Powracają wypowiedzi, iż przewidywany spadek dochodów z akcyzy z powodu trwającego lockdownu można w łatwy sposób skompensować podwyżkami tego podatku, a wręcz że 7 mld zł „leży na ulicy”.

Przypomnijmy, że w uchwalonym ostatnio budżecie na 2021 r. założono łączne dochody z akcyzy na poziomie ok. 71 mld zł, z czego tradycyjnie największą część stanowić będzie akcyza od paliw silnikowych, następnie od wyrobów tytoniowych i dopiero od napojów alkoholowych. Z planowanych na 2020 r. wpływów akcyzowych na poziomie ok. 68 mld zł po 10 miesiącach z akcyzy od napojów spirytusowych uzyskano ponad 7 mld zł, z akcyzy od piwa nieco ponad 3 mld a z akcyzy od wina ok. 340 mln zł.

Tymczasem w wypowiedziach medialnych słyszy się, iż panaceum na wszelkie bolączki budżetowe mógłby być wzrost akcyzy o 7 mld zł, z czego lwia część tj. ok. 5 mld zł mogłoby przypadać na piwo. Przeciętny człowiek mógłby powiedzieć - czemu nie? Co jednak naprawdę oznaczałaby taka podwyżka i dlaczego nikt wcześniej nie wpadł na tak „prosty i skuteczny” pomysł. Skoro obecnie łącznie roczne wpływy z akcyzy od piwa to ok. 3,5 mld zł to projekcja „+5mld zł” (= ok. 8,5 mld zł) oznaczałaby wzrost ok. 2,5-krotny.

Zatem dlaczego ograniczać się do piwa - wszak skoro można po prostu pomnożyć wpływy z piwa, to czy nie lepiej pomnożyć „coś większego”. Mnożąc piwo 2,5-krotnie uzyskamy „tylko 5 mld”, ale mnożąc już akcyzę od napojów spirytusowych x 2,5 łatwo uzyskamy dodatkowych ok. 12-13 mld (czyli według tej logiki „bardziej się opłaca”). Wówczas budżet nadgoniłby wynik z akcyzy z dwóch ostatnich lat i to jeszcze „z górką” dla potomnych. A gdyby ten pomysł odnieść do paliw - można by uzdrowić całą gospodarkę.

Otóż niestety tak nie jest. Pieniądze nie leżą na ulicach, ich resztki są w kieszeniach ludzi. Jeśli ktoś mówi: „budżet mógłby zyskać 5 mld z akcyzy od piwa”, to tak naprawdę mówi: „chciałbym, aby ludzie zapłacili za piwo więcej przynajmniej o 5 mld” (a doliczając wzrost VAT - jeszcze więcej). Ale nawet to nie jest tak proste, bowiem jeśli Rząd powie „zapłaćcie 2,5 krotnie więcej akcyzy za piwo”, to ludzie mogą powiedzieć NIE… i piwa nie pić lub pić mniej. I pomysł i tak nie wypali. No chyba, że zakłada się, że zamiast piwa wypije się więcej wódki. Bo jakoś przypadkiem te argumenty brzmią podobnie do tego czego od dawna oczekuje przemysł spirytusowy. Warto również przynajmniej zapytać, a może by tak akcyza na chleb i masło? Z tych wyrobów ludzie raczej nie zrezygnują - więc zysk pewniejszy. Osobiście poddałbym analizie również smalec - kto wie, może okazać się żyłą złota.

Materiały prasowe / Bruno Fidrych / PLASTERSTUDIO

Krzysztof Rutkowski

Radca prawny, doradca podatkowy, Partner w kancelarii KDCP