Porozumienie w sprawie ograniczenia produkcji może nie wystarczyć, by zatrzymać spadek cen.
Porozumienie w sprawie ograniczenia produkcji może nie wystarczyć, by zatrzymać spadek cen.
– Sektor energetyczny znów będzie silny, stanie się to dużo szybciej, niż się to obecnie przewiduje – powiedział w poniedziałek prezydent USA Donald Trump, chwaląc weekendowe porozumienie producentów ropy naftowej. Nie wszyscy są jednak równie optymistyczni.
19,5 miliona baryłek dziennie – mniej więcej tyle wynieść mają największe w historii cięcia produkcji ropy naftowej, na które umówili się najwięksi światowi eksporterzy czarnego złota. Stanowi to ok. 20 proc. dziennej podaży ropy i więcej niż czterokrotność rekordowych do tej pory redukcji z 2008 r. Wstępny harmonogram cięć przyjętych przez OPEC+ (kartel krajów – eksporterów ropy, w którym pierwsze skrzypce gra Arabia Saudyjska, powiększony o Rosję), których celem jest ustabilizowanie rynku w obliczu załamania popytu na skutek pandemii COVID-19, zakłada, że w maksymalnym wymiarze będą one obowiązywały do końca czerwca, a potem produkcja ma być stopniowo przywracana. Znoszenie ograniczeń ma jednak potrwać dwa lata – do kwietnia 2022 r.
OPEC+ zadeklarował redukcję rzędu 9,7 mln baryłek ropy dziennie. Porozumienie wspierają też inne państwa, w tym Stany Zjednoczone, gdzie dominują prywatni producenci ropy (zwłaszcza z łóż łupkowych). Cięcia przeprowadzą również m.in. Brazylia (o ok. 200 tys. baryłek dziennie) i Meksyk (100 tys. baryłek dziennie), który jeszcze w czwartek zablokował poprzednią próbę zawarcia umowy. Ograniczenie produkcji zapowiedziała też wstępnie Kanada, a Norwegia zadeklarowała, że podejmie w tej sprawie decyzję w najbliższym czasie.
Według źródeł agencyjnych łącznie niezrzeszeni w OPEC eksporterzy ropy zredukują swoją produkcję o 4–5 mln baryłek dziennie. Uzupełnienie cięć stanowić mają zakupy na poczet uzupełnienia państwowych rezerw surowca rzędu 200 mln baryłek w ciągu najbliższych miesięcy. Eksperci wskazują jednak, że na dłuższą metę możliwości oddziaływania w ten sposób na rynek naftowy są ograniczone, ponieważ światowe magazyny są już w większości zapełnione.
Donald Trump był osobiście zaangażowany w polityczne negocjacje poprzedzające zawarcie umowy. Według doniesień medialnych amerykański prezydent miał grozić Saudyjczykom m.in. wprowadzeniem taryf na ropę w przypadku nierozwiązania przez nich problemu nadpodaży surowca. W ostatnim miesiącu konflikt Rijadu z Moskwą nasilił się i doprowadził do dużych zniżek notowań ropy. Trump odegrał też kluczową rolę w przekonaniu Meksyku do poparcia umowy.
Pochwały wobec porozumienia płyną też z Rosji. Ma ona obciąć wydobycie o 8,5 mln baryłek dziennie. Z punktu widzenia Kremla – jak odnotowuje Reuters – ważny był już sam powrót do stolika rozmów z mocarstwami.
Niewykluczone, że część krajów – m.in. Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Kuwejt – dobrowolnie ograniczy swoją produkcję bardziej niż zakłada to niedzielne porozumienie. W efekcie skala cięć mogłaby się zwiększyć o kolejne 2,8 mln baryłek dziennie.
Ale zapowiadane ograniczenia produkcji są prawdopodobnie wciąż mniejsze od spadku popytu. Według firmy analitycznej IHS Markit w ostatnim miesiącu sięgnął on 25 mln baryłek dziennie (jedna czwarta światowej produkcji), a w całym II kwartale wyniesie 22 mln baryłek. Są szacunki mówiące o ubytku nawet 30 mln baryłek dziennie w kwietniu, i dwuletniej perspektywie jego odbudowy. Specjaliści mają też wątpliwości, czy wszyscy sygnatariusze będą przestrzegać ustaleń (w przeszłości część producentów nie wywiązywała się z obietnic), a więc czy notowania ropy trwale wzrosną. W poniedziałek ceny surowca wzrosły o ok. 5 proc., a we wtorek ceny znów lekko spadły. Amerykańska ropa WTI kosztowała wczoraj ok. 22 dol. za baryłkę. Europejski gatunek Brent – niespełna 32 dol. W obu przypadkach notowania były o ponad połowę niżej niż na początku roku.
Sceptyczni byli analitycy banków inwestycyjnych. Jako „historyczną, lecz niewystarczającą” określił umowę Goldman Sachs. Także według UBS należy się spodziewać, że w związku z niewystarczającą skalą cięć ceny spadną z powrotem do poziomu 20 dol. za baryłkę. To poziom, który według analityków stanowi zagrożenie dla światowej gospodarki. Nieco bardziej optymistyczną ocenę porozumienia przedstawił Morgan Stanley, który podniósł swoją prognozę ceny baryłki ropy w III kwartale br. do 30 dol., a spadek popytu na surowiec w II kwartale szacuje na 14 mln baryłek dziennie. Zdaniem analityków nadzieję niesie sytuacja w Chinach, gdzie dane pokazują stopniowe odradzanie się popytu na ropę.
Serwis analityczny Axios prognozuje jednak, że na światowym rynku naftowym należy się spodziewać fali bankructw i niewypłacalności, których skutki w dłuższej perspektywie dotkną także innych sektorów. Według Bloomberga niedzielna umowa nie jest w stanie uratować m.in. najsłabszych amerykańskich producentów ropy z łupków. Choć niewykluczone są dalsze cięcia produkcji. Kolejne spotkanie OPEC+, na którym mogłyby zapaść decyzje w tej sprawie, planowane jest na czerwiec.
Dziś nowe prognozy co do wpływu pandemii na popyt na ropę naftową przedstawi Międzynarodowa Agencja Energii. Będą one kolejnym ważnym sygnałem dla inwestorów. Oczekiwana jest daleko idąca korekta wcześniejszych przewidywań organizacji, które – w najbardziej pesymistycznym scenariuszu – mówiły o ograniczeniu produkcji na poziomie zaledwie ok. 700 tys. baryłek dziennie w skali roku, nie wykluczając optymistycznego scenariusza, w którym na koniec roku popyt będzie wyższy niż w 2019 r.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama