W niedzielę odbyło się wyczekiwane spotkanie producentów ropy naftowej w Doha, na którym omawiana była kwestia wspólnego zamrożenia poziomów wydobycia tego surowca. Do porozumienia jednak nie doszło, a fiasko rozmów stało się najczęściej komentowanym wydarzeniem na rynkach surowcowych na początku bieżącego tygodnia. Nie bez przyczyny - doprowadziło ono do tąpnięcia notowań ropy naftowej na starcie poniedziałkowej sesji.

Najwięcej uwagi przyciągnęła Arabia Saudyjska, która podczas niedzielnego spotkania prezentowała wyjątkowo nieugięte stanowisko: kraj ten zdecydowanie wykluczył jakiekolwiek porozumienie, o ile nie dołączy do niego Iran. W ten sposób Saudyjczycy użyli swojej siły na naftowym rynku (Arabia Saudyjska jest największym producentem ropy naftowej w OPEC i jednym z największych na świecie) w typowo politycznych celach, zaostrzając swoje dyplomatyczne relacje z Iranem. Było to tym większe negatywne zaskoczenie, że Iran nie ukrywa swojego stanowiska i już od wielu miesięcy przypomina, że wykorzysta zniesienie zachodnich sankcji do znaczącego wzrostu wydobycia i eksportu ropy naftowej.

Brak chęci Iranu do zamrażania produkcji oraz twarde stanowisko Arabii Saudyjskiej to główne przyczyny fiaska niedzielnych rozmów - ale nie tylko. Tarcia polityczne pomiędzy tymi krajami mogą odsunąć wizję jakiegokolwiek porozumienia pomiędzy producentami ropy naftowej. Ten fakt dostrzegała od jakiegoś czasu Rosja, prowadząc rozmowy z bliskowschodnimi politykami i starając się załagodzić sytuację.

Brak porozumienia to także sygnał, że ceny ropy naftowej mogą poruszać się na niskim poziomie jeszcze przez wiele miesięcy. Chociaż strajk pracowników sektora wydobywczego w Kuwejcie wczoraj wsparł kupujących na rynku ropy, to ogólnie na rynku tym ważnym problemem pozostaje nadpodaż ropy, która powinna utrzymać się jeszcze nawet w przyszłym roku, o ile nie dojdzie do solidarnego ograniczenia produkcji (a na to w obecnych warunkach się nie zanosi).