- Liczymy, że rozstrzygnięcie KE w sprawie dopłat do nawozów będzie w środę 20 kwietnia. Spodziewamy się decyzji pozytywnej - mówi Henryk Kowalczyk wicepremier oraz minister rolnictwa i rozwoju wsi.

Za nami chyba najdroższe święta w historii. Powinniśmy się spodziewać dalszych wzrostów cen żywności?
Myślę, że największe wzrosty cen są już za nami. Dotyczy to zarówno żywności - ceny zbóż przestały rosnąć, podobnie z cenami żywca wieprzowego, jak i energii, gazu czy ropy.
Nie grozi nam już wzrost cen?
Gwałtowny nie, bo już nastąpił. Natomiast nie wiem, jak rozwinie się sytuacja w Ukrainie i co będzie z dostawami surowców. Na ten moment mamy już dużo wyższe ceny gazu czy środków produkcji rolnej, więc trudno się spodziewać kolejnego, skokowego wzrostu.
Ceny pszenicy są najwyższe od 20 lat. Co to oznacza dla Polski, na ile jesteśmy samowystarczalni, jeśli chodzi o żywność?
Rosnące ceny pszenicy i innych zbóż to efekt wojny w Ukrainie, która jest ich ogromnym eksporterem. Polska na szczęście jest pod tym względem samowystarczalna. Poza tym eksportujemy - średnio 5-7 mln t rocznie. Dla nas nie jest to zatem żadne zagrożenie. Natomiast dla rynków światowych - Afryki Północnej czy Bliskiego Wschodu, gdzie trafia zboże z Ukrainy - na pewno będzie to duże wyzwanie, szczególnie ze względu na wzrost cen.
W reakcji na wojnę przywódcy Unii Europejskiej podjęli decyzję o zwiększeniu przez kraje członkowskie własnej produkcji żywności. Co to dla nas oznacza?
To bardzo dobry kierunek - Unia powinna dążyć do niezależności żywnościowej. W realizacji tego celu pomoże umożliwienie upraw na ugorach. Dotyczy to 4 proc. użytków rolnych, które - zgodnie z założeniami Zielonego Ładu - miały leżeć odłogiem. Chodzi - przypomnę - o 4 mln ha w całej UE, co przekłada się na dwadzieścia parę milionów ton zbóż. Podczas ostatniego szczytu ministrów rolnictwa państw UE zgłosiłem postulat zawieszenia tego rozwiązania na rok i zyskał on akceptację.
Wracamy do koncepcji Polski jako spichlerza Europy?
Polska jest i będzie spichlerzem Europy. Temu mają służyć m.in. programy wsparcia dla mniejszych gospodarstw. Naszym celem jest zapobieganie ich likwidacji. To bardzo ważne, bo gospodarstwa wielko przemysłowe nastawiają się na jednorodną produkcję zbóż, nie stosują płodozmianu i nawozów naturalnych, co szkodzi glebie i bardziej naraża ją na skutki suszy.
Polscy rolnicy zmagają się jednak z problemem wysokich cen nawozów i paliwa. Niedawno doszło nawet do publicznej wymiany zdań między pana resortem a komisarzem Wojciechowskim w sprawie polskiego wniosku o umożliwienie dopłat do nawozów. Kiedy doczekamy się rozstrzygnięcia w tej sprawie?
Tu ważne są daty. W styczniu wystąpiliśmy do Komisji w wnioskiem o możliwość wypłacania z budżetu krajowego dopłat do zakupu nawozów na zasadach ogólnych. KE długo debatowała i pierwszy, bardzo ogólny komunikat w tej sprawie ogłosiła dopiero 8 marca. 20 marca wystąpiliśmy z propozycją rozporządzenia dotyczącego dopłat - przyjętego na mocy uchwały Rady Ministrów. Podstawą wniosku były przepisy covidowe, które zezwalają na pomoc. Jednak ostatecznie 24 marca Komisja Europejska wypracowała konkluzje, które pozwalają na wprowadzenie dopłat do nawozów na innej podstawie - z powodu wojny w Ukrainie. Komisja cofnęła więc nasz wniosek z 20 marca, a my od razu, następnego dnia po otrzymaniu tej decyzji, złożyliśmy wniosek, który jako podstawę prawną wymienia wojnę w Ukrainie.
Kiedy będzie rozstrzygnięcie ze strony Brukseli?
