Właśnie obejrzałem konferencję prasową podsumowującą szczyt unijny i muszę przyznać, że całe wydarzenie okazało się sporym rozczarowaniem.

„Nowy” plan zakłada kontynuację planu wzrostowego 2020 oraz koncentrację na inwestycjach, przyjęciu aktów o „jednym rynku” oraz stymulowaniu handlu. To nie są zbyt inspirujące tematy, biorąc pod uwagę obecną sytuację. Z politycznego punktu widzenia wygląda na to, że Niemcy w dalszym ciągu nie mają zamiaru poprzeć pomysłu wprowadzenia euroobligacji ani promowania unijnej solidarności.

Zakończone właśnie spotkanie posłużyło również jako odskocznia dla „wzrostowego” programu Hollande’a. Obawiam się, że w tym wypadku rzeczywistość okaże się zupełnie inna niż obecne oczekiwania. W żargonie rynku opcyjnego coś takiego określa się jako stosunek obecnej zmienności implikowanej do zmienności faktycznie zaobserwowanej. Szczyt unijny okazał się zatem niczym więcej, jak nowym statusem na facebookowym profilu UE. Coś w stylu „poznajcie nowego prezydenta Francji: miły człowiek i troszkę inny od poprzednika. A tutaj są zdjęcia…”.

Gra na czas i udawanie w wydaniu polityków unijnych zbliża się do etapu, w którym udawanie pozostanie jedyną możliwością kontynuowania. Odkładanie istotnych decyzji w czasie zbliża się do końca wraz z nieuchronnym rozwiązaniem sytuacji greckiej.

W Azji Grecja stanowi o wiele mniejszy problem, zaś uwagę inwestorów przykuwa wzrost gospodarczy Chin w pierwszym kwartale. Prognozuje się spadek poniżej 6,5 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ogłosił, że od czau kryzysu finansowego Chiny odpowiadają za 32 proc. wzrostu globalnego. Zatem spowolnienie w Chinach prędko znajdzie odzwierciedlenie w gospodarce globalnej. Najbardziej ucierpieć mogą rynki wschodzące, które odnotowują deficyt na rachunku obrotów bieżących. Indie są tu dość dobrym przykładem, gdyż właśnie stoją na krawędzi kryzysu walutowego – indyjska rupia z dnia na dzień zyskuje wobec dolara.

W Europie, Azji i USA decydenci w dalszym ciągu próbują grać na czas, ale coraz bardziej ograniczone możliwości na tym polu prędzej czy później muszą wywołać mini kryzys, który z kolei może zapoczątkować fazę poparcia politycznego dla wprowadzenia zmian. To mój najbardziej optymistyczny scenariusz, w którym mikroekonomia wreszcie wychodzi spod ciężaru błędów polityki makroekonomicznej popełnionych od roku 2007.

Steen Jakobsen