Senat nie będzie się spieszył z pracami nad ustawą zmieniającą regułę wydatkową. Zresztą i tak albo ją odrzuci, albo wprowadzi daleko idące zmiany.

Najbliższe posiedzenie Senatu odbędzie się 29 i 30 czerwca. Jak słyszymy, jest mało prawdopodobne, że izba wyższa zajmie się na nim kwestią reguły wydatkowej. – Senat ma 30 dni na rozpatrzenie projektów ustaw. Ten projekt jest zbyt poważny, by przyjąć go z marszu – wskazuje jeden z senatorów opozycji. Czyli ustawa trafi zapewne na kolejne posiedzenie, które zaczyna się 20 lipca. Rząd chce złagodzić regułę, by zwiększyć pole manewru wydatkowego.
Rządowi taki harmonogram niezbyt się podoba, bo zaczynają się właśnie prace nad budżetem na 2023 r., który Rada Ministrów ma przyjąć do końca września. Równolegle we wrześniu może nas czekać nowelizacja tegorocznego budżetu. Choć resort finansów zapewnia, że dalsze procedowanie nowelizacji ustawy o finansach publicznych nie wpłynie na przebieg prac nad ustawą budżetową na przyszły rok, to chciałby mieć w tej sprawie jak najszybciej jasność. „Reguła spójna z rekomendowanym przez Komisję Europejską kontrolowaniem wydatków bieżących przy jednoczesnym zwiększaniu nakładów inwestycyjnych zostanie zastosowana w projekcie ustawy budżetowej na rok 2023” – napisało ministerstwo w założeniach do kolejnego budżetu.
Stabilizująca reguła wydatkowa to rodzaj kagańca nałożonego na wydatki sektora finansów publicznych, który ogranicza swobodę w projektowaniu budżetu. Pokazuje, jak daleko rząd może się posunąć przy przygotowywaniu ustawy od strony wydatkowej. Jej wzór mówi, o ile w kolejnym roku mogą wzrosnąć wydatki całego sektora, a więc budżetu państwa, ale także m.in. sektora ubezpieczeń społecznych. Nasi rozmówcy z rządu przyznają, że zmiana reguły jest dla nich kluczowa, bo inaczej trudno będzie zwaloryzować renty i emerytury o stopę inflacji czy podnieść pensje w budżetówce bez konieczności dokonywania cięć w innych obszarach. – Pomysł jest taki, by uzbierać sobie finansową górkę na przyszły rok – tłumaczy nasz rozmówca z rządu.
Aby to było możliwe, w znowelizowanej ustawie o finansach publicznych zmieniono wzór reguły. Obecnie przewiduje on, że limit wydatków na kolejne lata może rosnąć zgodnie ze średniookresowym tempem wzrostu PKB i wskaźnikiem inflacji. Wcześniej zamiast inflacji, która jest obecnie wysoka, wpisany był cel inflacyjny Narodowego Banku Polskiego, który wynosi 2,5 proc. Oprócz tego nowelizacja wyłącza spod obowiązywania reguły wydatki na inwestycje oraz wprowadza skorygowany inflacją limit wydatków na 2022 r., według którego ma zostać wyliczona maksymalna kwota wydatków na przyszły rok. Jak wynika z wypowiedzi wiceministra finansów Piotra Patkowskiego, ma to pozwolić utrzymać wydatki na poziomie 39 proc. PKB. Inaczej spadłyby one do 34 proc. W praktyce oznacza to zwiększenie limitu wydatków na 2023 r. o ok. 150 mld zł, a po wprowadzonych na ostatniej prostej poprawkach poselskich – jeszcze więcej.
– Zastanawiamy się, czy odrzucić projekt w całości, czy poprawiać go, bo zmiany, jakie wprowadził do ustawy Sejm, oznaczają, że reguła przestałaby działać – mówi szef senackiej komisji budżetu Kazimierz Kleina z KO. Polityk zwraca uwagę, że PiS obecną nowelizacją odwraca zmiany, jakie sam wprowadził na początku poprzedniej kadencji. Wówczas była deflacja i wprowadzenie do wzoru reguły celu inflacyjnego NBP pozwoliło podnieść limit wydatków. Opozycja niechętnie patrzy nie tylko na zmiany we wzorze, lecz także i na wyjęcie z reguły wydatków inwestycyjnych, bo to ją jeszcze bardziej poluzowuje. – Działania rządu prowadzą do zdemontowania systemu bezpieczeństwa dla finansów publicznych, tymczasem powinno się szukać oszczędności. W ten sposób wydatki rządowe będą jeszcze bardziej napędzały inflację – argumentuje senator.
Kleina zapowiada, że w tym tygodniu odbędzie się posiedzenie jego komisji, na które zaprosi przedstawicieli rządu i zapyta, jak zamierzają zmniejszyć inflację. Opozycja zastanawia się też, co zaproponować, gdyby zdecydowała się na korektę, a nie odrzucenie ustawy. – Analizujemy, jakie zmiany mogą być wprowadzone. Chodzi o to, by ewentualne poprawki pozwalały trzymać wydatki publiczne w ryzach – mówi Kleina. PiS, bez względu na wynik prac w Senacie, będzie starać się przywrócić ustawę w Sejmie do pierwotnej postaci. W kolejnym roku czeka nas spore zwiększenie wydatków. Szykują się podwyżki dla budżetówki, waloryzacja emerytur może być dwucyfrowa, a do tego znacząco mają wzrosnąć wydatki militarne. To wszystko powoduje, że rząd musi poluzować kaganiec. Pytanie, jak daleko się posunie. Przyszły rok to jednocześnie czas wyborów do parlamentu i choć dziś ze strony rządu słychać zapowiedzi wygaszania oczekiwań, dwa poprzednie sukcesy PiS były związane z dużymi transferami. Na pewno będzie więc parcie na jakieś gesty. Jednocześnie PiS najbardziej szkodzi inflacja, a ewentualny wzrost wydatków będzie ją podtrzymywał, o ile wręcz nie podbije. ©℗
3,2 proc. o tyle ma wzrosnąć PKB w 2023 r. według założeń budżetowych
7,8 proc. tyle według założeń budżetowych ma wynieść przyszłoroczna inflacja