Być może słowa, które padły po posiedzeniu FOMC w dniu 19 czerwca były błędem w komunikacji banku centralnego z rynkami finansowymi – mam tu na myśli zakreślenie mapy drogowej odnośnie wychodzenia z programu QE3, który ma zakończyć się w połowie przyszłego roku.

Oczywiście FED zaznaczył, że muszą być ku temu spełnione określone warunki – tą furtkę Ben Bernanke już zaczyna wykorzystywać, aby wytłumaczyć swoją pomyłkę – ale inwestorzy mieli prawo być w ostatnich tygodniach nieco zdezorientowani.

Wtorek przyniósł osłabienie dolara, co można wiązać z obawami związanymi z jutrzejszym wystąpieniem szefa FED w Kongresie. Nie zmieniły tego, ani słabsze dane z Niemiec (indeks ZEW), niższa inflacja w Wielkiej Brytanii, czy też popołudniowe dane z USA. Inflacja CPI okazała się wyższa od oczekiwań i wyniosła w czerwcu 0,5 proc.

m/m i 1,8 proc. r/r, ale już obraz ze wskaźnika bazowego był inny – wzrost o 0,2 proc. m/m i 1,6 proc. r/r, czyli ciut … poniżej rynkowych szacunków. Z kolei produkcja przemysłowa wzrosła w czerwcu o 0,3 proc. m/m (oczekiwano 0,2 proc. m/m), a indeks nastrojów pośredników rynku nieruchomości (NAHB) wzrósł w lipcu do 57 pkt. z 51 pkt. w czerwcu.

Notowania EUR/USD dotarły w wyznaczane ostatnio okolice 1,3130-65 – widoczny prostokąt na wykresie. Od kilkudziesięciu minut widać, że strefa ta ogranicza dalszą zwyżkę. Niemniej silne wsparcie to już okolice 1,3090-1,3100, sprawia, że można liczyć na wyjście w okolice 1,3180-1,3200 jeszcze przed jutrzejszą publikacją raportu FED ws. polityki monetarnej o godz. 14:30 (będzie on opublikowany 90 minut przed oficjalnym wystąpieniem Bena Bernanke w Kongresie).

Marek Rogalski