Wkrótce powinniśmy poznać nowego szefa lub szefową resortu finansów. Podobno kandydatur jest kilka, ale kto nim będzie, nie wiadomo. Wiadomo jedno: będzie to minister ze sporym bólem głowy.
A wywoływać go będzie sytuacja w finansach publicznych. Bo polityka, jaką PiS prowadził od lat, czyli zwiększania wydatków, osiągnęła swój kres, a raczej właśnie go osiąga. Sygnały o końcu polityki dużych wydatków płyną nie tylko od ekspertów, lecz także z samego obozu rządowego. Nie jest to na pewno jeszcze ręczny hamulec, ale wygląda na razie na zdejmowanie nogi z gazu.
Dlaczego jeszcze nie hamulec? Bo mamy zaprogramowany wzrost wydatków w kilku pozycjach. I to już od tego roku. Dotyczy to np. zapowiedzianej 14. emerytury, a to jakieś 12 mld zł w tym roku. Do tego dochodzi najnowsza pozycja, czyli finansowanie kosztu pobytu uchodźców w Polsce, co jest szacowane na ok. 1 proc. PKB, czyli kolejne 24 mld zł (mniej więcej).
Pozostało
88%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama