Wygląda na to, że Ben Bernanke znalazł sobie kolejną wymówkę w postaci niskiej inflacji, co zresztą sam FED już sygnalizował w lipcowym komunikacie – chociaż wtedy rynki uznały to jako ukłon w stronę mocno „gołębiego” Jamesa Bullarda. Z przedstawionych wczoraj projekcji makroekonomicznych wynika też, że bank centralny pozostaje ostrożny w kwestii poprawy na rynku pracy – prognozowany przedział stopy bezrobocia na ten rok to 7,1-7,3 proc., a na 2014 r. to 6,4-6,8 proc.

W czerwcu spodziewano się odpowiednio 7,2-7,3 proc. i 6,5-6,8 proc. To pokazuje, że osiągnięcie celu na poziomie 6,5 proc. w przyszłym roku nie jest pewne. Zwłaszcza, że członkowie FED nie są zbytnio przekonani, co do ożywienia w gospodarce. Szacowany PKB na ten rok to 2,0-2,3 proc., a w 2014 r. ma to być 2,9-3,1 proc. To wyraźna różnica względem czerwca, kiedy to podawano odpowiednio 2,3-2,6 proc. i 3,0-3,5 proc. Stąd też nie zaskakuje zbytnio fakt, że program QE3 został utrzymany na poziomie 85 mld USD miesięcznie. Podczas konferencji prasowej Ben Bernanke dał też do zrozumienia, że połowa 2014 r. nie może być uznawana za sztywny termin całkowitego wygaszenia QE3 – zaznaczył, że Rezerwa Federalna nie ma żadnego harmonogramu takich działań, a posunięcia będą miały miejsce w zależności od napływających danych. Tym samym FED nie zamyka sobie możliwości ograniczania QE3 jeszcze w tym roku, a 12 członków tego gremium nie wyklucza podwyżki stóp procentowych w 2015 r. Co ciekawe, teoretycznie QE3 może zacząć być redukowany nawet w październiku, kiedy to nie ma zaplanowanej konferencji prasowej FED, chociaż to wydaje się być mało prawdopodobne. Co innego 17-18 grudnia, choć to dopiero za trzy miesiące…

Tak mocne zaskoczenie w postaci „gołębiego” komunikatu FED musiało znaleźć swoje przełożenie na wykresach. Koszyk BOSSA USD złamał dwuletnią linię trendu wzrostowego, która przebiega w okolicach 68,30 pkt. To średnioterminowy sygnał słabości dolara. W efekcie w ciągu kilku tygodni rynek może kierować się w okolice 67,15 pkt. – to naruszona w lutym b.r. linia trendu spadkowego ze szczytów z 2009 i 2010 r. Zwieńczeniem korekty 2 letniego impulsu wzrostowego (lipiec 2011 r.-czerwiec 2013 r.) może być jednak dopiero test 61,8 proc. zniesienia Fibo na poziomie 65,15 pkt. Zresztą ten poziom jest potwierdzany też przez liczne wsparcia z 2012 r.

Nie zapominajmy jednak, że z punktu widzenia psychologii, rynek kwalifikuje się teraz do wyraźniejszego korekcyjnego odbicia. Wczorajszy wieczór był kapitulacją dolarowych byków, dla których koronnym argumentem za zakupami dolara był czerwcowy komunikat FED na bazie którego rynki finansowe wytyczyły sobie ścieżkę wychodzenia z QE3. Teraz inwestorzy i analitycy będą przesadzać w drugą stronę – nie wierząc w to, że Bernanke może w grudniu ograniczyć skup aktywów. Wczorajsza informacja podana przez jednego z wysoką rangą przedstawicieli Białego Domu, że Janet Yellen jest murowanym kandydatem na fotel szefa FED, może sprawić, że pojawią się oczekiwania, że to dopiero ona zacznie ograniczać QE3, co sugerowałoby pierwsze decyzje w I kwartale 2014 r. Tylko, że wtedy mogłoby się okazać, że FED musiałby działać szybko, a zatem w sposób nie do końca przez siebie pożądany. Bo nie można wykluczyć, że przedstawione wczoraj prognozy makroekonomiczne są zwyczajnie zbyt pesymistyczne…

W krótkim terminie rynki finansowe po ochłonięciu po FED wrócą do tzw. bieżącej rzeczywistości. Dzisiaj w kalendarzu mamy popołudniowe publikacje danych z USA. Warte uwagi mogą okazać się zwłaszcza tygodniowe dane z rynku pracy o godz. 14:30. Dlaczego? Bo ubiegłotygodniowe odczyty wskazały na spadek wniosków do rekordowo niskiego poziomu 292 tys. Wprawdzie Departament Pracy natychmiast podał, że dane zostały zniekształcone przez zaburzenia w systemach w dwóch badanych stanach USA, ale dopiero teraz przekonamy się jak były one duże. Mediana oczekiwań zakłada powrót do 330 tys. Każdy odczyt poniżej tego poziomu będzie dobrym pretekstem do odreagowania silnej przeceny dolara. Z kolei o godz. 16:00 poznamy indeks aktywności z Filadelfii za wrzesień (oczekuje się nieznacznej zwyżki do 10 pkt., ale te dane cechują się sporą zmiennością), a także dynamikę sprzedaży domów na rynku wtórnym w sierpniu (mediana -2,6 proc. m/m do 5,25 mln) i indeks wskaźników wyprzedzających LEI. Te dane jednak nie ruszą już tak rynkiem, jak wspomniana publikacja z godz. 14:30.

W strefie euro warto zwrócić uwagę na kilka kwestii. To wczorajsza informacja z Włoch – senacka komisja zajmie się impeachmentem Berlusconiego w połowie października i jego zwolennicy nie mają już żadnych możliwości jej zablokowania, ale sam Silvio nie ogłosił publicznie, że wycofuje wsparcie dla rządu Enrico Letty. Zdeklarował pozostanie w polityce i zapowiedział reaktywację Forza Italia, co może sugerować, że raczej nie zdecyduje się na scenariusz przedterminowych wyborów na jesieni. Włoskie ryzyko nie znika jednak zupełnie – ostatnio mieliśmy słabe dane makro, które pokazują, że Rzym zaczyna się niebezpiecznie ciągnąć w ogonie Europy, a dług znowu rośnie. To może się mniej podobać rynkom, które za chwilę znów przypomną sobie o PIIGS. Problemy zaczyna mieć Portugalia, której dodatkowo znów grozi cięcie ratingu ze strony agencji S&P. Pytanie też, co dalej z pakietami pomocowymi dla Grecji w 2014 r. – temat ten wróci już za chwilę, bo po niedzielnych wyborach do niemieckiego Bundestagu. Do tej pory rynki zakładały, że ożywienie w Eurolandzie nieco zmniejszy problemy peryferiów, ale jeżeli jednocześnie Mario Draghi i Ben Bernanke zaczynają być ostrożni w perspektywach na 2014 r., to coś może być na rzeczy…

Na wykresie EUR/USD widać, że rynek ma problem z wyraźnym złamaniem wczorajszego maksimum na 1,3541. Dodatkowo w tym rejonie można wyznaczyć opór na bazie przedłużonej linii trendu wzrostowego ze szczytów z lipca i sierpnia. To stwarza pole do korekty wczorajszej zwyżki. Jej celem mogą być okolice 1,3415-50, czyli będziemy mieć typowy ruch powrotny (na razie). Kolejne tygodnie mogą jednak przynieść test szczytu z lutego b.r. na 1,3710 i złamanie tego poziomu.

Marek Rogalski