Rosną szanse, że pomysł na jej podwyżkę poznamy w ramach podsumowania 100 dni rządu.

Za nieco ponad dwa tygodnie minie 100 dni od momentu utworzenia gabinetu Donalda Tuska. Premier i ministrowie mają pokazać wtedy, jak realizowana jest umowa koalicyjna. I choć dla rządu to ona jest wyznacznikiem skuteczności działania, to dla wyborców KO ma ona mniejsze znaczenie niż ogłoszone w kampanii 100 konkretów, z czego zdaje sobie sprawę otoczenie premiera. – Nie ma na poważnie mowy o sprawozdaniu ze 100 konkretów, jeśli nie będzie wiadomo, co z podwyżką kwoty wolnej – słyszymy od naszego rozmówcy. W 100 konkretach autorzy programu napisali wprost: „Podniesiemy kwotę wolną od podatku – z 30 tys. zł do 60 tys. zł., w przypadku podatników rozliczających się według skali podatkowej, w tym także przedsiębiorców i emerytów”.

Z otoczenia premiera płyną sygnały, że nie oznacza to, że poznamy projekt ustawy dotyczący podwyżki kwoty. Ale jest bardzo prawdopodobne, że dowiemy się, od kiedy może być wprowadzona i w jakiej formie. – Bardzo chętnie poszedłbym w scenariusz, byśmy razem z naszymi przyjaciółmi z KO coś pokazali i w sprawie kwoty, i w sprawie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Pora wywiązać się z obietnic – mówi nam ważny polityk Trzeciej Drogi. Zysk dla podatników z powodu podwyższenia kwoty to maksymalnie 3600 zł rocznie dla tych, których pensja brutto to 5000 zł lub więcej. Miesięcznie więc to uzysk do 300 zł.

Jeśli chodzi o scenariusz dla kwoty wolnej, to raczej nie ma mowy, by została wprowadzona w tym roku. Najwcześniej może się to stać 1 stycznia przyszłego roku, choć nie można wykluczyć, że stanie się to jeszcze później, z początkiem 2026 r. Prawdopodobnie, by zminimalizować koszty, podwyżka kwoty będzie stopniowa. Resort finansów szacował ostatnio, że podwyżka kwoty wolnej do 60 tys. zł będzie kosztować budżet 48 mld zł (niższe wpływy z PIT). Rozłożenie jej np. na trzy „raty”, czyli podwyżka co roku o 10 tys., pozwoliłoby rozłożyć koszty i sprawić, że będzie ona bardziej strawna z punktu widzenia finansów publicznych. Jak pokazują jesienne prognozy Komisji Europejskiej, deficyt sektora finansów publicznych w zeszłym roku powinien wynieść 5,8 proc. i potem spadać, ale nadal w 2025 r. będzie dość wysoki – według KE miałby wynieść ok. 4 proc. PKB. Tyle że Komisja w prognozach nie miała szans uwzględnić pomysłu podwojenia kwoty wolnej, a gdyby ją wprowadzić od przyszłego roku, deficyt znów skoczyłby powyżej 5 proc. PKB. A wśród rozwiązań szykowanych przez koalicję są także inne zmniejszające dochody czy podnoszące wydatki, jak korekty w składce zdrowotnej dla przedsiębiorców czy program „Aktywny rodzic”.

Minister finansów musi też brać pod uwagę, że w tym roku Komisja Europejska nałoży na Polskę procedurę nadmiernego deficytu i by minimalizować jej skutki, deficyt w naszych finansach publicznych liczony metodą unijną powinien spadać, a nie rosnąć. Do tego Andrzej Domański już dziś pracuje nad nowym systemem finansowania samorządów, który ma rekompensować ubytki w dochodach z JST wynikające z Polskiego Ładu, a jeśli kwota wolna pójdzie w górę, to nowy system powinien być hojniejszy.

Osobną kwestią jest sens zmian. W kampanii obietnica podwojenia kwoty wolnej miała przebić ofertę PiS i upewnić wyborców, że korzystne dla nich zmiany nie będą cofane. A wprowadzona Polskim Ładem obniżka podatków okazała się korzystna dla kieszeni większości podatników, choć niezmiernie kosztowna dla budżetu i samorządów, które otrzymają ponad połowę wpływów z PIT. Łącznie koszty obniżki dla finansów publicznych przekroczyły 30 mld zł. Do tego obecna podstawowa stawka podatkowa PIT 12 proc. była efektem „operacji ratunkowej”, której celem było minimalizowanie problemów wynikających z awantury wobec pierwotnej wersji ładu, kwestii zaliczek i tzw. ulgi dla klasy średniej. – Przy Polskim Ładzie podniesiono kwotę wolną, ale ze składki zdrowotnej zrobiono faktycznie podatek. Jest pytanie o to, jak kwotę wolną wdrożyć i jednocześnie spojrzeć na klin podatkowy, i doprowadzić do uproszczenia systemu – mówi Paweł Wojciechowski, były minister finansów i główny ekonomista ZUS.

Dlatego może powstać pytanie, czy iść de facto w pogłębianie Polskiego Ładu, czy raczej pomyśleć o nowym modelu podatkowym z np. większą liczbą stawek podatkowych. – Jestem zwolennikiem rozwiązań systemowych i tak kosztowne fiskalnie zmiany najlepiej byłoby przeprowadzić łącznie ze zmianami, które uprościłyby system. Progresję w systemie podatkowym można budować i za pomocą kwoty wolnej, i za pomocą skali podatkowej, ale jak się buduje przy pomocy i skali, i kwoty, to komplikuje to system – mówi Wojciechowski. Jednak wybory tegoroczne i przyszłoroczne prezydenckie raczej nie będą sprzyjać innowacyjnym ruchom w systemie podatkowym, zwłaszcza gdyby okazało się, że część podatników może z ich powodu stracić. ©℗