Polska gospodarka podwoiła się w ciągu ostatnich 20 lat. PKB zwiększył się z 277 mld euro do 556 mld euro. Rósł wyraźnie szybciej niż średnia krajów europejskich (Polska – 100,9 proc., średnia europejska – 12,4 proc). Co pewien czas w mediach i wśród ekspertów odżywają spekulacje, czy Polska znajdzie się w gronie krajów grupy G20. W tej chwili, w zależności od szacunków, zajmuje 21. lub 22. pozycję na liście największych gospodarek świata (choć warto nadmienić, że Hiszpania, będąc na 15. pozycji, nie należy do grupy, a 37. RPA już tak). Polski cud makroekonomiczny nie przekłada się na międzynarodowy sukces rodzimego sektora bankowego.

Marginalna aktywność

Każdy z krajów należących do wspomnianej elitarnej grupy jest ojczyzną przynajmniej jednego poważnego podmiotu na światowym rynku finansowym. Również niektóre kraje naszego regionu mogą się poszczycić posiadaniem banków o istotnym wpływie w wielu krajach. To przykłady węgierskiego OTP, słoweńskiego NLB czy rumuńskiego Banca Transilvania.

Wśród polskich banków działalność zagraniczną prowadzi w Rumunii Alior, mBank jest na Słowacji i w Czechach, PKO BP ma oddziały w Niemczech, na Słowacji, w Czechach, w Rumunii oraz jest właścicielem Kredobanku w Ukrainie. Jednak aktywa wszystkich wymienionych oddziałów i banku opiewają raptem na ok. 6 mld zł (dane za 2022 r.). Są to marginalne wartości, jeśli zestawić je z aktywami zagranicznych instytucji finansowych w polskim sektorze bankowym, które w zeszłym roku wyniosły ponad 1,3 bln zł.

W przeszłości próbowały również BOŚ czy Idea Bank, obecnie Bank Pekao usiłuje zwiększyć aktywność za pośrednictwem jednolitego paszportu europejskiego. Pomimo prób i chęci dużych graczy nie udało się jeszcze zająć wyraźnej pozycji na żadnym z zagranicznych rynków.

Pobudką do międzynarodowej ekspansji instytucji finansowych jest podążanie za klientami detalicznymi i korporacyjnymi aktywnymi za granicą. Krajami ze znaczącym udziałem w polskim eksporcie i imporcie są Niemcy, Ukraina, Czechy i Słowacja. Tam zauważalna jest aktywność polskich banków, tam również należałoby się doszukiwać szans na wzmożenie działalności.

Banki podbijają zagraniczne rynki

Banki często po rozwinięciu swojego know-how na rodzimym rynku rozpoczynają ekspansję na zagraniczne rynki widziane jako korzystniejsze, kuszące wyższą rentownością czy wielkością sektora. Obecnie atrakcyjność sektora bankowego w Europie jest mocno zróżnicowana, trudno doszukać się głównych trendów. I w regionie mamy kraje o zróżnicowanej rentowności, wielkości i dynamice wzrostu sektora. Niektóre środkowoeuropejskie państwa, jak Węgry, Czechy czy republiki nadbałtyckie, wyróżniają się wzrostem sektora bankowego czy jego rentownością. W tych kategoriach Polska prezentuje się też przyzwoicie ze średnią stopą zwrotu z kapitału w ostatnim dziesięcioleciu przekraczającym 7 proc. Ale rentowność skorygowana o koszt kapitału własnego wypada wyraźnie gorzej, osiągając 1,3 proc. w porównaniu z ponad 6 proc. we wspomnianych krajach. W latach 90. rynek polski rósł i był rentowny, banki chętnie skupiały się właśnie na nim, brakowało apetytu na zagraniczne rynki. Inaczej na Węgrzech czy w Słowenii, gdzie o wiele mniejsza skala pozwoliła na szybsze nasycenie rynku, co skłaniało banki do szukania zysków za granicą.

Czynnikiem, który może szczególnie zniechęcać polskie banki do ekspansji zagranicznej, jest obecny od lutego 2016 r. podatek od niektórych instytucji finansowych, potocznie zwany podatkiem bankowym. Krajowe instytucje muszą uwzględniać aktywa zagranicznych oddziałów w podstawie opodatkowania, nawet jeśli „kraj goszczący” pobiera od oddziału identyczną daninę. Oznacza to, że banki polskie działające za granicą w formie oddziału są zobowiązane do płacenia dwa razy. Umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania w zakresie podatków od dochodu i majątku nie chroni przed uniknięciem podwójnego opodatkowania podatkiem bankowym. W tym przypadku niezbędna byłaby osobna umowa dotycząca wyłącznie tej daniny.

