Globalne rynki akcji mają za sobą kolejny tydzień zwyżek i kreślenie rekordów w trendach, które często są również historycznymi maksimami. W efekcie punktami odniesienia są dziś raczej psychologiczne poziomy niż bariery techniczne i dopiero cofnięcie pozwoli ocenić zdolność stron popytowych do kontynuacji fal wzrostowych. W istocie brak oporów na wykresach indeksów i oczywistość trendów wzrostowych powoduje, iż na rynku należy szukać konkurencyjnych wskazówek, które sygnalizują przyszłe działania kapitału zaangażowanego lub szykującego się do zaangażowania na rynkach akcji.
Bez wątpienia jednym z takich wskaźników jest cena złota, która od początku roku straciła około 19 procent. Jeśli nawet uwzględnić fakt, iż część przeceny kruszcu jest efektem umacniającego się dolara oraz oczekiwanych zmian w polityce amerykańskiego banku centralnego, to trudno nie odnotować zwrotu w nastrojach. Mocny spadek ceny złota jest prostym wskazaniem, iż po okresie szukania bezpiecznej przystani chroniącej przed kryzysem i zawirowaniami w strefie euro oraz radykalnie łagodną polityką banków centralnych, na rynku pojawiło się długo oczekiwane przesunięcie kapitału z segmentów uznawanych za bezpieczne przystanie w stronę tego, co ryzykowne.
Jeszcze mocniej przesunięcie akcentów w nastrojach widać po rynkach obligacji, które mimo radykalnej aktywności banków centralnych wreszcie zaczęły obniżać ceny i podnosić rentowności. Spadkom cen, sygnalizującym wycofywanie się kapitału z rynku długu i zwyżkom rentowności nie były wstanie zapobiec słabe w regularnych odstępach nowe miliardy dolarów i jenów. Nie znaczy to oczywiście, iż Fed czy Bank of Japan ponoszą porażki w polityce utrzymywania niskich rentowności – zmiany są właśnie wskazówką, iż kapitał zaczyna odpływać na inne pola inwestycyjnego krajobrazu.
Również europejski dług, wbrew pesymistom sygnalizującym, iż rynek boi się interwencji Europejskiego Banku Centralnego, wysyła sygnały, iż ryzyko nie jest dziś już tak straszne na w niedawnej przeszłości. Efekty widać nawet na rynku długu rządu w Atenach. Rentowność greckich papierów o dziesięcioletnim o okresie zapadalności spadła ostatnio w pobliże 8 procent a więc do poziomu nieoglądanego od blisko trzech lat. Analogicznych przykładów można szukać na rynku obligacji hiszpańskich czy włoskich, które jeszcze niedawno szorowały z rentownością przy psychologicznym progu 7 procent.
Kolejną wskazówką, która nie przesądza o przyszłości, ale uzupełnia obraz większego zainteresowania rynku akcjami jest analiza pozycji spekulacyjnych przeprowadzana na bazie raportów Commodity Futures Trading Commission. Wedle CFTC pierwszy raz od tygodni ilość pozycji zakładających spadek ceny kontraktów amerykańskich obligacji była większa od pozycji zakładających wzrost. Inaczej mówiąc po tygodniach dystansu również kapitał spekulacyjny zdaje się skłaniać do scenariusza, w którym ceny obligacji będą spadały, gdy rynek zwróci się w stronę bardziej ryzykownych instrumentów.
W takim kontekście nie trudno zrozumieć skąd bierze się kapitał, który z taką ochotą angażuje się na rynkach akcji mimo fali spekulacji o potencjalnym wycofaniu się Rezerwy Federalnej z trzeciej fali luzowania ilościowego. Zagadką nie jest również ignorowanie przez graczy danych makro, które nie chcą ułożyć się jednoznaczny obraz gospodarek dynamicznie poprawiających swoją kondycję. W sumie całość obrazu wskazuje, iż na rynku pojawiają się symptomy wyśmiewanego w części analiz zjawiska przesuwania środków z rynku długu na rynki akcji, o którym na Wall Street spekulowano już w końcówce zeszłego roku.
Jak zawsze w trendach wzrostowych trudno oczekiwać od giełd i indeksów kontynuacji zwyżek z dynamiką, jaka stała się udziałem np. Wall Street w tym roku i korekta nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. Niemniej w analizach coraz częściej pojawiają się odważne tezy, iż rok 2013 może być jednym z najlepszych w historii indeksów a porównania sięgają już nawet tak fantastycznego okresu, jak rok 1995, w którym DJIA zyskał przeszło 33 procent. Z obowiązku należy dodać, iż po tym imponującym skoku już w 1996 roku zwyżka średniej Dow'a wyniosła 26 procent a w 1997 następne 23 procent. Rok 1998 dołożył „skromne” 16 procent a w 1999 DJIA znów skoczył na północ o 25 procent. Przemarsz byków skończył się załamaniem w roku 2000, ale dziś inwestorzy chcą wierzyć, że rok 2013 jest analogią roku 1995 i na myślenie o kolejnej bessie będzie czas w odległej przyszłości.