Dodatkowe wydatki można szacować na 30-50 mld zł, drugie tyle to ubytek dochodów, łącznie deficyt budżetu może wynieść 60-100 mld zł - powiedział PAP główny ekonomista PKO BP Piotr Bujak. Tak szerokie widełki odzwierciedlają dużą niepewność rozwoju sytuacji gospodarczej.

Minister finansów Tadeusz Kościński zapowiedział w niedzielę w rozmowie z portalem interia.pl, że nowelizacja tegorocznego budżetu czeka nas prawdopodobnie w drugiej połowie lipca. Według ministra resort będzie mieć bardziej wiarygodne dane, będzie wiedział, ile faktycznie podatków wpłynęło z VAT, jak szybko odbija gospodarka. Pozwoli to ocenić na jakie przychody można liczyć, jakie wydatki będą niezbędne by ratować miejsca pracy i firmy, a ile można wykorzystać do rozkręcenia gospodarki. Jak wyjaśnił Kościński nowelizacja będzie, bo deficytu nie da się uniknąć.

PAP: Czy w świetle publikowanych danych możemy już precyzyjnie oszacować zmiany po dochodowej stronie budżetu?

Piotr Bujak: Skala i dynamika obecnego kryzysu są na tyle duże, że szacunkom ubytku dochodów podatkowych w trakcie tego roku nadal towarzyszy znaczna niepewność. Nie da się m.in. przewidzieć, czy wystąpi kolejne fala pandemii i jakie byłyby jej skutki gospodarcze i budżetowe. Przy założeniu, że najgorsze w obecnym kryzysie już za nami (w kwietniu), można jednak tworzyć nowy plan finansowy państwa na ten rok.

PAP: Na jaką kwotę można ocenić nowe wydatki budżetowe, jak np. bon prezydencki?

P. B.: Całość dodatkowych wydatków budżetowych w tym roku można szacować na 30-50 mld zł. Drugie tyle to ubytek dochodów. Łącznie tegoroczny deficyt budżetu państwa może więc wynieść 60-100 mld zł. Szeroki przedział szacunku odzwierciedla dużą niepewność rozwoju sytuacji gospodarczej i jej wpływu na finanse publiczne.

PAP: Czy możemy oczekiwać głębszych zmian, poza dostosowaniem budżetu do aktualnej struktury i sytuacji finansów publicznych?

P. B.: Na obecnym etapie walki z epidemią nie wydają się potrzebne głębsze zmiany poza dostosowaniem do kryzysowej sytuacji. Przed nowelizacją budżetu niezbędna była natomiast zmiana polegająca na dostosowaniu klauzuli wyjścia ze Stabilizującej Reguły Wydatkowej (SRW). Co istotne, samą SRW zachowano, wskazując ścieżkę powrotu do jej stosowania w ciągu dwóch - czterech lat. Utrzymanie filozofii SRW wzmacnia wiarygodność ram polityki fiskalnej w Polsce i wspiera ocenę wiarygodności kredytowej Polski.

PAP: Jak pan ocenia prawdopodobieństwo wystąpienia więcej niż jednej nowelizacji?

P. B.: Jest to niezwykle trudne do oceny ze względu na naturę obecnego kryzysu, czyli jego związek z bardzo nieprzewidywalnym rozwojem sytuacji epidemicznej.

PAP: Czy zawieszenie SRW będzie oznaczało faktyczny koniec jej stosowania? Jakim bezpiecznikiem możemy ewentualnie ją zastąpić?

P. B.: SRW zachowano, wskazując ścieżkę powrotu do jej stosowania w ciągu dwóch - czterech lat. Utrzymanie filozofii SRW wzmacnia wiarygodność ram polityki fiskalnej w Polsce i wspiera ocenę wiarygodności kredytowej Polski.

Oprócz SRW w polskim systemie reguł fiskalnych mamy również rygorystyczne progi ostrożnościowe dla relacji długu publicznego do PKB. Dla dodatkowego zwiększenia wiarygodności polskich finansów publicznych wskazane byłoby stworzenie ram dla wydatków antykryzysowych realizowanych przez instytucje niewchodzące w skład sektora finansów publicznych wg metodologii krajowej.

PAP: Czy nie ma obawy, że operacje na rynkach przeprowadzane przez Narodowy Bank Polski i Polski Fundusz Rozwoju wpłyną w dłuższym terminie na kurs złotego oraz ocenę wiarygodności Polski w oczach inwestorów?

P. B.: Działania antykryzysowe NBP i PFR sprzyjają stabilizacji polskiej gospodarki i w tym sensie są pozytywnie postrzegane oraz mają korzystny wpływ na notowania polskich aktywów i złotego. Dla zachowania takiego pozytywnego efektu ważne jest stosowanie dobrej polityki komunikacyjnej i zapewnienie możliwej dużej przejrzystości działań dla inwestorów oraz agencji ratingowych.