Mija czas zarabiania na papierach skarbowych. Winne zagraniczne banki centralne i ryzykowna polityka fiskalna. Przyszłoroczne notowania papierów dłużnych będą wynikiem ścierania się trzech sił.
Przemysław Kwiecień ekonomista X-Trade Brokers / Dziennik Gazeta Prawna
Jarosław Sadowski analityk firmy doradczej Expander / Dziennik Gazeta Prawna
Pierwsza to polityka amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed), czyli stopniowe podwyższanie stóp procentowych wraz z poprawiającą się koniunkturą w gospodarce USA. Wyższe stopy procentowe na rynku o takiej renomie jak amerykański mogą zachęcać część inwestorów do przenoszenia kapitału za ocean. Dla polskiego rynku to nie jest bez znaczenia, bo zagraniczni inwestorzy już mają około 40 proc. wartości emisji obligacji w złotych.
Druga siła to interwencyjny skup aktywów prowadzony przez Europejski Bank Centralny, który potrwa do marca 2017 r. EBC co miesiąc pompuje w rynek 60 mld euro. Część z tych pieniędzy może przepłynąć na rynki wschodzące, takie jak nasz.
– Ostatni komunikat Fed sugeruje, że cykl podwyżek stóp będzie raczej umiarkowany, stopniowy. Niemniej jednak oczekiwanie na coraz wyższe stopy w Stanach będzie pchało rentowność polskich obligacji w górę, choć nie powinniśmy mieć tak dużej zmienności jak w pierwszej połowie grudnia. Z drugiej strony polityka EBC powinna obligacje wspierać – ocenia Arkadiusz Urbański, ekonomista banku Pekao.
Do tego międzynarodowego tygla dojdzie sytuacja na krajowym podwórku, a dokładniej działania nowej RPP i polityka rządu PiS.
Analitycy oczekują, że nowa rada będzie skłonna obniżać dalej stopy procentowe. – Nie ma to mocnego uzasadnienia ekonomicznego, bo mamy gospodarczy wzrost, a inflacja zaraz zacznie rosnąć. Ale wcześniejsze deklaracje polityków PiS, że kryterium wyboru do nowej rady będzie skłonność do przeprowadzenia obniżek, rozbudziły na nie oczekiwania. Jeśli do nich rzeczywiście dojdzie, krótkoterminowe obligacje zaczną zyskiwać – ocenia Arkadiusz Urbański.
Ale ważniejsza będzie polityka budżetowa, i to na kilku poziomach. Plany na przyszły rok na papierze nie wyglądają źle. Ministerstwo Finansów podtrzymało prognozę deficytu finansów publicznych w 2016 r. na poziomie 2,8 proc. PKB. To wyraźnie uspokoiło nastroje inwestorów, na rynek obligacji wrócił popyt. Poza tym jeśli program wypłat dodatków na dzieci będzie kosztował tyle, jak go policzył resort rodziny, a dochody z podatków sektorowych (od instytucji finansowych i handlu) wyniosą tyle, ile założyło Ministerstwo Finansów, to całość mniej więcej się bilansuje. Dodatki mają kosztować budżet netto około 16 mld zł. Z jednorazowej wpłaty z aukcji LTE rząd może uzyskać około 9 mld zł, z podatków sektorowych zaplanował sobie 6–6,5 mld zł.
Tyle że niektóre instytucje – jak Komisja Nadzoru Finansowego – podważają wyliczenia wpływów z podatku bankowego, szacując je w przyszłym roku na około 4 mld zł (do tego dojdzie kilkaset milionów od ubezpieczycieli). Nie wiadomo też do końca, ile będzie kosztował program 500 zł na dziecko. Jeśli przejdzie pomysł, by nowe dodatki nie ograniczały praw do innych zasiłków (pisaliśmy o tym wczoraj), to koszt programu wzrośnie o niemal miliard złotych.
Mateusz Sutowicz, analityk rynków finansowych w Banku Millennium, mówi, że w takiej sytuacji inwestorzy będą bacznie śledzili wykonanie budżetu w ciągu roku. I jeśli okaże się, że są problemy z uzyskaniem wystarczająco wysokich dochodów, to nieunikniony będzie wzrost rentowności obligacji (czyli spadek ich cen). Bo braki w państwowej kasie będą oznaczały wzrost potrzeb pożyczkowych, co z kolei wiąże się z większą podażą obligacji na rynku.
– Jeśli jeszcze do tego dojdą pomruki ze strony Komisji Europejskiej, że polska polityka budżetowa jest zbyt luźna, z sugestiami ponownego wprowadzenia procedury nadmiernego deficytu, a swoje dorzucą agencje ratingowe, to sytuacja na rynku będzie napięta – ostrzega Mateusz Sutowicz.
Dodatkowe napięcie może wywołać sam podatek od aktywów, które będą płacić banki. To drugi co do wielkości gracz na krajowym rynku obligacji, sektor posiada prawie jedną trzecią emisji w obrocie. Gdyby zaczął sprzedawać papiery w poszukiwaniu bardziej dochodowych inwestycji (np. krótkoterminowych kredytów konsumpcyjnych), pogorszyłoby to notowania obligacji. Sutowicz uważa, że sytuację mogłoby złagodzić zwolnienie z podatku bankowego aktywów w postaci obligacji skarbowych. Dzięki temu chętniej kupowałyby one dług Skarbu Państwa, co mogłoby nawet obniżyć koszty finansowania budżetu. O takim zwolnieniu mówili ostatnio niektórzy politycy PiS.