Liczymy, że w środę 20 kwiet nia. Spodziewamy się decyzji pozytywnej, dzięki czemu będziemy mogli uruchomić dopłaty do nawozów. Ich skala jest dotychczas niespotykana - 3,9 mld zł. Należy zaznaczyć, że żaden kraj nie wystąpił o takie dopłaty.
Tuż po świętach rząd ma zatwierdzić projekt dotyczący utworzenia polskiego holdingu spożywczego. Po co nam ten holding, na ile odpowiada on na wyzwania, o których rozmawiamy?
Możliwe działania holdingu to łamanie zmowy cenowej oraz odpowiednia polityka zakupowa dotycząca np. ziarna pszenicy na następny rok. Agencja Rezerw Materiałowych robi takie zapasy, ale zabezpieczają one cele spożywcze, a nie np. paszowe.
Holding ma reagować np. w takich sytuacjach, z jaką mieliśmy do czynienia dwa lata temu. Na rynku był nadmiar jabłek przemysłowych. Zakłady przetwórcze próbowały skupować je nawet po 8 gr za kilogram. Wówczas rząd interweniował i uruchomił skup po trzydzieści parę groszy za kilogram. W efekcie rynek się do tej ceny dostosował.
Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia, jeżeli chodzi o trzodę chlewną ze stref dotkniętych ASF. Ze względu na ograniczenia w przewozie zakłady przetwórcze proponowały rolnikom nawet poniżej 2 zł za kilogram żywca z tych terenów. To absolutnie niedopuszczalne, bo mówimy o pełnowartościowym mięsie.
Kolejny przykład - ostatnio dowiedziałem się, jak duże koncerny piwowarskie stosują jawny protekcjonizm, sprowadzając droższy granulat chmielowy np. z Niemiec, nie kupując od polskich rolników.
Holding będzie interweniować, by zapobiegać takim nieuczciwym praktykom.
A co z handlem, tu też holding będzie aktywny?
Byłoby to pożądane. Handel generalnie jest niestety w obcych rękach, polscy rolnicy są tu dyskryminowani. Jak trzeba produktu od polskiego rolnika, to się go bierze, ale jak np. jest nadmiar na rynku, to od polskich rolników się nie bierze, tylko importuje.
Jakim budżetem będzie dysponował holding?
Takim, jaki wypracuje.
Przypomnijmy, jaki jest harmonogram w tej sprawie?
Holding powinien powstać przed sezonem owoców miękkich, na przełomie maja i czerwca.
Jesteśmy zabezpieczeni na wypadek suszy?
Zbudowaliśmy nowy system ubezpieczeń, który powinien być bardzo atrakcyjny dla rolników. Przewiduje on aż 65-procentową dotację do składek ubezpieczeniowych w odniesieniu do wszystkich ryzyk, łącznie z suszą. Takich ofert nie było do tej pory na rynku. Gorąco zachęcam rolników, by wybierali tę możliwość i korzystali z kompleksowych ubezpieczeń.
Aby mieć gwarancję, że ta oferta będzie dostępna, KRUS nabył udziały w towarzystwie ubezpieczeń wzajemnych. Obserwujemy jednak, że inne zakłady dostosowują się do sytuacji i oferują kompleksowe ubezpieczenia, łącznie z suszą. Do tej pory takie polisy były bardzo drogie, oferowano je wręcz na zaporowych warunkach.
Prowadzimy też działania zapobiegające suszy w postaci inwestycji w zbiorniki retencyjne i nawadnianie. Program dofinansowania systemów nawadniania w rolnictwie prowadzi Agencja Rozwoju i Modernizacji Rolnictwa. Wielu rolników już z niego korzysta. Choć oczywiście to początek drogi - nie od razu wybudujemy taki system nawadniania jak w Hiszpanii czy we Włoszech. Może to zająć nawet 15-20 lat.
Realizujemy też projekty średniej retencji - to ponad 200 obiektów retencyjnych zarządzanych przez Wody Polskie, a także małej retencji - czyli zbiorniki do pół hektara w zarządzie samorządów czy spółek wodnych.
Wróćmy do spraw związanych z Unią. Czy rolnictwu przydałyby się środki z Krajowego Planu Odbudowy?
Środki z KPO przewidziane dla rolnictwa są przeznaczone przede wszystkim na przetwórstwo. I one by się przydały, nie ma wątpliwości.
Jak duże to pieniądze?
