Złoty jest najsłabszy w stosunku do amerykańskiej waluty od pół roku. Inne kraje, jak Argentyna czy Turcja, tracą więcej.
Tegoroczna zmiana kursów walut do dolara (proc.) / Dziennik Gazeta Prawna
Od momentu objęcia przez Donalda Trumpa stanowiska prezydenta USA dolar tracił na wartości. Praktycznie na całym świecie panowała dobra koniunktura gospodarcza, co sprzyjało inwestowaniu w bardziej ryzykowne aktywa. Szczególnie korzystnie prezentowała się strefa euro, której wyniki były w minionym roku najlepsze od sześciu lat. To powodowało umacnianie się europejskiej waluty. Coraz szybciej rozwijała się też Japonia, stąd aprecjacja jena.
Teraz ten trend się odwrócił. Od połowy kwietnia notowania dolara wobec koszyka walut dużych partnerów handlowych Ameryki poszły w górę o 4 proc. W skali miesiąca z tak dużym umocnieniem amerykańskiego pieniądza mieliśmy do czynienia ponad trzy lata temu. Co ważne dla nas, kurs euro spadł poniżej 1,2 dol. i jest najniższy w tym roku.
Dlaczego teraz dolar zyskuje na wartości? – Przez dłuższy czas wydawało się, że powinien się umacniać, a to wcale się nie działo. Teraz po prostu zauważono dobre fundamenty gospodarki USA – mówi Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK.
Te dobre fundamenty to głównie najszybszy od połowy 2015 r. wzrost gospodarczy. W I kw. produkt krajowy brutto był o 2,9 proc. wyższy niż rok wcześniej. To sprzyja rynkowi pracy, dlatego bezrobocie jest najniższe od początku stulecia. W kwietniu wyniosło ono 3,9 proc.
O ile w ubiegłym roku amerykańska gospodarka była w cieniu unijnej, o tyle teraz sytuacja się zmieniła. Badania koniunktury sygnalizują bowiem spowolnienie w strefie euro.
Sytuacja makroekonomiczna przekłada się zaś na perspektywy stóp procentowych. Amerykańska Rezerwa Federalna na ostatnim posiedzeniu nie podniosła stóp, ale w powszechnej opinii do kolejnej podwyżki (poprzednia była w marcu) dojdzie już w czerwcu. W ten sposób krótkoterminowe stopy w Stanach znajdą się w przedziale 1,75–2 proc. Tymczasem w strefie euro główna stopa jest nadal utrzymywana na poziomie zerowym.
Dla inwestorów ma to znaczenie, bo szukają takich miejsc, w których mogą zarobić więcej. Teraz kupują więc dolary. Oprocentowanie w USA jest na tyle atrakcyjne, że przyciąga nawet tych, którzy dotychczas trzymali pieniądze w aktywach rynków wschodzących. Jak Polska. Stąd ostatnie osłabienie naszej waluty w stosunku do amerykańskiej. Jeszcze w połowie lutego dolar kosztował mniej niż 3,35 zł. Wczoraj było to już ponad 3,6 zł.
A złoty nie jest wcale walutą najbardziej dotkniętą umocnieniem dolara.
Od początku roku w stosunku do niego najmocniej spadł kurs peso. Zagraniczni inwestorzy wycofują się z Argentyny ze względu na problemy gospodarcze tego kraju. Najpoważniejszy to inflacja. W marcu tego roku ceny były o jedną czwartą wyższe niż rok wcześniej. Żeby przeciwdziałać odpływowi kapitału, bank centralny dokonał w ostatnich dwóch tygodniach trzech podwyżek stóp. Obecnie główna stopa w Argentynie wynosi 40 proc.
Ponad 10 proc. w dół od początku roku poszły notowania tureckiej liry. Tam w kwietniu roczna inflacja zbliżyła się do 11 proc. W minionym tygodniu bezpośrednim powodem spadku notowań waluty była obniżka ratingu od agencji Standard&Poor’s. Prezydent Recep Erdogan od dawna spadki notowań waluty nazywa atakiem spekulantów. To samo powtórzył wczoraj. Osłabienie liry jest mu nie w smak, bo za półtora miesiąca mają odbyć się przedterminowe wybory parlamentarne i prezydenckie.
Wpływ mocniejszego dolara nie ogranicza się do problemów niektórych państw z ich walutami. Konsekwencją może być bowiem dodatkowy impuls inflacyjny ze strony surowców. Chodzi przede wszystkim o ropę naftową. W dolarach jest ona najdroższa od trzech i pół roku. W przeliczeniu na większość światowych walut skala wzrostu cen jest jeszcze wyższa (pod koniec 2014 r. amerykańska waluta była słabsza niż obecnie).
– My nie należymy do najbardziej wyeksponowanych na dolara rynków wschodzących. Jeśli nastroje na światowych rynkach będą się pogarszać, to możemy na tym tracić i my. Ale w ograniczonym zakresie – uważa Piotr Bielski. Jego zdaniem mocniejszy dolar nie będzie wystarczającym powodem do tego, by Rada Polityki Pieniężnej zmieniła podejście i zaczęła mówić o podwyżkach stóp procentowych. – Inflacja u nas jest niższa od oczekiwań, RPP czułaby się komfortowo, nawet gdyby była nieco wyższa. Dla rady kluczowe są działania Europejskiego Banku Centralnego, a on w najbliższym czasie nie będzie podnosił stóp – uważa Bielski.
Wielu analityków jest zdania, że wzrost notowań dolara nie potrwa już długo. A gdyby wyniki europejskiej gospodarki znów się poprawiły, to euro może zyskać wobec niego na wartości. To oznaczałoby zapewne również powrót do silniejszego złotego.