Dzięki szarpnięciu w ostatnich minutach sesji S&P zdołał wyjść na plus, ale inwestorów w Europie taki styl może nie przekonać do dalszych zakupów.

Korekta na Starym Kontynencie rozpoczęła się już wczoraj, krótko po porannych zwyżkach. Posiadacze akcji wykorzystali dobrą atmosferę na rynkach do upłynnienia papierów, choć w końcówce sesji nastroje ponownie uległy poprawie. To dzięki zachowaniu S&P, który do czasu zamknięcia rynków w Europie wspinał się – całkiem zgrabnie – ku nowym szczytom. Dopiero druga część sesji przyniosła widzianą wcześniej w Europie realizację zysków i płytkie nurkowanie z wynurzeniem na koniec wartym 0,1 proc. dziennego urobku.

Na rynkach azjatyckich nastroje były mieszane dziś rano. Indeks w Szanghaju rósł o prawie 1 proc. na pół godziny przed końcem notowań, zaś Hang Seng zyskiwał 0,9 proc. po tym jak zmniejszono wysokość obowiązkowych rezerw dla niektórych kredytodawców. Podano także, że inflacja wzrosła o 2,5 proc. w maju (oczekiwano 2,4 proc.), co także odebrano jako sygnał ożywienia gospodarki (choć inflacja rosła głównie za sprawą cen żywności). Kospi wzrósł o 1,1 proc., ale Nikkei stracił 0,85 proc. za sprawą umocnienia jena, niekorzystnego dla eksporterów.

Inwestorzy w Europie muszą zdyskontować nieudaną drugą część sesji w USA, co przyjdzie im tym łatwiej, że kontrakty na S&P tracą dziś rano 0,2 proc., a grunt pod korektę został przygotowany już na wczorajszej sesji. W zasadzie pozostaje obserwować, czy wczorajsze dołki zostaną przełamane, sygnalizując być może dłuższy postój, czy też obronione – wtedy rozmiary korekty liczone będą w dziesiętnych częściach procenta. Jeśli chodzi o publikacje, to liczyć się może dynamika produkcji w UK, Francji i Włoch, podana zostanie także zrewidowana dynamika PKB Włoch w I kwartale.

Emil Szweda