Zabójstwo irańskiego naukowca to kolejny czynnik, który może przyczynić się do wzrostu cen surowca w najbliższych tygodniach.
Mohsen Fakhrizadeh, jedna z kluczowych postaci irańskiego programu nuklearnego (oficjalnie kierował nim w latach w 1989–2003, ale według wywiadu izraelskiego kontynuował tę misję także po deklarowanym przez Teheran zamrożeniu programu), zginął w piątek w zamachu, za który irańskie władze obwiniają Izrael. Na to, że była to akcja służb tego kraju, wskazują też nieoficjalne ustalenia „New York Timesa” w izraelskich źródłach wywiadowczych.

Przekłada się na ceny

Ajatollach Ali Chamenei, duchowy przywódca Iranu, zapowiada odwet na autorach i zleceniodawcach zabójstwa i kontynuację dzieła Fakhrizadeha. W związku z płynącymi z Teheranu groźbami władze Izraela wprowadziły swoje zagraniczne placówki w stan podwyższonej gotowości.
W ocenie komentatorów śmierć naukowca grozi eskalacją także w relacjach między Teheranem a Stanami Zjednoczonymi. To zaś może utrudnić prezydentowi elektowi Joemu Bidenowi realizację planów związanych z powrotem do założeń wynegocjowanego przez Baracka Obamę porozumienia nuklearnego z Iranem. Utrudnienie „resetu” z Iranem jest strategicznym celem zarówno dla administracji Trumpa, jak i dla premiera Izraela Binjamina Netanjahu. Eksperci spodziewają się więc, że zamach na Fakhrizadeha nie będzie ostatnim wydarzeniem podnoszącym w najbliższych tygodniach napięcie na Bliskim Wschodzie.
Eskalacja konfliktów w tym regionie niemal zawsze przekłada się na wzrost cen ropy. W styczniu, po zabójstwie irańskiego generała Kasema Sulejmaniego, wskoczyły na poziom ponad 70 dol. za baryłkę. Zamach na irańskiego eksperta jądrowego to nie pierwszy element wzrostu napięcia w regionie w ostatnich tygodniach. Na początku tygodnia sprzymierzeni z Teheranem jemeńscy rebelianci Huti zaatakowali saudyjską rafinerię w Dżuddzie, a w rewanżu lotnictwo koalicji pod przywództwem Rijadu ostrzelało obozy Hutich.
Ceny ropy naftowej już w zeszłym tygodniu wróciły w okolice 50 dol. za baryłkę, czyli do poziomu niewidzianego od końca lutego – okresu tuż przed pierwszą falą pandemii koronawirusa. Najwyższe od roku były notowania gazu ziemnego i stali, dwuletnie maksimum osiągnęło aluminium, a prawie siedmioletni rekord pobiły ceny miedzi.

Zwyżki mogą być krótkie

Jako główny powód zwyżek analitycy wymieniali doniesienia z prac nad szczepionkami na koronawirusa. Kolejnym czynnikiem były deklaracje Donalda Trumpa, prezydenta USA i jego urzędników, że nie będą sabotować procesu przekazania władzy nowej administracji, oraz odrzucanie skarg wyborczych Trumpa przez kolejne sądy. Jak zauważają analitycy S&P, oczekuje się, że ekipa Joego Bidena będzie w większym stopniu stawiała na stymulujące gospodarkę wydatki budżetowe i osłabianie wartości dolara. Oba te instrumenty będą sprzyjały wzrostom cen surowców. Wspieranie gospodarki będzie zwiększało popyt. A ponieważ ceny na światowych rynkach są wyrażane w amerykańskiej walucie, to jej osłabienie będzie się przekładało na zwyżki notowań.
Mogą one jednak okazać się krótkotrwałe. Pandemia będzie negatywnie oddziaływać na popyt na kluczowe surowce, w szczególności ropę. Nie wiadomo, czy wsparcie dla gospodarek przyniesie oczekiwane efekty. W Stanach Zjednoczonych Biały Dom może mieć problemy z przeforsowaniem pakietów stymulacyjnych, bo demokraci nie mają kontroli nad całym Kongresem. W Senacie przewagę zachowali republikanie.
W dłuższym terminie w notowania ropy i innych paliw kopalnych może uderzyć zapowiadane przez amerykańskiego prezydenta elekta zaostrzenie polityki klimatycznej i regulacji środowiskowych.
Lepsze perspektywy ma miedź czy inne metale wykorzystywane w technologiach związanych z odnawialnymi źródłami energii. One mogą skorzystać na rozpędzającej się od Ameryki po Azję Wschodnią zielonej transformacji. Rosnący popyt na wiele z nich nie będzie w stanie bowiem zostać w pełni zaspokojony przez zwiększenie ich produkcji w dotychczasowym tempie.
Rynkiem surowców energetycznych mogą zatrząść wyniki rozpoczynającego się dziś wirtualnego spotkania ministrów OPEC+. Ma ono przynieść nowe ustalenia w sprawie przyszłorocznych cięć wydobycia ropy. Według pierwotnego planu od stycznia obecne ograniczenia produkcji, na poziomie 7,7 mln baryłek dziennie, miały być stopniowo znoszone. W związku z drugą falą pandemii oczekuje się przedłużenia cięć o co najmniej trzy miesiące. Choć specjaliści wskazują, że listopadowe zwyżki cen ropy mogą osłabiać wolę ograniczania produkcji.