Wtorkowe spore spadki w Europie nie wróżą najlepiej na dzisiejszą sesję. Tym bardziej, jeśli dane makro okażą się słabe. Te z Chin wciąż budzą obawy.

We wtorek główne indeksy europejskie trzymały się przez większość dnia na niewielkim minusie. Można to było uznać za odreagowanie po dwóch sesjach wzrostowych oraz przejaw nerwowości w oczekiwaniu na decyzje lub deklaracje szefa EBC.

Sytuacja zmieniła się na gorsze, gdy pojawiły się dane zza oceanu, świadczące o słabnącej kondycji tamtejszego przemysłu i spadku wydatków na inwestycje budowlane. Obawy pogłębiała sięgająca 0,7 proc. zniżka amerykańskich indeksów. W tym czasie skala spadków w Paryżu i Frankfurcie była dwukrotnie większa. Schodzący poniżej 13 tys. punktów Dow Jones i przełamujący 1400 punktów S&P500 postraszyły możliwością powiększenia korekty.

Warto zauważyć, że zarówno trwająca od 3 do 20 sierpnia fala wzrostów, jak i następujące po niej spadki, miały odmienny przebieg niż zmiany mające miejsce od końca maja do końca lipca. Wówczas nowojorskie indeksy poruszały się bardziej dynamicznie, w trwających po kilka sesji zrywach i załamaniach. Efekt tej szarpaniny był korzystny dla byków. Podchodzenie pod kwietniowe szczyty odbywało się już ślamazarnie. Po sięgającym niemal 2 proc. skoku w reakcji na deklaracje szefa EBC, S&P500 przez jedenaście sesji pełzał po kilka punktów dziennie.

Dotarcie do szczytu nie spowodowało euforii, mimo że czynniki około rynkowe zdawały się wyśmienite to zdynamizowania ruchu. Słowa Bena Bernanke powszechne interpretowano jako zapowiadające kolejną rundę dodruku pieniądza. Próba mocniejszego wybicia w górę w trakcie sesji z 21 sierpnia trwała kilkanaście minut i zakończyła się klapą. Następująca po niej korekta ślimaczy się już od dziesięciu sesji i jak dotąd przyniosła niedźwiedziom niecały 1 proc. urobku. Zachowanie rynku w ciągu ostatnich tygodni wskazuje, że żadna ze stron nie ma pewności, co zrobi Fed, a wcześniej EBC i co z tego wyniknie.

Po kiepskim początku, zakończenie sesji na Wall Street okazało się jednak nie tak złe. S&P500 zniżkował ostatecznie o 0,1 proc. Raczej nie pomoże to jednak bykom na naszym kontynencie. Tuż przed godziną 10.00 poznamy wskaźniki aktywności w europejskich usługach. Te niemieckie jeszcze do niedawna starały się trzymać powyżej 50 punktów. Tym razem oczekiwania są pesymistyczne. Złe są też przewidywania co sprzedaży detalicznej w strefie euro. Szacuje się, że spadła ona w lipcu o 1,5 proc. w porównaniu do ubiegłego roku.

Wciąż napływają niedobre wieści z Chin. Wskaźnik aktywności w tamtejszych usługach obniżył się z 53,1 do 52 punktu. Choć jeszcze wskazuje na rozwój, to są obawy, że nie potrwa to długo. Na giełdach azjatyckich dominują dziś spadki. Nikkei i indeks na Tajwanie traciły po około 1 proc., w Hong Kongu zniżka sięgała 1,5 proc., w Szanghaju 0,3 proc.

Kiepski początek handlu sugerują zniżkujące po 0,3-0,6 proc. kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy.

Roman Przasnyski