Głównie ze względu na liczbę danych makro publikowanych w USA. Te poranne z Europy i Japonii nie zawodzą.

Indeksy w Europie zmieniały się wczoraj w wąskim zakresie, co – przy ich wysokich wartościach zbliżonych do rekordowych (DAX) – sprawiało wrażenie, jakby inwestorzy starali się stawiać ostrożne kroki ze świadomością, że lód, po którym stąpają, może się załamać. Ostrożność dyktował też odczyt indeksu cen produkcji w USA (0,6 proc.), który wzrósł powyżej oczekiwań (0,2 proc.) i ożywił dyskusję o możliwości wzrostu inflacji.

Ostrożność inwestorów na Starym Kontynencie mogła im się opłacić, bo S&P spadł ostatecznie o 0,5 proc., przy czym podaż dominowała zwłaszcza w końcówce sesji. Część inwestorów wykazała zniecierpliwienie (przez cały dzień rynek był płaski na poziomie -0,2 proc.) i nie chciała czekać na czwartek, gdy liczne publikacje makro mogą rozstrzygnąć rynkowe dylematy.

PKB Japonii wzrósł o 5,9 proc. (dane annualizowane), a więc powyżej oczekiwanych 4,3 proc. – tak to przedstawia Bloomberg. Ale wzrost w porównaniu do IV kwartału wyniósł 1,5 proc. wobec spodziewanych 2,7 proc. W efekcie Nikkei stracił 0,75 proc. wiedziony przez banki, z których trzy największe obniżyły prognozy na ten rok. Indeks w Szanghaju stracił 1 proc., Kospi zakończył dzień niemal na zero, a Hang Seng wzrósł o 0,2 proc.

Niemiecki PKB wzrósł w I kwartale o 0,8 proc. (oczekiwano 0,7 proc.), zaś francuski nie zmienił się (po wzroście o 0,2 proc. w IV kwartale). Wstępne dane z większości krajów Europy będą znane do 11.00. Ale to nie one zadecydują o przebiegu sesji, a zwłaszcza jej zakończeniu. Znaczenie będzie mieć przede wszystkim odczyt inflacji w USA. Wzrosty PPI przez dwa kolejne miesiące zwróciły uwagę rynku na możliwość wzrostu cen konsumenckich, głos w sprawie zabrał też Greenspan ("nie spodziewam się szybkiego wzrostu, ale lekceważenie inflacji to błąd"). Ponadto poznamy też dynamikę produkcji przemysłowej, liczbę nowych wniosków o zasiłki oraz kilka regionalnych indeksów.