą się pod kreską. Spadek nie był duży, ale zaskoczenie pokaźne. Fixingowe tąpnięcie dotknęło jedynie indeksu naszych blue chips i kursów niemal wszystkich spółek wchodzących w jego skład, więc można podejrzewać, że było "dziełem" któregoś z zagranicznych funduszy. Można mieć nadzieję, że to jednorazowy incydent i dziś wszystko wróci do normy.

Na rynkach azjatyckich dziś sytuacja była zróżnicowana. Indeksy w Hong Kongu, na Tajwanie i w Korei zwyżkowały po ponad 2 proc., Nikkei zyskiwał ponad 1 proc., a w Szanghaju wskaźniki były minimalnie nad kreską. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy, zyskujące po kilka dziesiątych procent, nie sygnalizują kontynuacji euforii.

Roman Przasnyski