Kolejnym zastrzeżeniem, które warto poddać analizie, jest brak perspektyw na ekspansję poza region Europy Środkowo-Wschodniej. Prawdą jest, że są to rynki zwykle charakteryzujące się przyzwoitą rentownością i silnie powiązane handlowo z Polską, lecz tego można się doszukiwać również na rynkach skandynawskich czy w krajach bałtyckich. Tam, poza niedużą spółką leasingową PKO BP w Szwecji, próżno doszukiwać się wzmożonej aktywności polskich banków.

Wiele do zaoferowania. I do zyskania

Co polskie banki mogłyby wnieść za granicę? Przede wszystkim technologię: mamy dobre rozwiązania, które możemy eksportować. To, co w Polsce jest od wielu lat normą (wysoka cyfrowa aktywność klientów, wygodne płatności internetowe, wirtualne karty), w Europie bywa przełomowe. Eksperci i raporty branżowe zgodnie podają Polskę jako jeden z najbardziej zaawansowanych technologicznie sektorów detalicznych (w tym MŚP) w Europie, a doświadczeni i liczni menedżerowie bankowi w Polsce są gwarancją stabilności sektora.

Ekspansja polskich banków i wizja posiadania globalnego gracza, choć odległa, nie jest niemożliwa, a korzyści z tego płynące to nie tylko prestiż, ale przede wszystkim kapitał, miejsce i narzędzia do rozwoju polskiego sektora. To także szerszy dostęp do rynku kapitałowego strefy euro, który w obliczu nadchodzących dużych inwestycji infrastrukturalnych, transformacji energetycznej czy wydatków zbrojeniowych ułatwiłby nam ich sfinansowanie.

Kolejną korzyścią wynikającą z posiadania globalnego banku byłby wzrost naszego sektora bankowego. Stosunkowo wysoka rentowność rynków, w których można najprędzej spodziewać się ekspansji, to czynnik wpływający na dodatnią dynamikę polskiego sektora.

Którędy droga?

Zastanawiając się, w jaki sposób należałoby dokonać ekspansji, należy wziąć pod uwagę przede wszystkim dwa sposoby.

Jeden to fuzje i przejęcia. Konsolidacja rynku bankowego w Europie centralnej, a więc szansa na znalezienie banków do kupienia, jest jak najbardziej możliwa. W regionie mamy już banki poszukujące nowych właścicieli, np. ukraińskie Ukrgasbank oraz Sense Bank (którym już jest zainteresowany węgierski OTP).

Można się spodziewać również organicznego wzrostu w modelu „follow your client” w ramach odpowiadania na potrzeby polskich korporacji, małych i średnich przedsiębiorstw czy Polaków mieszkających za granicą. Niejako odwrotnym procesem dla takiego rozwiązania byłoby zwiększenie aktywności w Ukrainie. Na polskim rynku obecnych jest wielu jej obywateli, którzy chętnie korzystaliby z rozwiązań bankowych zintegrowanych pomiędzy naszymi krajami.

Istnieją przesłanki, by mówić, że to właśnie rynek ukraiński powinien być w tej chwili priorytetowy. Perspektywa odbudowy Ukrainy po zakończeniu wojny wygenerowałaby bardzo duże zapotrzebowanie na kapitał. Może ono być zaspokojone przez zwiększoną aktywność polskich banków. Drugą stroną medalu jest zrozumiała niska atrakcyjność kurczącego się obecnie sektora bankowego o ujemnej rentowności skorygowanej o koszt kapitału. Ale można się spodziewać, że po wojnie wskaźniki te zaczną przyjmować pozytywne wartości.

Warto się pochylić również nad pytaniem, jaką potencjalną rolę odgrywałby rząd w ekspansji polskich banków. Czy można się spodziewać zachęt do ekspansji lub chociaż modyfikacji założeń fiskalnych? W końcu polska gospodarka również byłaby tego beneficjentem. Krokiem, który szczególnie mógłby zachęcić banki do ekspansji, byłoby zmodyfikowanie ustawy o podatku bankowym lub podpisanie umów o unikaniu podwójnego opodatkowania tym podatkiem z krajami, w których spodziewalibyśmy się ekspansji. ©℗