Gdy amerykańskie indeksy zbliżają się do historycznych maksimów musi pojawić się pytanie o korektę po doskonałym dla rynków styczniu. Jednak to nie na giełdach akcji a na rynku walutowym pojawiają się sygnały wzywające do przytłumienia optymizmu.

W zakończonym tygodniu globalne rynki akcji nie ugrały wiele. Na Wall Street handlowano z pytaniem, czy po bardzo dobrym styczniu rynek stać na skuteczny atak na maksima wszech czasów. W Azji realizowano zyski przed zbliżającym się świątecznym tygodniem a w Europie powróciły obawy o kondycję polityczną peryferyjnych krajów strefy euro. W istocie falę pytań o stabilność polityczną Hiszpanii i Włoch przykrył pozytywny finał szczytu budżetowego Unii Europejskiej, ale w końcówce tygodnia na rynkach nie mówiło się już o niczym innym niż o korekcie.

Rynek amerykański oglądany przez pryzmat tygodniowych zmian indeksów nie wygląda jeszcze niepokojąco. DJIA zanotował kosmetyczny spadek po zawahaniu w rejonie psychologicznej bariery 14000 pkt. i ledwie 1 procent od historycznego maksimum. W przypadku S&P500 i Nasdaqa Composite tygodniowe zmiany były pozytywne. Sam fakt, iż S&P500 zameldował się na nowym maksimum trendu i zrobił kolejny krok w kierunku rekordu wszech czasów zmusza do ostrożnego operowania scenariuszami spadkowym czy lepiej korekcyjnymi, ale trudno ignorować sygnały, które układają się w zgodny obraz ostrzeżenia przed korektą.

W istocie najważniejszym wydarzeniem tygodnia nie były wcale flirty amerykańskich indeksów z rekordami czy potencjalna destabilizacja polityczna rządów w Hiszpanii i we Włoszech, gdzie – odpowiednio – skandale polityczne i trudny wynik wyborów parlamentarnych mogą wykoleić reformy. Kluczowym elementem było skokowe umocnienie euro wobec dolara. Czwartkowy spadek eurodolara o blisko 1 procent – wywołany marginalną wypowiedzią szefa Europejskiego Banku Centralnego –przesączył się w piątek na rynek jena. Efektem są sygnały przesilenia na rynkach EUR/USD i USD/JPY oraz solidarne osłabienie wspólnej waluty na niemal całej tablicy.

Uwzględniając fakt, iż na przestrzeni ostatniego roku korelacja pomiędzy parą EUR/USD a indeksem S&P500 była więcej niż czytelna a kondycja wspólnej waluty pozostaje wskaźnikiem stosunku rynku do ryzyka, potencjalne fale umocnienia jena do dolara i dolara do euro jawią się, jako czynniki decydujące o nastrojach na giełdach. W takim kontekście spotkanie amerykańskich indeksów z maksimami wszech czasów i redukcja apetytów na ryzyko może być tylko przypadkową koincydencją w czasie, ale dla graczy, którzy oczekują, iż Wall Street wzrośnie w tym roku o około 15 procent są to wystarczające impulsy do zrealizowania zysków z kilkuprocentowych zwyżek od początku roku.

Oczywiście nie można wykluczyć scenariusza, w którym korekta na Wall Street przebiegnie spokojnie a rynek szybko przetestuje szczyty wszech czasów, ale wydaje się, iż bez kilkuprocentowego cofnięcia trudno liczyć na wyjście i – co ważniejsze – ustabilizowanie się DJIA i S&P500 nad poziomami 14165 pkt. i 1565 pkt. Oznacza to, iż w krótkiej perspektywie Wall Street powinna zredukować swój optymizm i to niezależnie od tego, czy korekta pojawi się już teraz, czy za kilka tygodni. Krok na południe w USA będzie trudny do zignorowania przez resztę świata i globalne rynki zostaną zaproszone do korekty. Dla wyrównania akcentów trzeba jednak podkreślić, iż z perspektywy kolejnych 10 miesięcy ciągle potencjalne cofnięcie będzie uznawane za jedną z tegorocznych okazji do akumulacji.

Adam Stańczak, Analityk DM BOŚ SA