Polityka monetarna i fiskalna oraz programy pomocowe powodują, że rynek zalewa fala taniego pieniądza, w efekcie ceny akcji na giełdach rosną - mówi PAP szef zespołu analiz giełdowych w banku Santander Kamil Stolarski.

Jak przypomniał Stolarski, ten rok zaczął się spokojnie, ale w marcu nastąpiło głębokie tąpnięcie na giełdach - większość indeksów na świecie spadła o 30-40 proc. w bardzo krótkim czasie.

"Jednak od połowy marca indeksy podnoszą się w miarę równolegle i wracają w kierunku poziomów z początku roku" - zauważył. Jego zdaniem można jeszcze skorzystać z okazji i "wsiąść do jadącego w górę pociągu".

Za tym, że jest jeszcze szansa na wzrost wycen spółek przemawiają dwa argumenty. W strategii przygotowanej przez zespół analiz giełdowych Biura Maklerskiego Santander założono, że co prawda możemy mieć do czynienia z nawrotami pandemii, niemniej społeczeństwo będzie reagowało na nie w sposób uporządkowany, co oznacza, że nie będzie dochodziło do kolejnych "lock down'ów". To - zdaniem Stolarskiego - oznaczałoby, że dołek spadku PKB, mimo iż jest bardzo bolesny, mamy jednak za sobą.

"Spodziewamy się poprawy światowych wskaźników makroekonomicznych" - oświadczył ekonomista.

Druga, według niego kluczowa dla wzrostu cen akcji kwestia wiąże się z tzw. policy mix, czyli kombinacją polityki monetarnej i fiskalnej, którą zaserwowali bankierzy centralni i politycy.

Przedstawiciel banku Santander wyjaśnił, że działania banków centralnych powodują, iż pieniądz jest tańszy i jest go o wiele więcej niż wcześniej, co widać w bilansach banków centralnych: Fed-u, EBC, Banku Anglii, czy Banku Japonii. "Mniej więcej w tym samym czasie banki te zwiększyły swoje bilanse mniej więcej o 10 proc. PKB" - powiedział.

Analityk zauważył, że w porównaniu z poprzednimi kryzysami, związanymi z kredytami sub-prime, bądź kryzysem fiskalnym PIGS (Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania), rozmiar obecnych działań jest podobny do podjętych wówczas, z tą różnicą, że teraz wszystkie banki centralne działają dokładnie w tym samym czasie.

"To oznacza, że na nasz rynek trafia fala pieniędzy. Do tego dochodzą ultra niskie stopy procentowe, które są bliskie zera. Polityka monetarna jest bardzo ekspansywna, w naszym założeniu powinna skutkować wzrostem cen aktywów" - mówi Stolarski.

Z drugiej strony, jak zauważył, polityka fiskalna państw prowadzi do rekordowych deficytów w tym roku. Analitycy Santander odnieśli wartość wybranych programów pomocowych, jak np. PFR, czy gwarancji BGK, wartych po 100 mld zł, do wartości kredytów firmowych. Okazało się, że np. w Niemczech czy Wielkiej Brytanii programy te pokrywają w ponad 60 proc. portfel kredytów dla firm, w Polsce - w 52 proc.

"Polityka fiskalna także jest ekspansywna. To także oznacza, że pieniędzy na rynku będzie więcej, przez co wyceny aktywów mogą iść w górę, nawet jeżeli dane makroekonomiczne okazałyby się słabe" - tłumaczy ekonomista.

Według niego ryzyko dla takiego pozytywnego scenariusza może się wiązać - paradoksalnie - z lepszymi od oczekiwanych danymi makroekonomicznymi.

"Może się okazać, że dane makroekonomiczne będą tak dobre, że inwestorzy zaczną się bać złagodzenia ekspansywnej polityki monetarnej, że zabraknie pieniędzy, które są paliwem dla rynku. Wtedy moglibyśmy mieć do czynienia z korektą" - tłumaczy ekonomista.

Jego zdaniem w perspektywie najbliższych tygodni, kiedy programy pomocowe będą realizowane, pieniądze nadal będą płynąć na rynek szerokim strumieniem, co inwestorom pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Stolarski pytany był, czy nie boi się, że wygenerowany sztucznie wzrost na giełdzie nie jest po prostu spekulacyjną bańką na akcjach.

"Taka dyskusja była prowadzona po poprzednich kryzysach. Zastanawiano się, gdzie te pieniądze ostatecznie się pojawią, to jest cały czas jeden z głównych tematów dyskusji. Czy to jest balon, który pęknie? Rynek jest cykliczny, są momenty ekspansji, są momenty kryzysów, one się przeplatają. Bez działań monetarnych i fiskalnych w realnej gospodarce byłoby gorzej. Zobaczymy, jak się to zakończy, to zależy od kolejnych ruchów. Póki co rynek widzi falę pieniędzy i na nią reaguje" - odpowiedział.

Odniósł się także do pytania, czy giełda nadal jest wskaźnikiem przyszłej sytuacji w realnej gospodarce. Dynamiczne, często 100-proc. wzrosty spółek w ciągu ostatnich trzech miesięcy mogą świadczyć, że kryzys lada dzień się zakończy.

"Inwestorzy zakładają się o przyszłość, oczekiwania co do niej, to co będzie - nie o to, co było" - powiedział analityk. Przyznał, że mimo słabych danych makro, których wszyscy się spodziewają, giełda mocno podskoczyła.

"To świadczy o tym, że oczekiwania co do przyszłości są lepsze niż były, co widać w poprawiających się kursach akcji. W tym jest wartość informacyjna o tym, jak będzie wyglądał +świat post COVID-owy+" - powiedział Stolarski.

Zwrócił uwagę na przyszłe trendy, które w tym świecie się wyłonią, m.in.: zdalną pracę, dygitalizację, odejście od fizycznych oddziałów, przejście do kanałów e-commerce, zmiany w łańcuchach dostaw, zmiany regulacyjne, obawę przed podróżowaniem.

"Wydaje się, że część spółek będzie beneficjentami tych zmian, po COVID-19 będą one mocniejszymi firmami niż przed pandemią" - ocenił. "Oczywiście będzie ból - dwu-, trzyletni, może roczny, w zależności od sektora, ale potem te spółki będą silniejsze" - dodał.

Jego zdaniem patrząc w dłuższej perspektywie roku 2022, obecne informacje wskazują, że może to być "dobry rok". Wygrają sektory, których przychody wzrosną, na przykład spółki informatyczne, technologiczne, działające w e-commerce. Skorzystać mogą także banki i spółki z rynku finansowego, które dotknięte są większością nowych trendów. Zamykanie oddziałów, ograniczenie powierzchni biurowej ze względu na pracę zdalną mogą ograniczyć wzrost kosztów w bankach.

"Są jednak sektory, które mogą stracić, na przykład nieruchomościowy, gdzie praca zdalna i e-commerce zmniejsza popyt. Trochę odchodzimy od myślenia tylko o najbliższych kwartałach, które raczej będą słabe i które dla rynku są już historią. Zakładamy się o nowe, przyszłe rozdania" - podsumował analityk.