Inwestorzy w Europie ostrożni byli już w pitek, nie mając pewności jak zachowa się Wall Street po korekcie w czwartek. Okazało się, że w Nowym Jorku wciąż przeważają kupujący.

S&P zdołał wyjść na plus, a dzięki ostatniej godzinie handlu (a więc ponoć dzięki „smart money”) ostatecznie zyskał 0,4 proc. W piątek opublikowano dobre dane z amerykańskiego rynku budownictwa mieszkaniowego, które osiąga rozmiary z 2008 r. (ponad milion domów w budowie i wydanych pozwoleń, a więc nieco ponad 3 na tysiąc mieszkańców – są to rozmiary neutralne dla rynku tej wielkości, a więc ani nie świadczą o przegrzaniu koniunktury, ani o jej przesadnym wychłodzeniu).

Zupełnie odwrotną sytuację mamy natomiast w Chinach, gdzie – według piątkowych danych – ceny nowych mieszkań wzrosły w 44 miastach na 70 badanych i jest to najmniejsza ich liczba od półtora roku. Deweloperzy oferują nabywcom liczne upusty i choć ceny wciąż częściej rosną niż spadają, to inwestorzy obawiają się pęknięcia bańki. Indeks w Szanghaju tracił 1 proc. na pół godziny przed zakończeniem notowań, wiedziony właśnie przez deweloperów. Hang Seng tracił w tym czasie 0,3 proc., natomiast Nikkei spadł o 0,6 proc., zaś Kospi zyskał symboliczne 0,1 proc.

Giełdy w Europie mogą zacząć dzień do zwyżek, dzięki dobrej postawie Wall Street w piątek, czego indeksy Starego Kontynentu nie dyskontowały. Pomagać też może oczekiwanie na ruch ECB, po którym inwestorzy spodziewają się jakieś formy skupu aktywów z rynku.

Emil Szweda, Open Finance