Ok. 4,5 mld zł. To kluczowa część tego programu dla rolnictwa. W KPO zaplanowane są też inne środki, ale o mniejszym znaczeniu. Przetwórstwo jest bardzo istotne, bo ono co prawda jest, ale nie w polskich rękach. Wyjątkiem jest mleczarstwo, które bardzo dobrze funkcjonuje. Nie ma tam wykorzystywania przewagi kontraktowej, bo rolnik jest jednocześnie współwłaścicielem zakładu mleczarskiego. Moim marzeniem jest właśnie powrót do przetwórstwa związanego właścicielsko z rolnikami.
Czy widząc to wszystko, co się dzieje wokół Polskiego Ładu i prób jego naprawienia, nie tęskno panu do koncepcji jednolitej daniny, która miała wejść w życie od 2018 r., ale została zablokowana?
Oczywiście, ideowo jestem przywiązany do jednolitej daniny. W końcu byłem autorem tej koncepcji. Uważam, że było to bardzo dobre rozwiązanie.
Nie da się jej już „nałożyć” na to, co wypracował resort finansów w korekcie Polskiego Ładu?
Teraz to już się chyba nie da. Trzeba byłoby przemodelować kilka elementów, a przypomnę, że w trakcie roku podatkowego nie jest możliwe, by komukolwiek podnieść podatek. W tym momencie możliwy był ruch tylko w jedną stronę, czyli obniżenie PIT z 17 proc. do 12 proc.
Mówimy o trwałym obniżeniu dochodów podatkowych państwa. Jednocześnie pojawiają się pierwsze niepokojące sygnały dotyczące możliwości finansowania polskiego długu - rośnie rentowność obligacji i maleje zainteresowanie inwestorów. A przecież czekają nas zwiększone wydatki na zbrojenia, edukację, zdrowie. Nie obawia się pan tej sytuacji?
Problem rentowności polskich obligacji nie wynika z tego, że zaufanie do nich spada. Musimy odróżnić dwie przyczyny. Jedna to zaufanie do polskiego systemu finansów. Ono nie spadło i z tego powodu rentowność obligacji na pewno nie rośnie. Drugie to inflacja, która swoje robi. Każdy lokuje środki finansowe, chce, żeby one zachowały swoją wartość. Ale przy takiej inflacji obligacje za nią nie nadążają. Tak więc to nie jest tak, że straciliśmy wiarygodność finansową, w całej Europie rentowność obligacji wzrosła z powodu inflacji. Nie należy się też martwić o stan finansów publicznych, tym bardziej że PIT - który obniżamy - jest tak naprawdę mało znaczącym podatkiem. Kluczowy jest VAT.
Dla samorządów PIT jest bardzo ważny. Dla Warszawy to jedna trzecia jej dochodów, a skarży się, że swoimi reformami zabieracie sporą ich część.
Jest przewidziana subwencja wyrównawcza z tytułu ubytku w podatku PIT. Ponadto jest gwarancja w ustawie, że dochody z PIT w samorządzie nie mogą być niższe niż w ubiegłym roku. To rozwiązanie gwarantuje, że nie nastąpi spadek dochodów.
Szykuje się reelekcja Adama Glapińskiego na szefa Narodowego Banku Polskiego, dobrze się sprawdził pana zadaniem?
Tak, zachowuje się odpowiedzialnie. Obecnie stopy są skutkiem inflacji, za którą powinny nadążać, bo WIBOR ucieka bez względu na poziom stóp procentowych. Stopy nie mogą jednak przyczyniać się do spadku rozwoju gospodarczego. Pamiętajmy, że przyczyną bezrobocia w latach 90. były właśnie podwyższone stopy procentowe. Dla mnie ważne jest więc, by rada nie wyprzedzała w swoich zamierzeniach inflacji, bo wtedy będzie dusić gospodarkę.
Co nas czeka w takim razie?
Niestety inflacja szybko nas nie opuści, podobnie będzie w całej Europie. Będziemy - jak to się mówi - aktualizować wartość pieniądza. Najbardziej bolesne w tej sytuacji są oczywiście spłaty kredytów.
Planujecie jakąś interwencję dotyczącą kredytobiorców? Opozycja przedstawiła już konkretne rozwiązania.
Na tym etapie nie.
Czyli propozycje dotyczące kredytobiorców, które ponoć leżą na biurkach w KPRM, to tylko luźne pomysły?
Może na jakichś biurkach leżą, ale ja nad tym nie pracuję i nie będę się w tej sprawie wypowiadał.
Henryk Kowalczyk wicepremier oraz minister rolnictwa i rozwoju wsi / Dziennik Gazeta Prawna