Wiara analityków w to, że uda się utrzymać wysokie notowania obligacji w przyszłym roku, jest jednak coraz mniejsza. Według Arkadiusza Urbańskiego rentowność obligacji 10-letnich może wzrosnąć do końca 2016 r. do około 3,5 proc. (obecnie jest to 2,86 proc.).
Takiego rozwoju wydarzeń obawiają się inwestorzy, w tym indywidualni, lokujący swoje pieniądze w funduszach obligacji. Według danych zbieranych przez portal Analizy.pl w listopadzie odpływy z funduszy obligacji były większe niż napływ nowych środków (o około 250 mln zł). Oszczędzający odwracają się przede wszystkim od obligacji skarbowych, bo w przypadku długu korporacyjnego zainwestowali w sumie więcej, niż wypłacili (o 64 mln zł). Niechęć do tej kategorii inwestycji to efekt coraz mniejszych zysków. Co prawda na tle np. rynku akcji obligacje wypadają dobrze (w ciągu ostatniego roku żaden z 16 funduszy obligacji skarbowych nie poniósł straty większej niż 1,4 proc., w tym czasie giełdowy indeks WIG zaliczył ponad 10-proc. spadek), ale nie wytrzymują porównania np. z oprocentowaniem rocznych depozytów. Według danych NBP banki oferują obecnie indywidualnym klientom oprocentowanie dłuższych lokat (od 6 miesięcy do roku) na poziomie 1,9 proc. Według informacji Analiz.pl tylko jeden fundusz dał większy zwrot w ostatnich 12 miesiącach (KBC Delta Parasol Biznes SFIO – 2,7 proc.), inny osiągnął porównywalny wynik (Ipopema Obligacji – 1,7 proc.).
OPINIA
Wyższe stopy w USA to więcej nerwowości u nas
Bardzo prawdopodobny jest spadek rentowności obligacji krótkoterminowych w odpowiedzi na obniżanie stóp procentowych przez nową RPP przy jednoczesnym wzroście rentowności papierów długoterminowych. Powodem tego wzrostu mogą być obawy o skutki luźniejszej polityki fiskalnej, ale też wzrost stóp procentowych w USA.
Wpływ tych globalnych czynników (decyzje Fed czy wydarzenia na rynku amerykańskich obligacji śmieciowych) na polski rynek był widoczny już w ostatnich dniach. Nasze obligacje są w segmencie inwestycyjnym, ale nie jesteśmy w grupie najbardziej bezpiecznych papierów. Wyższe stopy procentowe w USA mogą powodować, że na rynkach obligacji o niższych ratingach – jak nasz – będzie więcej nerwowości i one w pierwszym rzędzie będą odczuwały negatywną presję. W takich okolicznościach niedobrze byłoby, gdyby wydarzenia w kraju oddziaływały w tym samym kierunku. Jeśli zarządzający aktywami będzie musiał pozbyć się jakichś obligacji o zwiększonym ryzyku, to zawsze w pierwszej kolejności wybierze te, które mają jakieś dodatkowe negatywne „zabarwienie” na poziomie emitenta.
Fakt, że dużą pulę polskich obligacji skarbowych mają inwestorzy zagraniczni, naraża nas na większą zmienność. Brak stabilizatora rynku, jakim były OFE, może mieć tu znaczenie. OFE traktowały inwestycje w obligacje w zasadzie mechanicznie, a ich pole manewru było mniejsze niż inwestorów zagranicznych, którzy mogą się pozbyć papierów w dowolnym momencie.
OPINIA
Oszczędzający zaczną się rozglądać za czymś innym
Inwestycje w fundusze obligacji skarbowych cieszyły się w ostatnich latach dużą popularnością. Ale to się już powoli kończy. Tym, co wcześniej zachęcało do tego typu inwestycji i przyciągało inwestorów, było względne bezpieczeństwo i stopy zwrotu wyższe niż w przypadku lokat bankowych. Wysokie stopy zwrotu na funduszach rynku obligacji były pochodną spadku stóp procentowych: fundusze miały w portfelach papiery stosunkowo wysoko oprocentowane, spadek stóp powodował wzrost ich cen na rynku. Pytanie, czy będą następowały dalsze obniżki stóp. Być może do tego dojdzie, gdy pojawi się nowa Rada Polityki Pieniężnej, ale potencjał zysków funduszy już raczej nie jest na tyle duży, by przyciągać coraz więcej pieniędzy, dobra passa się kończy.
Wydaje się więc, że osoby, które szukają alternatywnych form oszczędzania wobec bankowych lokat, zaczną się rozglądać za czymś innym. Być może popularniejsze staną się fundusze obligacji korporacyjnych. Przedsiębiorstwa mogą coraz częściej decydować się na emisje, jeśli kredyt bankowy stanie się droższy – a takie mogą być skutki uboczne wprowadzenia podatku bankowego. Co do innych form inwestowania – raczej trudno wskazać na takie, które są w miarę bezpieczne i zyskowne. Już kupowanie obligacji korporacyjnych obarczone jest ryzykiem, jednak np. w przypadku akcji jest ono teraz o wiele większe. Być może w najbliższej przyszłości alternatywą będą fundusze inwestujące za granicą.