W kwietniu ceny ropy naftowej były ujemne po raz pierwszy w historii. Wywołało to potężny szok na rynku. Czy ta sytuacja może się powtórzyć?
- Ujemne ceny dotyczyły kontraktów terminowych na ropę na konkretnej giełdzie, z określonym terminem wygaśnięcia. Ceny spadały, ponieważ inwestorzy musieli w konkretnym dniu fizycznie odebrać ropę naftową, a nie mieli gdzie jej zmagazynować, czyli odbiór wiązałby się z bardzo dużymi kosztami – tłumaczy w rozmowie z MarketNews24 Maciej Leściorz, ekspert CMC Markets.
Właśnie zbliżamy się do daty wygaśnięcia kolejnej serii kontraktów na ropę WTI. Jednak ryzyko powtórzenia się kwietniowego scenariusza jest dużo mniejsze. – Widać to już po samych obrotach na kontraktach wygasających 19 maja, które są dużo niższe niż na tych wygasających w czerwcu, a to oznacza, że inwestorzy uciekają już do dalszych serii kontraktów – wyjaśnia ekspert CMC Markets. Większy spokój inwestorów jest też widoczny w mniejszych różnicach pomiędzy cenami kontraktów terminowych na ropę z różnych serii, z różnymi terminami dostawy.
Niepewność na rynku ropy zmalała od kwietnia, ponieważ spadła podaż. Kraje OPEC+ ograniczyły wydobycie o 10 mln baryłek dziennie, a w drugiej połowie roku ma to być 7,7 mln baryłek dziennie. Tymczasem w USA już teraz liczba wiertni spadła o ponad 50 proc.
Okazuje się jednak, że sterowanie podażą działa w dużo mniejszym stopniu niż oczekiwania popytowe, a więc teraz bardzo wiele będzie zależeć od ożywiania gospodarek w kolejnych krajach. – Ten proces wracania do normalności będzie długotrwały, cały czas mamy pełne magazyny ropy. Wydaje mi się, że do końca tego roku nie ma szans, żeby ceny tego surowca wróciły do poziomów sprzed pandemii – ocenia Maciej Leściorz.