Ogólnoświatowe spekulacje na temat możliwej dewaluacji chińskiego juana ubiegłego lata zdenerwowały rynki. Tymczasem mało kto zwrócił uwagę, że wygląda na to, iż tamtejszy bank centralny – Ludowy Bank Chin – od jakichś 10 miesięcy prowadzi politykę pełzającej dewaluacji renminbi (alternatywna nazwa chińskiej waluty, dosłownie „waluta ludowa”).



Na pewno jest już jasne, że Ludowy Bank Chin nie podtrzymuje kursu renminbi wobec amerykańskiego dolara, a nawet nie utrzymuje stabilnego kursu wobec koszyka walutowego wbrew temu, co niektórzy komentatorzy nie tak dawno podejrzewali. Jeśli spojrzymy na wskaźniki nominalnego efektywnego kursu juana chińskiego wobec koszyka walut, dostrzeżemy, że waluta Państwa Środka osłabła od października ubiegłego roku o 5 do 6 proc.
Na pierwszy rzut oka nie wygląda to na znaczącą zmianę, ale jeśli obecne tempo deprecjacji zostanie zachowane, będzie oznaczało ponaddziesięcioprocentowe osłabienie się chińskiej waluty w ciągu zaledwie roku. A w tym momencie nie ma przesłanek, żeby stwierdzić, że Ludowy Bank Chin zamierza powstrzymać to zjawisko. W rzeczywistości wygląda na to, że wskaźnik deprecjacji w ostatnich tygodniach nawet nieco przyspieszył.
Niektórzy mogliby podać argument, że Chińska Republika Ludowa angażuje się w niebezpieczną „wojnę walutową”, zaś w wyścigu na osłabianie własnych walut nie będzie zwycięzców. Pominęliby wówczas jednak bardzo ważny czynnik. Pekin potrzebuje łagodniejszej polityki pieniężnej, żeby zagwarantować, że spowolnienie chińskiej gospodarki nie przekształci się w pełnowymiarową recesję.
W rzeczywistości deprecjacja chińskiego juana jest zwykłą konsekwencją łagodnej polityki pieniężnej prowadzonej przez Ludowy Bank Chin i jako taka jest korzystna dla wszystkich gospodarek świata, które znacząco by ucierpiały, gdyby chińska gospodarka – będącą drugą co do wielkości gospodarką globu – popadła w recesję. W świecie deflacji powinniśmy na poważnie cieszyć się z tzw. wojen walutowych. W tym sensie, że światowa konkurencja w dodrukowywaniu pieniędzy jest dokładnie tym, czego potrzeba, by ograniczyć presję deflacyjną. Współczesny świat bardziej przypomina lata 30. niż 70. poprzedniego stulecia. Problemem globalnym nie jest za dużo inflacji, lecz za dużo deflacji.
Warto przy okazji zauważyć, że Ludowy Bank Chin stara się ograniczyć wpływ bardziej restrykcyjnych warunków monetarnych panujących w Stanach Zjednoczonych na gospodarkę Państwa Środka. Dlatego nie jest najpewniej przypadkiem, że z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, iż Ludowy Bank Chin rozpoczął swoją politykę pełzającej dewaluacji mniej więcej w październiku ubiegłego roku. W tym samym czasie Rezerwa Federalna, czyli system amerykańskich banków centralnych, ogłosiła plan kilkukrotnego podwyższenia stóp procentowych w 2016 r .
W minionym roku światowa gospodarka znacząco spowolniła, a rosnący niepokój związany z przyszłością Wielkiej Brytanii oraz gospodarkami państw strefy euro sprawił, że Ludowy Bank Chin ma rację, zezwalając na dalsze osłabienie renminbi. Tak naprawdę uzasadniony może być nawet szybszy spadek wartości chińskiego juana. Wkrótce możemy być tego świadkami.