Obudziliśmy się w nowej sytuacji, co nie znaczy, że upadają ważne instytucje - mówi w rozmowie z DGP Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
Czy reakcja giełd na wynik referendum może przerodzić się w dłuższe i tak mocne spadki jak po wybuchu kryzysu finansowego, którego kulminacją był upadek Lehman Brothers, czy już niedługo będziemy wspominali jedynie czarny piątek?
Wynik referendum to zaskoczenie. Po zabójstwie parlamentarzystki Jo Cox wydawało się, że Brytyjczycy zagłosują za pozostaniem w Unii Europejskiej. Spodziewaliśmy się jednak, że jeśli spełni się odwrotny, negatywny scenariusz, będziemy mieli bardzo zły piątek, nerwowy i spadkowy, i taki był. Przez weekend wszyscy się zastanawiali, co to wszystko dalej oznacza, jakie będą dalsze konsekwencje i kolejne etapy. Na rynkach w tym tygodniu będzie nerwowo, ale wydaje się, że nie aż tak spadkowo. Nerwowość na rynkach na pewno pozostanie jeszcze przez jakiś czas. Tym bardziej że decyzja Brytyjczyków rodzi sekwencję kolejnych, np. ewentualne referenda w Szkocji czy Irlandii Północnej, mówi się też o Gibraltarze. To są jednak kwestie, nad którymi trzeba się na spokojnie zastanowić. Obudziliśmy się w nowej i bardziej skomplikowanej rzeczywistości, ale to nie oznacza, że upadają jakieś ważne instytucje albo że mają one poważne problemy. Na pewno otwiera się wiele różnych zagadnień, które będą dyskutowane, i to nie tylko miesiącami, ale nawet latami, czego świat akurat specjalnie nie potrzebuje w tym momencie, bo wzrost globalnej gospodarki jest dość umiarkowany. Ale to nie oznacza, że nastąpił koniec świata, tak jak wydawało się po upadku Lehman Brothers. Trzeba też zwrócić uwagę na drugi element. Mimo wszystko przez ostatnie tygodnie, może poza kilkoma dniami po śmierci Jo Cox, rynki brały poważnie pod uwagę możliwość Brexitu. W tym czasie wiele osób zdążyło oswoić się z myślą o takim rozwoju wypadków. Upadek Lehman Brothers był raczej dużą niespodzianką, która zaskoczyła rynek i inwestorów.
Jakie czynniki mogą teraz wywoływać na giełdach szczególną nerwowość u inwestorów?
Moim zdaniem na razie przejdziemy w fazę zastanawiania się i odkrywania kolejnych elementów, takich jak chociażby przyszłość Wielkiej Brytanii, czy utrzyma się jako jeden kraj, czy będziemy mieli podział. Pojawią się też być może głosy nawołujące do referendów w innych krajach, natomiast wydaje mi się, że to wszystko będzie już rozłożone w czasie i będą to średnio- lub długoterminowe procesy. Pamiętajmy też o lokalnych czynnikach wpływających na zachowanie giełd. W Polsce wciąż otwarta jest m.in. kwestia przyszłości otwartych funduszy emerytalnych. To czynnik, który inwestorzy muszą nadal brać pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.
Które rynki będą teraz szczególnie wrażliwe, gdzie przede wszystkim trzeba się liczyć z większymi spadkami?
Rynki to system naczyń połączonych. Na razie najbardziej przeceniony został brytyjski funt, i to raczej nie było dla nikogo wielkim zaskoczeniem. Funt dalej może być pod presją. Natomiast w przypadku wielu rynków, które w piątek zaliczyły bardzo duże zniżki, wydaje się, że potencjał do dalszych spadków będzie bardziej ograniczony, co nie oznacza, że nie będzie nerwowo.
Jak bardzo na tle innych giełd narażona na spadki jest giełda w Warszawie?
Sądzę, że jej potencjał spadkowy jest ograniczony po bardzo słabym zachowaniu w ciągu ostatniego roku. O większym ryzyku można chyba mówić w przypadku polskiej waluty, która od pewnego czasu jest narażona na różnego rodzaju ataki, m.in. z powodu pomysłów polityków. Widać, że obecnie, w trudnych momentach na rynkach, to właśnie złoty traci najbardziej.
Czy to już więc dobry moment do powrotu do zakupów na GPW?
Można zacząć próbować szukać akcji, np. wśród firm z niskim wskaźnikiem ceny do zysku, które będą wypłacać wysokie dywidendy lub planują duże skupy akcji.
A jak w najbliższym czasie będą zachowywać się banki centralne?
Na pewno będą bacznie obserwować zachowanie rynków. Nie jest wykluczone, że w razie pogorszenia sytuacji zdecydują się na interwencje, które będą przeciwdziałały deprecjacji waluty. Mogą też rozważać dalsze luzowanie polityki pieniężnej i zwiększanie skali dodruku pieniądza.