Bez względu na to, kto będzie rządził po 15 października, nowy rząd czekają spore wyzwania w finansach publicznych i polityce gospodarczej.

Do lipca dochody budżetowe z VAT wyniosły 141 mld zł. Aby zrealizować plan, do końca roku powinno wpłynąć jeszcze 145 mld zł. Tymczasem rok wcześniej w tym samym okresie było to 97 mld zł. Czyli musiałby nastąpić rekordowy 50-proc. wzrost wpływów z roku na rok. Dochody budżetu ogółem powinny wzrosnąć o około 40 proc., by wypełnić plan. A jeśli tak się nie stanie, to trzeba będzie ciąć wydatki lub znowelizować budżet pod koniec roku. Nawiasem mówiąc, niepokoi to, że cały czas rząd nie pokazał wpływów po sierpniu, co powinno już dawno nastąpić. To będzie pierwsze zmartwienie nowego rządu. Jednocześnie trzeba będzie ponownie złożyć do Sejmu budżet na 2024 r. A to budżet z dużymi wydatkami, m.in. na obronę, z wysokim deficytem oraz bardzo wysokimi kosztami obsługi długu, które łącznie z obsługą starego mogą sięgnąć 400 mld zł. Nasz rozmówca z rządu uspokaja, że w praktyce będą niższe, gdyż wydatki nie zostaną wykonane w 100 proc.

Z taką oceną nie zgadza się Sławomir Dudek z Instytutu Finansów Publicznych. – Koszty obsługi długu przychodzą z opóźnieniem. One już przyrosły w dużym stopniu, ale wciąż nie widzimy pełnego efektu wzrostu rentowności. Teraz będzie zapadało dużo długu zaciąganego po niskich rentownościach, szorujących nawet koło zera, a my będziemy teraz to rolować przy rentownościach 5–6 proc. – mówi. Druga kwestia to zabiegi księgowe, które rząd dokonał w nowelizacji tegorocznego budżetu. – Rząd poprzesuwał operacjami finansowymi płatności odsetek na lata przyszłe odnośnie do zobowiązań, które już zapadły. To taki ukryty trup w finansowej szafie, który dla przyszłego rządu oznacza problem wyższych rentowności do kwadratu – ocenia Dudek.

Na pewno z powodu już zaprogramowanych dużych wydatków obronnych, rosnącej ścieżki wydatków na zdrowie oraz transferów swoboda manewru nowego gabinetu w planowaniu kolejnych pozycji będzie mocno ograniczona. – Polityka gospodarcza ponownie powinna bardziej koncentrować się na wzmocnieniu strony podażowej, budującej długoterminowe bogactwo i konkurencyjność, a już mniej popytowej – mówi DGP Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju. Co oznacza wycofanie się z polityki antykryzysowej i brak miejsca na nowe transfery. Zdaniem Borysa powinno to być zastąpione innymi celami: w inwestycje infrastrukturalne, transformację energetyczną, wzrostem wydatków na badania i rozwój oraz cyfryzacją, finansowym wzmocnieniem edukacji i wreszcie konsolidacją fiskalną z zachowaniem priorytetu dla obronności.

W zależności od tego, kto przejmie władzę w Polsce, nowa ekipa będzie miała swoje zmartwienia.

Władza w rękach PiS

Dla PiS, jeśli to on będzie rządził, oprócz sporej dziury budżetowej i kurczących się możliwości dalszego zadłużania państwa potężnym zmartwieniem będą fundusze unijne. Co prawda temat KPO udało się obozowi rządzącemu w kampanii wyciszyć, to jednak brak tych środków (24 mld euro grantów i 34 mld euro pożyczek) negatywnie wpłynie na tempo wzrostu gospodarczego. Tym bardziej że nawet w projekcie ustawy budżetowej na 2024 r. rząd uwzględnił, że KPO uda się odblokować, a w naszą gospodarkę zostaną wpompowane 36 mld zł z puli grantowej i 28 mld zł z puli pożyczkowej. Ale KPO to jedno, odrębną kwestią są „tradycyjne” środki unijne z perspektywy finansowej 2021–2027, czyli ok. 75 mld euro. PiS się zarzeka, że te środki nie są zablokowane, a pieniądze pracują. Tyle że to środki pochodzące z zaliczek, które KE wypłaciła państwom członkowskim bezwarunkowo. Kolejne będą już obwarowane warunkami (20 tzw. warunków podstawowych) i z KE płyną jasne sygnały, że wypłat nie będzie, jeśli Polska im wszystkim nie sprosta.

Na dziś nie spełniamy 3 z 20 warunków, w tym dotyczącego stosowania Karty praw podstawowych (w zakresie dostępu do niezależnych sądów). – Władze polskie wykazały w swojej samoocenie, że nie spełniają warunku podstawowego zawartego w karcie. Teraz do Polski należy poinformowanie Komisji, w jaki sposób władze zamierzają zapewnić zgodność z warunkami prawnymi. Prowadzimy dialog z Polską, aby zapewnić pełne spełnienie wymogów warunku wstępnego – informują nas służby prasowe KE.

Władza w rękach KO wraz z koalicjantami

Jeśli stery władzy przejmie KO wraz z koalicjantami, będzie mieć własną pulę zmartwień. Przede wszystkim to sprawne przyjęcie ustawy budżetowej na przyszły rok (przygotowanej przez PiS, co utrudnia możliwość wprowadzenia zmian), a w następnym kroku dokonanie audytu finansów publicznych (politycy KO mówią wręcz o „białej księdze”).

Druga kwestia to odblokowanie KPO. – Wiadomo, że nie zrobimy tego w ciągu tygodnia – przyznaje osoba z otoczenia Donalda Tuska.

Propozycje rządu dzisiejszej opozycji wetować może Andrzej Duda, a Sejm nie będzie miał większości do obalania tego sprzeciwu głowy państwa.

Kolejne zmartwienie to synergia pomiędzy polityką fiskalną a pieniężną, w sytuacji, gdy szefem NBP do 2028 r. pozostanie Adam Glapiński. – Współpraca z NBP spędza sen z powiek – nie ukrywa nasz rozmówca z Koalicji Obywatelskiej. ©℗

Pieniędzy unijnych nie da się odblokować z dnia na dzień