Środowe notowania na Giełdzie Papierów Wartościowych zaczęły się od spadku cen, którymi rynek zareagował na słabą końcówkę sesji w USA i mocny spadek cen w Tokio, gdzie Nikkei kolejny raz postawił pytania o zdolność rządu japońskiego do zrealizowania postawionych sobie celów.

W efekcie indeks WIG20 spadł o poranku w pobliże ostatnich dołków, ale brak zejścia poniżej granicy półki, która od tygodnia mrozi indeks w trendzie bocznym okazał się zachętą dla kupujących. Popyt stosunkowo szybko wyprowadził większość cen na prostą a indeks w rejony, na których ani kupujący, ani sprzedający nie mają powodów do zaniepokojenia.

W efekcie niemal całość sesji minęła w wąskim przedziale wahań, którego centralnym punktem był poziom 2465 pkt. Proste odnotowanie faktu, iż ważne bariery na wykresie WIG20 znajdują się w strefach 2500-2518 pkt. i 2409-2400 pkt. najlepiej wyjaśnia dlaczego w rejonie 2460 pkt. rynek tak łatwo znajduje preteksty do wyciszenia, które trwa już dobre pięć sesji. W istocie na rynku stale najważniejszym elementem układu sił jest pokonanie przez WIG20 poziomu 2409 pkt., w którym większość graczy widzi domknięcie układu zapowiadającego podniesienie indeksu o dalsze 150 punktów. Nie bez znaczenia jest również zanegowanie trendu czy też tendencji spadkowej, która od początku roku prowadziła indeks na południe.

To na tych dwóch faktach rynek zbudował wyciszenie, które pozwala ignorować spadki na świecie i korekcyjne nastroje w otoczeniu. W praktyce jednak przedłużająca się konsolidacja bez kolejnego kroku na północ i konfrontacji WIG20 z 2500 pkt. będzie owocowała zniechęceniem i wówczas cofnięcie w rejon 2409 pkt. stanie się koniecznością. Na dziś nic nie wskazuje na to, by podaż była zdolna do przesunięcia indeksu poniżej 2409 pkt. i zaskoczeni zeszłotygodniową siłą rynku gracze będą szukali swojej szansy na każdej przecenie.

Dla zwolenników analizy technicznej zeszły tydzień był jednym z najważniejszych punktów w bieżącym roku i tak długo, jak WIG20 nie wróci poniżej 2409 pkt., tak długo rynkowi łatwiej będzie o konsolidację niż mocne odejście na południe.

Adam Stańczak