Opublikowane wczoraj zaległe dane zza oceanu stały się impulsem do wzrostu indeksów. Inwestorzy uznali, że Fed zyskał dodatkowy argument za przedłużeniem skupu obligacji w dotychczasowej skali. Jeśli jednak kolejne sygnały będą wskazywać na słabość amerykańskiej gospodarki, sentyment na giełdach może się pogorszyć.

Opóźniona ze względu na budżetowo-zadłużeniowy pat w Stanach zjednoczonych, dała pretekst bykom do dalszych wzrostów i windowania indeksów na rekordowe poziomy. Do tej tendencji nie dostroiły się wskaźniki naszych największych spółek, ale swoje pięć minut miały one w poniedziałek, więc korekta im się należała. Rekordy zaliczyły indeksy w Paryżu i Frankfurcie oraz za oceanem.

Na zmianę nastrojów w najbliższym czasie się nie zanosi, co nie wyklucza możliwości pojawienia się realizacji zysków. W bliskiej perspektywie nie widać czynników, które mogłyby powstrzymać ruch indeksów w górę, nie mówiąc o odwróceniu tej tendencji. W dłuższym horyzoncie losy hossy już tak jednoznaczne nie są, ale na zmartwienia przyjdzie czas za kilkanaście tygodni, gdy wrócą targi o limit zadłużenia amerykańskiego rządu. Nie można też wykluczyć, że do tego czasu niedźwiedzie dostaną jakieś mocniejsze karty.

Dziś z pewnością bykom nie grozi nic poza korektą. Po wtorkowej zwyżce Dow Jones’a o 0,5 proc. I wzroście S&P500 o 0,6 proc., nastroje powinny być dobre, ale też część inwestorów może zdecydować się na realizację zysków. Nowych ważnych informacji makroekonomicznych dziś nie będzie, więc jedynym powodem do osłabienia może być refleksja nad wczorajszymi danymi. Być może część inwestorów zwróci uwagę, że nie przemawiały one wcale tak jednoznacznie za przedłużeniem skupu obligacji. Liczba nowych miejsc pracy rzeczywiście rozczarowała, ale odczyt sierpniowy skorygowano mocno w górę. Po drugie, stopa bezrobocia, która dla Fed jest jednym z kluczowych parametrów, obniżyła się z 7,3 do 7,2 proc. Coraz więc bliżej do przyjętego przez rezerwę federalną poziomu 6,5 proc., od którego można zacząć się zastanawiać nad zaostrzeniem polityki pieniężnej.

Wczorajsze słabsze zachowanie indeksów naszych największych spółek trzeba traktować jako niewiele znaczący przystanek w zwyżkowej tendencji. WIG20 wciąż ma co odrabiać, bo w odróżnieniu od większości wskaźników głównych giełd, nadal znajduje się niżej niż na początku roku. Do wyjścia na zero brakuje mu już tylko 1,5 proc., a do szczytu z 3 stycznia dystans wynosi nieco ponad 3 proc. Jego pokonanie stanowiłoby kolejny ważny byczy sygnał. Trudno wątpić, że dojdzie do jego wygenerowania.

Impulsów do wzrostów mogą dostarczyć raporty kwartalne spółek. Wczoraj pozytywnie zaskoczyła Telekomunikacja Polska, która co prawda w porównaniu do ubiegłego roku zysku nie zwiększyła, ale osiągnęła wynik lepszy niż się spodziewano. To wystarczyło do zwyżki kursu akcji o 5,5 proc. W przypadku tej spółki o powrocie do poziomu z początku roku można jedynie pomarzyć, ale najgorsze ma już ona za sobą. Na fajerwerki trudno liczyć, jednak ruch w górę jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem. Dziś można się spodziewać analogicznej reakcji kursu w przypadku PKN Orlen, a nastroje po publikacji danych mogą przenieść się także na walory Lotosu. Analitycy szacowali, że w trzecim kwartale Orlen zarobił 682 mln zł (w poprzednim roku zysk wniósł 1,37 mld zł).

Na godzinę przed końcem handlu na giełdach azjatyckich przeważały spadki. Nikkei spadał o 1,5 proc., a wskaźniki w Szanghaju szły w dół po 1,3-1,4 proc.

Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy sygnalizowały możliwość korekty ostatnich wzrostów. Zniżkowały one rano po 0,3-0,5 proc.

Roman Przasnyski