Nastroje na rynkach globalnych w czwartkowy poranek pozostają mieszane z lekką przewagą tych pozytywnych. Mogło być gorzej, bo dane z Chin nie dają zbyt wielu powodów do optymizmu.

Dziś rano inwestorzy stanęli przed nie lada dylematem. Mianowicie, czy skupić się na pozytywnych czynnikach i kupować ryzykowne aktywa, czy jednak obawiać się tych negatywnych i uciekać od ryzyka w kierunku bezpiecznych aktywów.
Na plus trzeba zapisać optymistyczne dane jakie napłynęły dziś w nocy z Japonii i Australii. W styczniu zamówienia na sprzęt, maszyny i urządzenia w Japonii wzrosły aż o 13,4% w relacji miesięcznej, wyraźnie przekraczając rynkowe prognozy na poziomie 7%. Równie dużą niespodziankę sprawiły dane o zatrudnieniu w Australii. Jakkolwiek stopa bezrobocia wciąż pozostaje tam na najwyższym poziomie od 10 lat (6%), to w lutym zatrudnienie wzrosło o 47,3 tys., wobec oczekiwanych 18 tys. Dodatkowo dane ze stycznia skorygowano w górę do +18 tys. z wcześniej szacowanych -3,7 tys.

Do puli pozytywnych impulsów należy też dodać wczorajszą udaną obronę indeksów na Wall Street przed głębszą realizacją zysków, co oznacza zignorowanie niepokojących doniesień z Chin i utrzymujących się obaw o sytuację na Krymie. Jak również podwyższenie przez bank centralny Nowej Zelandii prognoz dynamiki PKB dla tego kraju na lata 2014-2016.

To jedna strona medalu. Jest jednak i druga. Dużo bardziej pesymistyczna. Opublikowane dziś dane z Chin potwierdzają wcześniejsze obawy, że tamtejsza gospodarka może hamować dużo mocniej od prognoz. W okresie styczeń-luty produkcja przemysłowa wzrosła o 8,6% R/R wobec prognozowanego wzrostu o 9,5% i wobec 9,7% w grudniu. Sprzedaż detaliczna w pierwszych dwóch miesiącach roku zanotowała natomiast wzrost o 11,8% R/R, podczas gdy oczekiwano odczytu na poziomie 13,5%, po tym jak w grudniu było to 13,6% R/R. Dane o produkcji były najgorsze od 5 lat, a o sprzedaży od 3 lat.

Obecnie nastroje nie są jednoznaczne, ale zauważalna jest lekka przewaga optymistów. Główne indeksy w Europie starają się lekko rosnąć, eurodolar testuje poziomy nieoglądane od września 2013 roku, a złoty zyskuje do dolara i funta, tracąc jednocześnie do euro i szwajcarskiego franka. Skala obserwowanych dziś rano zmian może nie robi wrażenia, ale o optymizmie inwestorów przesądza fakt zignorowania słabych danych z Chin. Tyle tylko, że ten optymizm wydaje się być bardzo kruchy i nie można wykluczać, że w kolejnych godzinach zostanie on wyparty przez pesymizm. Tak jak to stało się dziś na giełdzie w Tokio, gdzie indeks Nikkei przez większość dnia wyraźnie zyskiwał na wartości, żeby po publikacji danych z Chin mocno zanurkować i zamknąć dzień spadkiem o 0,1%.

To, że dziś mogą jeszcze zwyciężyć pesymiści nie byłoby tak dużym zaskoczeniem. Silniejsze spowolnienie wzrostu gospodarczego w Chinach rodzi nie tylko zagrożenie dla rynków wschodzących, ale też dla gospodarki japońskiej, australijskiej, a w Europie przede wszystkim dla niemieckiej. Oczywiście można się pocieszać, że władze w Pekinie i Ludowy Bank Chin powinny reagować na spowolnienie, podejmując działania mające wesprzeć wzrost gospodarczy (takie spekulacje już się pojawiają), ale póki co nie ma wiarygodnych przesłanek, że niebawem to nastąpi.

W naszej opinii w kolejnych godzinach chińskie obawy wezmą górę, co przełoży się na spadki cen akcji i surowców, osłabienie złotego, odrobienie strat przez dolara do europejskich walut oraz umocnienie jena. Zmiany na tych rynkach będą moderowane przez publikowane po południu dane makroekonomiczne z USA. W tym głównie raport o sprzedaży detalicznej i tygodniowy raport nt. wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Jedynie bardzo dobre dane z USA mogłyby zagwarantować utrzymanie się optymizmu inwestorów do końca dnia.

Marcin Kiepas