Poniedziałkowe odbicie, choć silne, nie jest gwarancją zmiany trendu. Po rozwinięciu korekty poznamy rzeczywiste zamiary kupujących.

W poniedziałek rynki wykonały oczekiwany zwrot. Co ciekawe najmocniej – tj. powyżej poziomów z ostatniego czwartku – wyskoczyły indeksy w Moskwie i w Warszawie, które wcześniej doznały najpoważniejszych strat. Ale nawet to zachowanie nie jest gwarancją tego, że ostrożne podejście inwestorów do akcji się zmieni. Wręcz przeciwnie – można przyjąć, że potencjał „prostego odreagowania” jest bliski wyczerpania i do dalszych zakupów inwestorzy będą potrzebowali realnych powodów.

Jednym z nich mogłoby być wczorajsze zachowanie S&P, ale po wzroście o 1 proc. indeks zatrzymał się tam, gdzie większość wskaźników europejskich – na początku czwartkowej sesji. W Azji inwestorzy kupowali dziś akcje, ale także i tam nie był to zwrot przekonujący – indeks w Szanghaju zyskał 0,1 proc. maskując spadek cen akcji deweloperów. Inwestorzy mają coraz większe obawy o ich wypłacalność po zmianie warunków kredytowych, widać to także po wzroście rentowności ich obligacji, które osiągają dwucyfrowe poziomy. Nikkei zyskał 0,9 proc., Kospi 0,75 proc., a Hang Seng 0,3 proc. na pół godziny przed końcem notowań.

Inwestorzy w Europie mogą próbować ostrożnych zwyżek, ale po pierwsze będą czekać na dzisiejsze wystąpienie Putina, po drugie na jutrzejszą decyzję FOMC, po trzecie na publikację indeksu ZEW (10:00), co akurat dużo czasu nie zajmie. Na rynkach surowcowych zwraca uwagę rajd cen niklu, którego Rosja jest największym producentem – jeszcze jeden dowód na to, że mimo słabych sankcji zachodu, rynek nie uważa gry za skończonej.

Emil Szweda